baner

Recenzja

Hiroszima 1945 (Bosonogi Gen)

Tadeusz Fułek
Hiroszima 1945 #1Nikt nie neguje okropieństw II Wojny Światowej. Pamięć o holokauście, o Katyniu, o Pearl Harbour, czy o bitwie stalingradzkiej żyje do dziś i jest przypominana przy każdej możliwej, jubileuszowej okazji. Jednak każda ze stron miała krew na rękach, ale zwycięzców nikt wtedy nie rozliczał. Dlatego tak łatwo zapomina się o tych mniej chlubnych kartach historii, do których przyłożyli się alianci. Jednym z takich wydarzeń, dla nas epizodycznych, jest z pewnością zrzucenie przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Wojna się kończyła, Niemcy kapitulowały, cały świat był zmęczony, więc bombardowanie Japonii przyjęto z ulgą. Nikt nie słuchał i nikt nie chciał wiedzieć o dziesiątkach tysięcy zabitych w wybuchu, czy o kolejnych, którzy umierali w następnych dniach na chorobę popromienną, czy z głodu. Do dzisiaj często zapomina się, usprawiedliwia i stara się umniejszać krzywdę, wskazując tylko na fanatyzm, brutalność i bezwzględność ówczesnej carskiej Japonii.

Nakazawa Keiji stanowczo przeciwstawia się takiemu obrazowi i ukazuje zupełnie inne oblicze Japonii – kraju równie ciężko doświadczonego przez wojnę, którego normalni obywatele muszą znosić trudy konfliktu, którego nie rozumieją, i w którym nie widzą żadnego własnego interesu. Wiarygodności jego protestowi dodaje fakt, że praktycznie wszystko, co autor opisał w mandze „Hiroszima 1945 – Bosonogi Gen” oparte jest na autentycznych wydarzeniach.

Saga o Bosonogim Genie, potężne dzieło rozpisane na 10 tomów, stanowi bardzo osobisty krzyk sprzeciwu autora wobec wojny i okrucieństw popełnianych przez każdą ze stron. Bazując na własnej historii (Keiji urodził się w Hiroszimie i mając 6 lat przeżył wybuch bomby atomowej), stworzył Gena, którego rodzina musi zmagać się z trudnościami życia w społeczeństwie pozostającym w stanie najwyższej mobilizacji wojennej, a potem stara się przetrwać piekło po wybuchu bomby atomowej.

Trudno nie polubić tej rodziny od pierwszych stron mangi. Mimo że ojciec wychowuje Gena i jego rodzeństwo (trzech braci i siostrzyczkę) twardą ręką, rozdając klapsy na lewo i prawo, to od razu zyskuje naszą sympatię żelaznym kodeksem moralnym, którego zasady wpaja dzieciom, i ogromną odwagą, na jaką musi się zdobyć, otwarcie głosząc swoje pacyfistyczne poglądy w zmilitaryzowanym społeczeństwie. Najbardziej boli w tym komiksie ludzka zawiść i złośliwość – rodzina Gena prześladowana jest nie za swoje poglądy, ale za to, że wyłamują się przed szereg i za odwagę, która kłuje wszystkich tych, których na nią nie stać: czy to przewodniczącego rady osiedlowej, który wykorzystuje swoją pozycję, aby krzywdzić jego ojca, czy dyrektora szkoły, do której chodzi siostra Gena. W dalszej części tej historii natkniemy się jeszcze wielokrotnie na takie złe, złośliwe, tchórzliwe i małostkowe postaci, które wyraźnie pokazują, że wojna we wszystkich wzbudza najgorsze instynkty i pokazuje prawdziwą naturę tkwiącą w człowieku. Stanowi to najsilniejsze potwierdzenie pacyfistycznych poglądów autora – czytając tę mangę wielokrotnie mamy ochotę głośno zaprotestować – tak nie powinno być, zawistni i źli ludzie powinni być ukarani, a tutaj robią co chcą, pod płaszczykiem trudnej sytuacji w czasie wojny. Wielokrotnie nie chodzi o straty materialne, które ponoszą bohaterowie, ale krzywdy, jakie doznają z rąk ludzi, którzy teoretycznie powinni podzielać ich poglądy – są przecież porządną rodziną, dbają o siebie i są sprawiedliwi. Ale świat przedstawiony przez autora do sprawiedliwych nie należy.

