baner

Recenzja

Lucyfer #6: Dworce Ciszy

Jakub Koisz recenzuje Lucyfer #06: Dworce Ciszy
6/10
Lucyfer #6: Dworce Ciszy
6/10
Jest coś fascynującego w spin-offach, które nagle zaczynają żyć całkowicie oderwane od tytułów, z jakich się wywodzą. To jak obserwowanie raczkującego dziecka – początkowy uśmiech ustępuje miejsce nutce zdziwienia, jak szybko ta mała istota staje na własnych nogach. Pomysł na „rozchodzące się” dzieła jest efektem przemian kultury współczesnej, a ściślej: popularnej. Dzisiaj do serii komiksowych, filmowych i książkowych podchodzi się jak do owocu, z którego należy wycisnąć jak najwięcej soku popularności. Na szczęście spinoffujący twórcy nie zawsze kierują się samą żądzą zysku (bo zgodzić się należy, że jednak jest to cel nadrzędny), lecz wkładają w swoją pracę również serce, próbując uczynić ze znanej marki całkowicie nową jakość. Mike Carey, poprzez swoje tomy z przygodami Lucyfera, ma w Polsce okazję po raz szósty udowodnić, że jego komiksowe dziecko to coś więcej niż surfowanie na fali popularności „Sandmana”.

Muszę przyznać się, że cieszy mnie możliwość recenzowania kolejnych, a nie pierwszych tomów „Lucyfera”. Pamiętam, że podchodziłem do serii bardzo sceptycznie, praktycznie nie dając szans Careyowi na zaskarbienie sobie mojego serca. „Dworce Ciszy” czytałem już spokojniejszy, nieśpieszący się do wydania ostatecznej i – być może – krzywdzącej opinii. Historia przybliża nam postacie, które znamy z kart poprzednich opowiadań o piekielno-groteskowych istotach, aczkolwiek nie zawsze miały one okazje współdziałać w ciekawych fabułach. A jak lepiej pomóc „dotrzeć się” postaciom niż wsadzając je do wielkiego, latającego statku? Lucyfer bowiem wysyła swoich kompanów w pełną niebezpieczeństw podróż statkiem Naglfarem, zbudowanym przez olbrzymów z paznokci trupów. Ich misją jest uwolnienie w tytułowych Dworcach duszy niejakiej Elaine Belloc. Jak to w „Lucyferze” bywa, narracja prowadzona jest na dwóch płaszczyznach: w czasie podróży „Kompanii Lucyfera”, Gwiazda Zaranna prowadzi ważną rozmowę z Michałem na temat – a jakżeby inaczej – Boga.

Oczywiście obie scenerie wypełnione są rozmowami, które bardziej odnoszą się do przyszłości i przeszłości niż teraźniejszości. To już niezmienna cecha serii, że zanim pojawi się zdanie ruszające narrację do przodu, należy przedrzeć się przez gąszcz czczego paplania. A szkoda, podróż Naglfarem miała potencjał, który można było przekształcić w opowieść przygodową, w niektórych przypadkach bardziej spajającą w oczach czytelników bohaterów komiksu niż nieustanne gadanie. Przyznam jednak, że zadowolony jestem z pomysłów na sceny akcji, choć jest ich zdecydowanie za mało. Interakcje między postaciami to nowy tor możliwości; mam nadzieję, że lody, które zostały przełamane na łamach „Dworców Ciszy”, nie stopnieją w kolejnym tomie.

"Lucyfer" to ciągle dobra lektura. Niestety – tylko czasami zahaczająca o narrację, której rozwój oraz klarowność sprawiają, że czytelnik wielokrotnie wraca do konkretnych zeszytów czy albumów. Świetne okładki nie zawsze ukrywają fakt, iż rysunki (szczególnie Kelly’ego i Grossa) tworzą pusty świat, który próbuje ową pustkę wypełnić graficznymi i tekstowymi niuansami, mającymi udowodnić, że oto na naszych oczach rozgrywa się epicka postmoderna motywów i nawiązań. „Lucyferowi” brakuje komiksowej duszy, a sama Gwiazda Zaranna tylko chwilowo uderza nas błyskiem, aby za chwilę znów przygasnąć.


Opublikowano:



Lucyfer #06: Dworce Ciszy

Lucyfer #06: Dworce Ciszy

Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston, David Hahn
Okładka: Christopher Moeller
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2010
Seria: Lucyfer
Wydawca oryginału: Vertigo
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor, offset
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260 mm
Stron: 144
Cena: 49,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Lucyfer #6: Dworce Ciszy Lucyfer #6: Dworce Ciszy Lucyfer #6: Dworce Ciszy

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

ljc -

diabeł tkwi w szczególe:)
dzięki za czujność, poprawione

hds3 -

Drobny szczegół - Naglfar zbudowany jest z paznokci truposzczaków, przez olbrzymów.