baner

Artykuł

Polski komiks w 2011 roku

Łukasz Chmielewski
Kolejny raz rzuciłem mym ślepym okiem na polski rynek komiksowy – w 2011 r.. Kilka rzeczy mnie zaskoczył, inne rozczarowały, a nawet zniesmaczyły. Najważniejszymi wydarzeniami były:

  • 1. Afera Chopinowska

  • 2. Wysyp zinów

  • 3. Cięcia oferty wydawniczej

  • 4. Cykl „kibicujemy” Ziniola

  • 5. Polskie zeszytówki

  • 6. Artyści też rysują komiksy

  • 7. Zamknięcie WRAK.pl

  • 8. Działalność PSK

  • 9. Komiks kundlem kultury

  • 10. Duet Jaczun Martewicz


Ad. 1
„Chopin. New Romantic” to jeden z najgłośniejszych polskich komiksów ostatnich lat. Co prawda ta antologia jest międzynarodowa, aferę rozpętał jednak znajdujący się w niej komiks Krzysztofa Ostrowskiego. Antologia powstała na zamówienie MSZ dla polskiej ambasady w Berlinie. Miała promować Polskę w związku z Rokiem Chopinowskim. Komiksy miały trafić do szkół. Ostrowski przygotował do niej komiks o muzyku, który wygląda jak Chopin, i który przyjeżdża do więzienia dać koncert...

„Chopin…” to w rzeczywistości zbiór w większości słabych komiksów, który miał w jakiś sposób promować Polskę. Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś, kto zamawiał materiał promocyjny, mógł go zaakceptować. Ostrowski tłumaczył się, że zrobił komiks dla dorosłych, nie wiedząc, że antologia ma trafić do szkół. Tylko że to nie tłumaczy niczego – bo jak taki komiks ma promować Polskę? Co pokazał fajnego w tym kraju? No i gdzie jest Chopin?
Taka antologia mogłaby robić wszystko, ale nie promować Polskę w Roku Chopinowskim – bo tytuł i data publikacji, a także treść samych komiksów sugerują wyraźnie, że o to chodziło.

Niektóre prace sprawiają wrażenie dołączonych na siłę – jak choćby dwuplanszówka Michalke. Fajny komiks o Polsce zrobił Mawil, ale nie do tej antologii. Nic zarzucić nie mogę jedynie komiksowi Jan-Frederik Bandela (scenariusz) i Saschy Hommera (rysunek) – jest świetny. Co znamienne, Niemcy, który wzięli udział w projekcie, udźwignęli ciężar materiału promocyjnego. Dwa na trzy komiksy nie dotyczyły Chopina i w kontekście takiej antologii jest to ich minusem. Niemniej jednak są to komiksy na poziomie, starające się pokazać fajnie Polskę i Polaków. Dlaczego Polacy nie potrafili tego zrobić?

Czego by złego nie powiedzieć, dzięki Chopinowi zrobiło się bardzo głośno o komiksie. Nie przypominam sobie, żeby w ostatnich latach jakiś komiks był tak nagłośniony. Z pewnością ta afera naruszyła wizerunek komiksu jako dla dzieci (co prawda pewnie teraz będzie łatwiej przylepić mu łatkę szczeniacki…). O komiksie mówiło się źle, ale się mówiło. A tak ponoć w wielkim świecie buduje się popularność. Pozytywem tej historii jest to, że KG wyprodukowała kolejny komiks na zamówienie MSZ („Tymczasem” przeszło jednak bez echa), bo pokazuje to, że zamawiający nie wystraszyli się, i że można zrobić coś lepszego. I to jest właściwy kierunek.

