baner

Recenzja

Byłem bogiem

Dariusz Hallmann recenzuje Byłem bogiem
John Arcudi to płodny i ceniony scenarzysta, działający na rynku amerykańskim od lat 80. XX wieku. W Polsce nie znamy zbyt wielu jego prac – to raptem: „Lobo/Mask” we współpracy scenariuszowej z Alanem Grantem (zresztą to Arcudi dał nowe komiksowe życie serii „The Mask” za Oceanem), „Przybysz” w albumie „Aliens: Widmo”, dwie nowelki w drugiej odsłonie antologii „Batman: Black and White” (trzeba przyznać, że należące do tych lepszych, których w 2. tomie było jak na lekarstwo), zabawny short w „Hellboyu: Opowieściach niesamowitych” (ten zbiór z kolei to bardzo udane przedsięwzięcie) i wreszcie dwie miniserie, czyli „Predator: Grom z niebios” (dosyć słaba) oraz „Aliens: Dusza robota” (bardzo dobra).

Powyższa lista jest krótka, ale i ona wystarcza do tego, aby stwierdzić, że Arcudi znakomicie odnajduje się w świecie różnorakich serii i dzięki nim zdobył sobie renomę. Dlatego sporym zaskoczeniem było to, co wydarzyło się w czerwcu 2010 roku. Otóż nakładem wydawnictwa Wildstorm (wtedy już od ponad dekady imprintu DC Comics, a kilka miesięcy później – zamkniętego decyzją szefostwa DC) ukazała się, napisana przez Arcudiego, niezależna od wszelkich komiksowych uniwersów powieść graficzna w czterech rozdziałach pt. „Byłem bogiem”. Do współpracy autor zaprosił dwóch Duńczyków: rysownika Petera Snejbjerga (w tamtym roku mogliśmy się przekonać o jego talencie przy okazji komiksu „Drogi Billy”, bo pewnie pojedynczych występów Snejbjerga w „Kaznodziei” ani w „Hellblazerze” nie pamiętacie) oraz kolorystę Bjarne Hansena (właśnie on nadał barwy „Supermanowi: Na wszystkie pory roku”).

„Byłem bogiem” to intrygująca opowieść, która stawia o wiele więcej pytań, niż udziela odpowiedzi, zresztą zgodnie z zamierzeniami scenarzysty. Wyładowania napięcia, generujące zaciekawienie akcją, tudzież prowokujące do głębokiego namysłu, przelatują wzdłuż boków tematycznego trójkąta, którego wierzchołki stanowią człowieczeństwo, superbohaterstwo i boskość. W trójkąt z kolei wpisany jest czworokąt losów czterech postaci: dwóch braci, żony jednego z nich oraz ich przyjaciela. Interakcje miedzy nimi przebiegają zarówno wzdłuż boków jak i po przekątnych. Dodatkowo, kiedy jeden z bohaterów zostaje w szczególny sposób naznaczony, konfiguracja zaczyna wirować, hipnotyzując czytelnika. Zdradzenie więcej szczegółów byłoby niewskazane, bowiem czytelnik powinien „dojrzewać” wraz z rozwojem fabuły, gdzie istotny jest także element zaskoczenia.

Na temat tego, jak to jest być superherosem, bogiem, a nawet Bogiem, tak naprawdę możemy tylko pogdybać. W kwestii bycia człowiekiem jesteśmy bardziej kompetentni, ale i tutaj jeszcze długa droga przed nami ku oświeceniu. John Arcudi, aby uczynić gdybanie jak najmniej jałowym, a szansę na iluminację – wysoce prawdopodobną, nadaje historii o istocie wszechmocnej ekstremalnie człowieczy wymiar. Niezwykłe zdarzenia osadzone są w bardzo wiarygodnym kontekście obyczajowym i społecznym. Z drugiej strony, cały album przenika świadomość kruchości ludzkiego życia, wizualizowanej wieloma brutalnymi kadrami, oraz ludzkich słabości. Szeroki margines wolności, jaki otrzymujemy w zakresie oceny wydarzeń i postaw, sprawia, że lektura staje się angażująca, wymagająca, a czasami wręcz jątrząca to, co w nas ukryte i wstydliwe. Bezwiednie zaczynamy analizować swoje człowieczeństwo.