Krzywda, którą społeczeństwu japońskiemu wyrządziła wąska grupa ludzi u władzy, kierując kraj ku samobójczej walce, jest w tym komiksie jednak tylko jednym z aspektów. Autor równie umiejętnie i przekonująco przedstawia piekło wybuchu atomowego i tego, co dzieje się później. Nawet jeśli była to tylko pierwsza bomba nowego typu, o małej jeszcze sile rażenia i nie została zdetonowana w najskuteczniejszy sposób, to była ona, i do dzisiaj jest dla napromieniowanych, źródłem ogromnego bólu i cierpienia. Paradoksalnie nie był to najkrwawszy nalot bombowy II Wojny Światowej, ale Nakazawa Keiji sprawia, że czujemy się dotknięci, jak nigdy dotąd. Rzadko kiedy pokazuje ogrom tragedii, skupia się raczej na osobistych tragediach ludzi, którzy zmarli, i o wiele bardziej bolesnych – tych, którzy przeżyli. Zamiast wielkich liczb (czasami tylko widzimy żołnierzy wywożących ofiary ciężarówkami) poznajemy matkę, która cieszy się z obecności much, które wylęgły się na ciele jej syna, dostrzegając w nich jego obecność, czy młodą dziewczynę, która nie może znieść myśli, że nigdy już nie będzie tancerką. Widzimy ludzi umierających na chorobę popromienną i setki poparzonych, którym lekarze nie mogą i nie wiedzą jak pomóc. A pośród tego młody chłopiec, który z uporem szuka odrobiny ryżu dla swojej ciężarnej matki.

Trudno uciec od porównywania tego komiksu do „Mausa” Arta Spiegelmana – innego ważnego dzieła o okropnościach II Wojny Światowej. Opowieść Spiegelmana rozbija się jednak na smutną i poważną historię jego ojca oraz obraz stosunków jego z autorem. „Bosonogi Gen” momentami dotyka nas o wiele bardziej, ponieważ skupia się na 6-cio latku, który próbuje żyć i ratować swoją rodzinę. Płacz i rozpacz przeplatają się z wybuchami szczerego śmiechu, kiedy Gen cieszy się z najdrobniejszych rzeczy, które dostaje od losu. Komiczne i szczęśliwe momenty kontrastują przez to bardzo mocno z makabrycznymi obrazami – ludzie ze stopioną, wskutek wybuchu, skórą snujący się po zrujnowanej Hiroszimie, czy płonące stosy bezimiennych ofiar to częsty widok w tej mandze.

Nakazawa Keiji posługuje się bardzo uproszczoną kreską, rysując bohaterów paroma zaledwie liniami. Często używa przerysowanego komizmu przy okazji beztroskich zabaw dzieci i łatwo zapomnieć, jak poważna jest to manga. Tym bardziej przerażają obrazy ludzi podobnych do zombie, wlokących się po zniszczonych ulicach Hiroszimy, rysowane w ten sam, nieskomplikowany sposób. Autor wykorzystuje w pełni medium komiksu – nie sili się na eksperymenty, mimo to jest w stanie utrzymać nas w stanie najwyższego napięcia.

Saga o Bosonogim Genie snuje się przez 10 tomów, aż po czasy powojenne. Każdy z tomów liczy sobie ponad 260 stron, więc, żeby poznać całą tę historię, musimy przebić się przez co najmniej 2,5 tysiąca plansz. Nie jest to jednak wymagająca lektura – kolejne tomy połykamy od razu. Keiji planował napisanie kontynuacji sagi, ale musiał zrezygnować z pracy ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Na kwiecień bieżącego roku wydawnictwo Waneko zapowiedziało wydanie ostatniego już tomu tej historii, poznamy więc losy Gena w całości, tak jak widział je autor. Ci którzy nie mieli dotąd z tą mangą styczności mogą sięgnąć po wznowienia pierwszych tomów. Warto to zrobić, chociażby po to, żeby popatrzeć trochę dalej niż poza granice własnego kraju. Polska wycierpiała wiele podczas wojny, ale zanurzeni we własnej martyrologii lubimy zapominać, że w tym czasie wszędzie na świecie cierpieli ludzie, niezależnie od strony, po której stali.


Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-