Ad. 2
Polski komiks znów zinami stoi. Takie wrażenie odniosłem zwłaszcza po 22 MFKiG. Jeśli jednak policzyć wszystkie wydawnictwa trudnodostępne, to okazuje się, że ich liczba jest dość stabilna i wynosi około 100. Wpływ na to miały dwie edycje Projektu 24h w 2010 r. (w 2011 odbyła się jedna edycja, ale na razie nie wiadomo, jaki będzie jej efekt ilościowy). Gdyby pominąć, to faktycznie zinów jest więcej – zwłaszcza, że pojawiło się dużo nowych tytułów. Komiksiarze - tak jak kibice piłkarscy - też mają Lewandowskiego…

Z jednej strony tylko się cieszyć. Ziny, choć trudno dostępne, pozwalają na pełną swobodę artystyczną (nie zawsze jest to ich atutem…), są też stosunkowo tanie. Pozwalają przede wszystkim zaistnieć zwykle młodym twórcom, a czytelnikowi dają pełny przegląd rodzimej sceny. Nie można też zapominać, że to właśnie od zina zaczęła się kariera wielu znanych dziś twórców...

Z drugiej strony rosnąca liczba zinów oznacza jedno – posuchę wydawniczą. Spadek oferty i trudny debiut w wydawnictwie spowodowały wysyp zinów, bo skoro nie mam co czytać, i nikt mnie nie chce wydać, to zrobię to sam.

Ad. 3
KG, Timofa (jako wydawnictwo, a nie personalne odniesienie) i Egmont w 2011 r. połączyła zauważalna redukcja oferty wydawniczej. Podwyżka VAT, słaba złotówka, wysoka inflacja zrobiły swoje. Spadł popyt na komiksy, musiała spaść też ich podaż. Mimo tego ukazało się sporo świetnych pozycji. Kolejny raz jednak okazało się, że komiks jest produktem niszowym i nie ma co liczyć na zmianę takiej sytuacji. W efekcie czytelnicy są skazani na wysokie ceny. Co gorsza, ceny mogą jeszcze rosnąć. Pytaniem bez odpowiedzi zostaje, czy poziom z 2011 r. nie jest przypadkiem optymalny dla małego rynku, który funkcjonuje w kraju o niskich dochodach i niskich wydatkach na kulturę?

Ad. 4
Ziniol przetrwał online. Cykl „kibicujemy” ma dopingować twórców do prac na komiksem, a czytelników informować o tym, co może się ukazać. Nie wiem, czy takie działanie faktycznie pomaga twórcom (na pewno nie zaszkodzi), wiem jednak, że ten cykl stał się najpełniejszym przeglądem sceny komiksowej w Polsce. Nawet gdyby tylko 1% z prezentowanych w nim komiksów ukazał się drukiem, to i tak pokazuje, co siedzi w głowach twórców, co chcą robić. Gdybym był wydawcą, uważnie przyglądałbym się ziniolowemu kibicowaniu. Dobra robota!

Ad. 5

Co prawda Konstrukt padł, ale na jego miejsce pojawił się „Henryk Kaydan”, „Człowiek bez szyi” i „Orzeł Biały”. Jakub Martewicz i Agata Jaczun zaczęli jeszcze w październiku 2010 r., ale to właśnie w 2011 r. poszli za ciosem, wydając 5 części Kaydana (w dwóch wersja okładkowych), „Zmorę” i „Projekt X”. Wydawca zdecydował się jednak publikację tylko podstawowej wersji 6. Kaydana. Druga część „Zmory” nie ukazała się w terminie. Oby to nie oznaczało początku końca, a jedynie racjonalizację projektu. Natomiast „Biały Orzeł” wystartował finalnie dopiero w 2012 r., ale zelektryzował komiksowe środowisku już w 2011 r.

Po zeszytówki sięgnął także Egmont, wydajać dwa (lub jak kto woli półtora) komiksy o Wiedźminie. Był to jednak raczej jednorazowy strzał związany z promocją gry komputerowej (nie licząc Star Wars).

Upadek Konstruktu nie powinien być zaskoczeniem. Bardzo hermetyczny charakter komiksu i skala dystrybucyjna projektu wróżyły taki koniec. Kijuc nie poddaje się jednak, papier zamienia na wersję cyfrową. Zobaczymy, co tym razem z tego wyjdzie – jemu i innym zeszytówkom.

