baner

Recenzja

Krzyk ludu

Tadeusz Fułek, Jakub Koisz recenzuje Krzyk ludu
Komiks „Krzyk Ludu”, opowieść o komunie paryskiej z 1871 roku, to dzieło bez dwóch zdań potężne. Po pierwsze potężny format – cały nakład mógłby spokojnie służyć jako jedna z barykad na paryskich ulicach. Po drugie potężna ilość wiedzy zgromadzonej na 300, bez mała, stronach. Czy to wystarczy, aby komiks był wybitny i zasłużył na wydanie go w serii „Mistrzowie komiksu”?

Jacques Tardi, rysownik, podjął się sztuki dość ryzykownej – zaadaptował na potrzeby komiksu książkę. I to nie byle jaką, ponieważ kryminalno-historyczny fresk o Komunie Paryskiej napisany przez Jeana Vautrina. Nie miałem nigdy styczności z tą książką, mogę więc tylko przypuszczać, jaka może być. Przede wszystkim wierna historycznie, zaraz potem wielowątkowa, oraz miłosno-kryminalna, a na końcu trochę lewicowa. Zgaduję, ponieważ taki stara się być komiks.

Dość gruby wolumin wypełnia gęsta historia łącząca zbrodnię, zemstę i miłość na tle rewoltującego Paryża. Grondin, członek tajnej policji, ściga Tarpagnana, którego oskarża o zabicie dziewczyny, którą się opiekował. Niewinny, oczywiście, Tarpagnan szuka szansonistki, w której się zakochał, a wokół trup ludu Paryża ściele się gęsto. Dodatkowo spotykamy jeszcze co najmniej tuzin pobocznych postaci, które w znaczącym stopniu wpłyną na fabułę.
Trudno powiedzieć, ile wątków obecnych w książce Tardi postanowił przenieść na plansze komiksu. Odnoszę wrażenie, że jednak przesadził i czasami trudno się połapać w wartkim biegu akcji. Ścigający myli się ze ściganym, a zwolennicy rewolucji z armią tłumiącą Komunę.

Dość banalna i dziecinna kreska rysownika w stylu bajki „Było sobie życie” albo też przygód Lucky Luke'a nie upraszcza bynajmniej czytania. Nie pasuje do gniewnych i brutalnych czasów sportretowanych w „Krzyku Ludu”, nie przekonuje zupełnie okrutnymi (w zamierzeniu autora) scenami, a ludzie o kartoflowych nosach niezbyt wiarygodnie wypadają wygłaszając wzniosłe hasła. Bardzo często nie wiadomo w ogóle, z kim mamy do czynienia, ponieważ wszyscy bohaterowie wyglądają podobnie. Kiedy na scenę wchodzą ważne historyczne postacie przewodzące Komunie, zupełnie już nie wiadomo kto jest kto. Nie znajduję żadnego uzasadnienia dla takiej stylizacji, którą nazwałbym po prostu ambiwalencją rysunkową. Zupełnym jednak absurdem są w takim wypadku duże plansze przedstawiające płonącą stolicę Francji lub jej panoramy – zwyczajnie nie ma na co patrzeć i mija się te strony jako przerywnik.

Niestosowny rysunek to niestety tylko jeden z wielu minusów na mojej liście. Trudno jednak zarzucić „Krzyk Ludu” gradem krytyki, ponieważ nie sposób pominąć ogromu pracy, jaki rysownik włożył w to dzieło. Musiał zapoznać się z wiedzą historyczną, z rycinami ówczesnego Paryża itp. itd. Tylko jakim argumentem jest to, że ktoś bardzo się starał? „Bardzo się starał”, to niestety najczęstsza myśl przy czytaniu tego komiksu – autor bardzo się starał, żeby historia była przekonywująca – wyszła niezbyt wciągająca. Bardzo się starał, abyśmy wzruszyli się losem zgnębionych Paryżan, a ze znudzeniem obserwujemy kolejne padające trupy. I tak od początku do końca. Chciałbym napisać, że „zanim się zorientujemy, skończymy komiks”, ale tak niestety nie jest – 300 stron, czasami gęsto wypełnione tekstem, to zadanie na 2/3 wieczory. Nie ułatwiają go częste przypisy, które rozbijają narrację odsyłając nas na ostatnie strony książki – w połowie lektury darowałem sobie zerkanie tam, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie sposób spamiętać wszystkich detali i niuansów historycznych.