W komiksie ciekawie wypadają również aspekty autotematyczny i metatekstowy. Już na pierwszej planszy znajduje się zdanie: „Niezależnie, kim jesteś, co robisz, co się z tobą dzieje, okazujesz się tylko jeszcze jedną postacią w czyjejś historii”. Oczywiście abstrahując od jego egzystencjalnej wymowy związanej z fabułą komiksu, można odnieść je do figury autora jako demiurga, szczególnie takiego autora, który tworzy dzieło trochę inne niż do tej pory. Na dodatek takie nakreślenie sytuacji pobudza intelektualnie odbiorcę, który słusznie może zadać sobie pytanie: A gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie? Arcudi wraz ze Snejbjergiem prowadzą też kreatywny i prowokujący dialog z mitologią amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. Naturalnie, nie wyłączając z tego czytelnika.

Warto więc sobie jeszcze na sam koniec pogdybać, drogi Czytelniku: jakim jesteś człowiekiem, takim będziesz superbohaterem. I bogiem.

Opublikowano:



Byłem bogiem

Byłem bogiem

Scenariusz: John Arcudi
Rysunki: Peter Snejbjerg
Kolor: Bjarne Hansen
Data wydania: Październik 2011
Rok wydania oryginału: 2010
Wydawca oryginału: Wildstorm
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Stron: 200
Cena: 89 zł
Wydawnictwo: Mucha Comics
ISBN: 978-83-61319-25-2
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Byłem bogiem Byłem bogiem Byłem bogiem

Tagi

Arcudi

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Cello -

Komiks wgniata w fotel.

Mucha na koniec roku zaserwowała nam trzy naprawdę genialne komiksy - NA Sentry, Fell i Byłem Bogiem właśnie. Ja już mogę powiedzieć, że jak dla mnie to wydawca roku 2011. Żadne tam Egmonty czy Kultury Gniewu którymi branża zawsze się tak zachwyca tylko Mucha właśnie miała najbardziej interesującą i przede wszystkim równą ofertę, same dobre lub bardzo dobre komiksy, żadnych słabych.

endrju -

Zgadzam się, chyba faktycznie w tym roku mucha zasłużyła na tytuł najlepszego wydawcy. Oby w przyszłym roku było jeszcze lepiej. Jak widać w czasach kryzysu o dziwo najlepiej poradziło sobie wydawnictwo, które wydaje komiksy środka. Pozostałe wydawnictwa mają wyraźne kłopoty. Jednak nasz rynek jest totalnie porąbany i nieprzewidywalny(zaskakujący sukces Jokera)

Cello -

endrju pisze:Jak widać w czasach kryzysu o dziwo najlepiej poradziło sobie wydawnictwo, które wydaje komiksy środka. Pozostałe wydawnictwa mają wyraźne kłopoty. Jednak nasz rynek jest totalnie porąbany i nieprzewidywalny(zaskakujący sukces Jokera)

Z tym zgodzę się w 100%. Wydawnictwa które najlepiej radziły sobie w ostatnich latach - Egmont i KG najmocniej odczuły kryzys, za to te które wcześniej wydawały mało najlepiej się odnalazły w tej "kryzysowej" rzeczywistości. Analogiczna sytuacja była na rynku mangowym - Waneko które jeszcze rok temu było na skraju bankructwa wydało w 2011 najwięcej mang i ma najlepsze zapowiedzi na rok 2012, za to Hanami ledwo zipie.

endrju -

No właśnie, wydaje się, że z kryzysem lepiej radzą sobie mniejsze wydawnictwa, które wypuszczają komiksy w sposób rozsądny. Może właśnie teraz nastał czas na mniejsze oficyny, a te większe no cóż będą miały jeszcze większe kłopoty. Nie za bardzo orientuje się w wydawnictwach mangowych, ale wydaje mi się, że Hanami ma kłopoty ponieważ wydaje, troszkę ambitniejszy azjatycki komiks. Nie wiem, czy u nas jest wystarczająca liczba ludzi, aby takie hanami ze swoją ofertą zdołało utrzymać się na powierzchni. Zobaczymy jak to będzie w tym 2012 roku. Tak się zastanawiam, czy nasz rynek byłby jeszcze w stanie wchłonąć jakiegoś integrala raz na powiedzmy 3 miechy. Jeśli nie, to egmont chyba będzie wydawał tylko donaldy, star warsy i klasykę polską. No może jeszcze fantasy komiks zdoła przetrwać w przyszłym roku, ale reszta komiksów będzie chyba zagrożona. Oby nie, bo czekam na kolejne komiksy z vertigo od egmontu.