Ad. 6
We wstępie do antologii „Złote pszczoły” można przeczytać, że warstwa graficzna została powierzona rysowniczkom i artystkom. Po komiks sięgnął kolejny raz także Andrzej Klimowski. Można mówić zatem o pewnym trendzie – kiedy artyści (np. osoby po ASP) sięgają po komiks jako formę ekspresji artystycznej. W tym co prawda nie ma nic nowego (vide Rosiński czy Oleksicki), ale chodzi o samo zestawienie artysty i komiksu, o zwrócenie uwagi na fakt, że komiks mogą robić artyści. Nota bene przyznam, że nie wiem, jak rozumieć to rozróżnienie na rysowniczki i artystki. Mogę jedynie założyć, że artystkami są te kobiety, które nie robiły wcześniej komiksów – problem w tym, że Anna Czarnota miała romans z komiksem (brak publikacji, ale jej FB świadkiem). Najtrudniej jednak zrozumieć, dlaczego rysowniczka komiksów nie może być artystką?

Z drugiej strony Maciej Pałka zaczął określać się mianem artysty wizualnego i twórcy powieści graficznych, uciekając tym samym od komiksu. Na razie nie ma naśladowców, ale to raczej tylko kwestia czasu. Prawdopodobnie gdzieś na styku tych dwóch postaw może pojawić się nobilitacja gatunku i jego poważna recepcja – trochę tak jak z terminem graphic novel w USA. Problemem jest tylko to, że artyści często nie mają pojęcia o komiksie i tworząc go, mogą wywarzać dawno otwarte drzwi.

Ad. 7

Jarek Obważanek postanowił zamknąć legendarny projekt, jakim był jego autorski serwis WRAK. To ogromna strata dla środowiska, bo pokazuje też pewien negatywny aspekt komiksowej rzeczywistości – wykruszanie się starej gwardii. A młodych wilków o podobnej wytrwałości jak na lekarstwo. Oby WRAK nie był pierwszym klockiem domina… Za prowadzenie serwisu - chapeau bas!

Ad. 8
Po PSK oczekiwałem – zapewne zbyt huraoptymistycznie – intensyfikacji działań związanych z promocją komiksu – do pewnego stopnia cudu, który zmieniłby rzeczywistość. Stowarzyszenie założyli przecież aktywiści, którzy chcieli zmienić komiksową rzeczywistość w Polsce. Czytałem wiele o tym na komiksowych forach. Boję się, że skończyło się jedynie na buńczucznych deklaracjach. Nie twierdzę, że PSK nic nie robiło (bo to nieprawda), ale ich działania rozmyły się lub przeszły bez echa nawet w środowisku. Duża w tym zasługa zapewne działań PR stowarzyszenia, których po prostu nie ma – strona PSK wygląda jak ich nagrobek. Zakładka działania jest nieaktywna, w innych podobnych nic nie ma...

Strzałem w stopę była organizacja Festiwalu Komiksowa Warszawa przy Targach Książki. W założeniu miało to zapewne poszerzyć grono odbiorców, być takim wyjściem do ludzi. W efekcie komiks trafił do piwnicy, w której bardzo trudno go było znaleźć. Nie sądzę, by podpięcie się pod targi pomogło branży – z ilości wydanych komiksów w 2011 r. i zapowiedzi na następny raczej wynika, że ten coming out nikogo specjalnie nie poruszył… Wolałem WSK w kinie Ochota.


Ad. 9
Kundel to jest takie zwierzę, które można kopnąć i kijem pogonić, ale jak się gwizdnie na niego, to przyleci, merdając ogonkiem. Wtedy przestaje być parszywym kundlem, a staje się słodkim kundelkiem. Niestety ten mechanizm jest stosowany wobec komiksu.

Komiks nie znalazł się w programie Europejskiego Kongresu Kultury, co zaowocowała akcją „Komiks Bękartem Kultury”, czyli pisaniem listów do władz, a nawet spotkaniami działaczy (w tym z PSK). I to byłoby na tyle. Była też akcja z Post-itami, czyli nalepianymi żółtymi karteczkami gdzieś w korytarzu... Nota bene, trudno się zorientować, o co w tym chodzi i jaki ma być tego efekt... Z drugiej strony do promocji kraju używa się komiksu (vide też komiksy MSZ) i tu pojawia się wystawa w Tokio. Część autorów dowiedziała się o niej z prasy. Wykorzystano ich plansze bez ich zgody...