Wyboru pozycji (szczególnie do serii „Mistrzowie komiksu”) Egmontowi nie pogratuluję, ale ukłony należą im się za sposób wydania. Twarda oprawa, format odwrócony, trochę większy niż A4, gładki papier – wszystko to sprawia wrażenie ekskluzywnego albumu. Albumy jednak można studiować godzinami, a po tym komiksie przebiegamy pospiesznie wzrokiem. Mało co jest w stanie przykuć naszą uwagę na dłużej.

Do komiksu wprowadzają nas patetyczne słowa autora pierwowzoru literackiego. Przekonuje nas, że jego celem było, abyśmy sami poczuli gniew ulic stolicy Francji z końca XIX wieku, abyśmy poczuli tę biedę i bezsilność. Nic a nic z tego, niestety, nie dotarło do mnie. Trupy lewicowego plebsu nie poruszyły mnie, a historia miłosna jedynie znużyła. O wiele bardziej przemawia do mnie wiersz Broniewskiego z pierwszej strony. Może należało się na pierwszej stronie zatrzymać.

[Tadeusz Fułek]


Czytając „Krzyk ludu”, czułem się jak w szkole średniej, kiedy kazano mi przedrzeć się przez „Przedwiośnie”, co z początku wydawało się arcynudne, więc lekturę kończyłem w kilku podejściach. I z komiksem Tardiego oraz Vautrina jest podobnie – szczerze znudzony byłem po pierwszych 50 stronach, jakby cała materia literackości oraz kontekstów historycznych przerastała mnie na dwóch poziomach: graficznym i tekstowym. Wkrótce jednak, wraz z każdą kolejną stroną, podobnie jak w przypadku mojej pierwszej przygody z Żeromskim, perypetie bohaterów zaczęły wydawać mi się wciągające, choć muszę przyznać, że nie jest to zasługa komiksowego tła historycznego, ale postaci niekoniecznie będących częścią głównej warstwy fabularnej.

Komuniści, których utopijne idee doprowadzają do zamieszek oraz rozlewu krwi, pokazani są jako osoby będące sztandarowymi argumentami na niemożność oceny historiozoficznej, momentami piętnowani, a jeszcze częściej – usprawiedliwiani. Niebezpiecznie czasami popada się przy tym w sztampę. W główną oś fabuły wkomponowano bohaterów, którzy mimo anarchistycznych aluzji czy agitacji lewicowej tego komiksu, są wiarygodni z psychologicznego punktu widzenia. Problem „Krzyku ludu” zaczyna się więc wtedy, gdy narracja ujawnia postawy sympatyzujące z lewicowymi poglądami. Jakże ciekawiej od komunistyczno-proletariackich pereł mądrości wypada intymne życie oficera francuskiej armii, Josepha Tarpagnana; prostytutki, w której się kocha, czy szukającego zemsty szpicla.

Nie da się ukryć, że mamy do czynienia z komiksem wybitnie napisanym, choć nie bez znaczenia jest to, że ci ciekawi bohaterowie to twory przygotowane na potrzeby literatury. Dlatego właśnie komiks musiał sobie poradzić z rysunkowym i dialogowym nakreśleniem najważniejszych cech tych osobowości, co niewątpliwie autorom się udało, choć niebezpiecznie zbliżyli całość do „przegadania”. Dodajmy do tego świetną kreskę, proste, lecz nie prostackie kadrowanie oraz przywiązanie do szczegółów w graficznym przedstawianiu folkloru miejskiego Paryża, a otrzymamy komiks przynajmniej dobry. Można przyczepić się do wylewającej się ze stron ideologii, ale historia stworzona przez Tardiego i Vautrina to inteligentnie napisany kawałek klasycznej komiksowej narracji, do której warto wrócić i do której warto dojrzeć.

Ocena: 8/10

[Jakub Koisz]


Opublikowano:



Krzyk ludu

Krzyk ludu

Scenariusz: Jean Vautrin
Rysunki: Jacques Tardi
Data wydania: Sierpień 2010
Seria: Mistrzowie Komiksu
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda
Format: 295 x 240 mm
Stron: 320
Cena: 129 zł
Wydawnictwo: Egmont
Seria Mistrzowie Komiksu
WASZA OCENA
6.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Krzyk ludu Krzyk ludu Krzyk ludu

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-