baner

Recenzja

W cztery oczy

Sylwia Kaźmierczak recenzuje W cztery oczy
Koneserzy kina niezależnego zapewne słyszeli (a być może są nawet fanami) o filmach takich jak „Trainspotting” Danny’ego Boyle’a i „Requiem dla snu” Darrena Aronofsky’ego. Ambitne, świetnie zagrane, a przede wszystkim wstrząsające i szczere kino. Oba filmy są doskonałym materiałem do przełożenia na język komiksowy. Ba, nie trzeba by było nawet robić adaptacji, wystarczy wykorzystać to, co w nich najlepsze – charyzmatycznie bohaterowie, odrobina ironii, degeneracja i brutalny realizm podlane sosem uzależnienia.

W październiku 2010 roku, przy okazji MFKiG, Kultura Gniewu zaserwowała nam „W cztery oczy” - drugi, wydany w Polsce, komiks Saschy Hommera. Również w tym tytule młody Niemiec sięgnął po społeczną tematykę, tym razem zamiast metaforycznego ujęcia problemu wykluczenia skoncentrował się na życiu ćpuna. Oparł przy tym historię głównego bohatera, będącego jego alter ego, o swoje własne młodzieńcze doświadczenia z narkotykami.

„W cztery oczy” będąca opowieścią z czasów maturalnych, której akcja rozgrywa się gdzieś w Schwarzwaldzie, mówi o znudzonej egzystencją młodzieży i poszukiwaniu sensu życia. Sascha, Julia, Andy, Magda to grupka przyjaciół spędzających czas na zabawie, rozmowach, próbach randkowania. Cała paczka wchodzi w dorosłość w nieodpowiedzialny sposób, rzutujący na ich przyszłości. Główny bohater – Sascha – miota się między kolejnymi narkotycznymi jazdami a próbami podrywania i zjednania sobie Julii. Na komiks składają się wspomniane, powtarzane sceny, przeplatane motywem rozmowy dorosłego już autora z psem bez pyska, alegorią depresji Hommera.

Główny bohater jest modelowym przykładem na to, jak nie powinna być rozpisana postać. Sascha to zakompleksiony nieudacznik, który już dawno stracił kontrolę nad swoim życiem, a jedyne do czego jest zdolny, to użalanie się nad sobą. Nawet późniejsza „spowiedź” przed czworonożnym słuchaczem przypomina litanię żali wylewanych przez, oczywiście niesprawiedliwie, pokrzywdzonego przez los.

Komiks jest nudny i do bólu przewidywalny już od pierwszej strony. Nie ratują go nawet sceny z psem. Po kilkunastu stronach mamy nadzieję, że autor w ramach rozrachunku z przeszłością uśmierci komiksowego Saschę, aby oszczędzić nam obserwowania kolejnych jego żałosnych wystąpień. „W cztery oczy” jak na młodzieżową opowieścią o poszukiwaniu sensu życia, utraciło gdzieś klimat, zdecydowanie brak w komiksie też jakiegoś znaczącego dramatu. A wnioski z rozmowy psa z protagonistą są niczym wyjęte z książek Coelho. Przeszkadza też nachalne obrazowanie, jak działają poszczególne narkotyki. Sam sposób zwizualizowania „odlotu” raczej śmieszy niż straszy. Nie udało się więc autorowi ukazać granic między tym, co rzeczywiste, a tym, co wykreowane przez podrasowany narkotykami umysł.

Być może powstanie „W cztery oczy” miało pełnić rolę terapeutyczną dla Hommera. Może nawet autor osiągnął swój cel. Niestety bohater komiksu jest tak antypatyczny, że dla czytelnika zupełnie obcy, nie da się ani mu współczuć, ani kibicować. Przez to traci sama opowieść, która również staje się nieprzystępna.

Hommer nie jest twórcą wybitnym, w „Insekcie” pokazał jednak, że ma potencjał. Potencjał całkowicie zaprzepaszczony wraz z powstaniem recenzowanego komiksu.


Opublikowano:



W cztery oczy

W cztery oczy

Scenariusz: Sascha Hommer
Rysunki: Sascha Hommer
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2010
Tłumaczenie: Marcin Chuta
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 160 × 210 mm
Stron: 124
Cena: 37,90 zł
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
ISBN: 978-83-60915-50-9
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

W cztery oczy W cztery oczy W cztery oczy

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-