Te wydarzenia pokazują, że na salonach komiksu nikt nie chce, ale czasem „dygnitarze” przypominają sobie o komiksie, żeby dopisać sobie do rocznego sprawozdania jakąś „młodzieżową inicjatywę”. I wtedy komiks przybiega. Tym razem komiks pokazał zęby i Śledziński, Kalinowski i Skutnik zażądali zdjęcia plansz. I tak trzymać.

Samej idei akcji „Komiks Bękartem Kultury” nie neguję, ale jej szyld reklamowy – już zdecydowanie tak. Bo i o negację chodzi. Mediamarkt jest „nie dla idiotów”, a komiks jest bękartem kultury, czyli jednak dla idiotów i w najlepszym razie może trafić do piwnicy.


Ad. 10
Agata Jaczun (wydawca i scenarzystka) i Jakub Martewicz (rysownik i scenarzysta) wydali w 2011 r. w sumie 7 komiksów! To częstotliwość niespotykana na polskim rynku (pomijając Ojca Rene...). Wydawanie kolejnych komiksów świadczy nie tylko o silnej woli i konsekwencji tego tandemu, może także sugerować, że projekt znalazł swoją niszę. Rok 2012 pokaże, czy ten wysyp publikacji to efekt dobrze skrojonego projektu, który znalazł swoich odbiorców, czy raczej nagromadzenia w szufladzie sporej ilości materiałów i wytrwałości większej niż ta, którą miał Jakub Kijuc.


Debiut 2011 roku
W drugim obiegu niekwestionowanym królem jest Sławomir Lewandowski. Wydał cztery ziny, ale wystarczyłaby sama „Cała prawda o Dzikim Zachodzie”, żeby wygrał – nomen omen – w cuglach. Absurdalny humor, surrealistyczne fabuły, sprawna, karykaturalna kreska w połączeniu z umiejętnością robienia komiksów sprawiają, że mamy nowego króla andergrandu.

Lewandowski musi jednak zrobić trochę miejsca na podium Krzysztofowi Trystule. Dawno nie było tak efektownego debiutu albumowego w oficjalnym obiegu. „Uczeń Heweliusza”, do którego stworzył warstwę graficzną, jest także nielicznym przykładem, że komiks na zamówienie (i za duże pieniądze) może być dobry. Trystuła rysuje bardzo sprawnie, ma wyczucie medium. Jego kreska wpisuje się w stylistykę charakterystyczną dla publikacji humorystycznych i dla młodszego czytelnika na rynku frankofońskim, ale jest na tyle uniwersalna, że spokojnie mogłaby ilustrować historię dla dorosłego odbiorcy.

Debiutantami roku 2011 r. są dla mnie ex aequo Lewandowski i Trystuła.


Najgorszy komiks 2011 roku

Jest kilku mocnych zawodników. Na pewno są nimi: „Supermeni” Michała Szcześniaka (scenariusz) i Justyny Marcinkiewicz (rysunek), „Trawienie zwierzeń” Kasi Błaszczyk (scenariusz) i Lynxa Łobosa (rysunek) i „W hołdzie Szarlocie Pawel”, czyli antologia wydana na MFKiG 22. W tym zestawieniu nie może zabraknąć także „Chopin. New Romantic”. Wygrywają ex aequo obie antologie. Dlaczego „Chopin…” jest wtopą, pisałem wyżej. Zbiorek komiksów i rysunków ku czci wybitnej twórczyni komiksów wywołał u mnie zażenowanie swoim przerażająco niskim poziomem. Wstyd i skandal, że coś takiego wydano w hołdzie Szarlocie Pawel. Z całym szacunkiem dla efektu czyjejś pracy, ale to, co znalazło się w tym zbiorze, wygląda jakby nie przeszło żadnej selekcji. Potrzeba serca (oby ona) to za mało, żeby coś nadawało się do druku. Lepiej nie wydawać takich publikacji w ogóle!

Komiks 2011 roku
Drugie wznowienie integrala produktowego „Osiedla Swoboda” i zebrany „Wilq 5678” to tradycyjnie pewniaki, które nie mogą wziąć udziału w konkursie ze względu na reedycyjny charakter (mimo że Śledziński dorysował nowy epizod, a Minkiewicz położył kolory).

W 2011 r. na wyróżnienie zasługuje kilka komiksów. Bez wątpienia jest to wspomniany wyżej „Uczeń Hewelisza” Macieja Jasińskiego (scenariusz) i Krzysztofa Trystuły (rysunek). Oprócz niego także: „Czasem” Marcina Podolca (rysunek) i Grzegorza Janusza (scenariusz), „Scientia Occulta” Roberta Sienickiego (scenariusz) i Łukasza Okólskiego (rysunek), „Likwidator prawda smoleńska Biały komiks (suplement do białej księgi)” Ryszarda Dąbrowskiego, „Fotostory: Zanim zaczniemy” Dominika Szcześniaka (scenariusz) i Rafała Trejnisa (rysunek) i „Rewolucje 6: Na morzu” Mateusza Skutnika (rysunek, scenariusz) i Jerzego Szydłaka (scenariusz) oraz „Drom - droga. Historia Romów w Europie” Mateusza Wiśniewskiego (scenariusz) i Marka Rudowskiego (rysunek).

W sumie nie widzę sensu, żeby wybierać między „Czasem”, „Scientią…” a „Likwidatorem…”. Komiks Roku 2011 to dla mnie te trzy tytuły. Pierwszy ze względu na trafną analizę społeczną pokolenia, które ma czas, drugi za rozrywkowy charakter na poziomie, a trzeci za polityczne ostrze. Każdy jest inny i świetny. Wygrać ktoś jednak musi. Dlatego wskazuję na Likwidatora. Dąbrowski powrócił w znakomitej formie z bombą, której wszyscy się boją i dlatego milczeniem próbują zbyć jej istnienie. Sam komiks czasem przekracza granicę, ale nie można mu zarzucić stronniczości. Dąbrowski uderza we wszystko, w co tylko można, i robi to na chłodno, z dystansem. Mistrz.

Jaki był 2011 rok?
W 2011 r. ukazało się w Polsce około 160 komiksów polskich twórców (wliczając wydawnictwa drugoobiegowe i reedycje, bez rozróżnienia na wydanie kolekcjonerskie i zwykłe i rodzaj okładki). Z tej ilości 100 pozycji to ziny lub wydawnictwa trudno-dostępne (okazjonalne bibliotek czy urzędów miast, antologie konkursowe itd.). Stanowią one 62% wydanych polskich komiksów. Z kolei w 2011 r. wydano w Polsce w sumie 358 komiksów, a polskie pozycje stanowiły 46% tej ilości. W 2010 r. ukazało się zaś około 360 albumów, z czego polskie stanowiły około 37% (137 pozycji).

W ujęciu rocznym liczba wydanych komiksów ogółem nie zmieniła się, wzrosła za to liczba polskich komiksów. To niewątpliwie pozytyw.

Egmont wydał w 2011 roku 89 komiksów (bez pozycji dla dzieci i rozróżnienia na HC i SC), czyli tyle samo co rok wcześniej. Magazyny (Star Wars, Fantasy Komiks itd.) stanowiły aż 42% oferty, a reedycje 31%. Łącznie daje to 74%. Zatem nowe albumy to zaledwie ¼ tego, co wydał Egmont. W 2010 r. nowe pozycje bez magazynów stanowiły 55% oferty tego wydawcy. Zmiana jest wyraźna. Z jednej strony powinna cieszyć, bo jest oznaką wyjścia do masowego czytelnika i ma charakter popularyzatorski. Z drugiej jednak ta oferta jest silnie sprofilowana i nie ma co owijać w bawełnę – to nie są też komiksy wybitne, raczej wręcz przeciwnie. Pomysł na masowe „Fantasy Komiks” nie wypalił (cena w górę, częstotliwość wydania w dół), ale Star Wars się sprzedaje. „Komiksowe Hity” ma zaś zastąpić „World of Warcraft”...

W 2011 r. Egmont wydał aż 17 polskich komiksów! Z tej liczby 3 albumy były premierowe, pozostałe to reedycje (aż 9 Jeża Jerzego). W 2010 r. ten wydawca wydał zaledwie 3 polskie albumy, z czego 2 były wznowieniami. Na papierze poprawa jest kolosalna, ale jeśli wziąć pod uwagę charakter publikacji, to sytuacja nie jest już tak różowa. Jakby jednak na to nie patrzeć , to jest dużo lepiej, o niebo lepiej. Udział polskich komiksów w ofercie Egmontu wzrósł w 2011 r. z 2 do 19%!

Zmiana oferty Egmontu pokazuje, że jest gorzej. Świadczy o tym przede wszystkim spadek premierowych wydawnictw i rosnąca liczba reedycji i pism komiksowych. Egmont stawia na to, co się sprzedaje. Ciągle też szuka nowych nisz, dywersyfikując ofertę o pozycje, które nie są skierowane do stricte komiksowego czytelnika (np. WoW). Pokazuje to jednak, że nie da się przyciągnąć ludzi, wydając dobre komiksy – czyli medium jako takim, ale trzeba szukać nisz i wydawać produkt X w formie komiksu – czyli znajdować ludzi, którzy o czymś mogą przeczytać w komiksie.

Zwolniła też ostro Kultura Gniewu. W całym 2011 r. KG wydała zaledwie 5 komiksów (w tym „Tymczasem” dla MSZ), czyli o 61% mniej niż w poprzednich latach. Dramat. Cztery z 5 wydanych pozycji to komiksy polskie (czyli 80%, ale to marne pocieszenie). 2012 r. musi być lepszy!

Nakładem Timof i cisi wspólnicy ukazało się w sumie 6 albumów polskich twórców, a powiązanej z tym wydawcą Dolnej Półki 7. Ongrys dorzucił do tego 4 komiksy, tyleż samo Prószyński. Robert Zaręba wydał zaś 5 pozycji. Pozostałe polskie komiksy to ziny lub wydawnictwa okolicznościowe.

Spowolnienie widać także u Timofa (bez Dolnej Półki), który w 2010 r. wydał w sumie 20 komiksów (wliczając Mroję), w 2011 r. ilość publikacji spadła o 45% do 11. Dolna Półka za to zintensyfikowała cykl wydawniczy i w 2011 r. ukazało się 7 komiksów wobec 3 rok wcześniej. DP wyrasta na mocnego gracza, wydając zeszytówki i własną antologię. Nie można też zapominać o Martewiczu, który bez specjalnego rozgłosu narysował aż 7 zeszytówek!

Obraz rynku niestety coraz bardziej zaciemnia się. Spada liczba nowych albumów, a polscy twórcy wydają albo ziny, albo publikacje za publiczne pieniądze. Inflacja w 2011 r. przekroczyła pewnie 4%, w 2012 r. nie będzie lepiej, bo drożeją akcyza i koszty pracy, gaz i energia, ropa, żywność – wszystko. Jakby komuś było mało, to dobije go kurs walut. Boję się, że w takiej sytuacji będzie coraz trudniej znaleźć pieniądze na zakup komiksu. Spadek popytu pociągnie za sobą wzrost cen, a te i tak są już wysokie. Błędne koło wysokich cen i niskich nakładów zaciśnie się mocniej na szyi czytelnika i…


Łukasz Chmielewski

Opublikowano:



Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

pinio -

I to się nazywa profesjonalny artykuł. Jeden z nielicznych na alei(i) które szczerze mnie zainteresowały. Dzięki ljc.
btw. w arftykule sama prawda. oby 2012 był lepszy (wiem że będzie)

krakers -

Ani słowa o taurusie ,ciekawe czemu

ljc -

@pinio - dzięki
@krakers - to oczywiste, zapłacili mi za milczenie :)