baner

Recenzja

Hellblazer #5: Łajdak u piekła bram

Jan Steifer recenzuje Hellblazer #05: Łajdak u piekła bram
8/10
Hellblazer #5: Łajdak u piekła bram
8/10
Diabła, podobnie jak losu, nie można oszukać. Przynajmniej nie wypada. Władca Piekieł to osoba zbyt dumna, by przepuścić oszustowi, więc niektórzy, jak Pan Twardowski, gotowi są uciekać przed diabłem nawet na księżyc. Kiedy zaś się go rozdrażni, można być pewnym, że zaplanuje groźną zemstę. A jak go rozdrażnić? Na przykład pokazując mu środkowy palec i mówiąc: "Wal się", tak jak to zrobił John Constantine zaraz po tym, jak go oszukał.

"Łajdak u Piekła Bram" to zwieńczenie okresu pisarskiej władzy Gartha Ennisa nad życiem Johna Constantine'a w serii "Hellblazer". Przewijająca się nieprzerwanie przez komiks intryga Szatana (który nie jest Lucyferem znanym z "Sandmana", a Pierwszym Upadłym, który był w Piekle jeszcze przed nim) zmierza ku końcowi w okrutnej wendecie, zaplanowanej przez niego wraz z demonem Astrą, dziewczynką, którą ongiś Constantine przez własny błąd skazał na pobyt w piekielnej Otchłani. W rzeczywistości magiczna otoczka jest jedynie fabularnym pretekstem zmuszającym Constantine'a do ruszenia się z miejsca, a scenariusz – tak jak we wszystkim, co pisał do tej pory w tej serii Ennis – skupia się raczej na rozwoju osobistym i życiu prywatnym głównego bohatera. O ile cały czas oglądamy machlojki ciemnej strony mocy, to do spotkania dwojga przeciwników dochodzi dopiero w ostatnim numerze. Sensem tej historii jest ostateczne uświadomienie Johnowi, jak dużo błędów popełnił w życiu, jak wielu ludziom zmarnował życie, a przede wszystkim – jak bardzo przez to czuje się bezsilny, winny i samotny w obliczu końca.

Cały sztafaż irlandzkiego pisarza opierał się przede wszystkim na określeniu i zgłębianiu postaci maga z Liverpoolu poprzez nadprzyrodzone okoliczności. O ile w tym komiksie, jak i w komiksach Vertigo w ogóle, bogatszy rys psychologiczny bohaterów nie jest niczym niespotykanym, to chyba nikt wcześniej (może tylko Neil Gaiman) nie postanowił tak zaakcentować wątki obyczajowe. To przede wszystkim ewolucja wątku miłosnego z Irlandką Kit jest tutaj widoczna (przez nią swego czasu Constantine został bezdomnym menelem); ważna jest również rozwijająca się przyjaźń z Chasem Chandlerem, Brendanem Finnem (którego poznajemy dopiero po tym, kiedy mu się zmarło) oraz paroma innymi postaciami. Bardzo podoba mi się takie „przystopowanie” i odejście od głównego, mistycznego wątku na rzecz bardzo ludzkich i przyziemnych rzeczy, sprawiających, że tematyka fantastyczna nabiera odmiennego kształtu. Dzięki poświęceniu całego numeru na historię Kit, jej rodzinę i otoczenie, w którym dorastała, staje się ona prawdziwsza, bardziej wyrazista i interesująca. Tego typu motywy (wraz z pobocznym wątkiem o zabarwieniu społeczno-rasowym) oprawiają nadnaturalne zmagania głównego bohatera w przyziemny, ludzki kontekst, dzięki czemu opowieść jest bardziej ekscytująca. To właśnie ta część komiksu jest najciekawsza, podczas gdy gniew piekielny jest tylko nośnikiem dla typowych ennisowskich wynurzeń antyreligijnych. Jakkolwiek zacna to inicjatywa, przypomina raczej proste przemyślenia pierwszych buntujących się gimnazjalistów.

Za oprawę graficzną odpowiada Steve Dillon, artysta, który ma tendencję do dzielenia czytelników. Rzadko kiedy zdarza się ktoś, kto jest obojętny wobec jego stylu rysowania. Wielu nazywa jego kreskę „brzydką”, a jego „słabym artystą”, co moim zdaniem jest bardzo niesprawiedliwe. Bez trudu przyznam, że ten twórca ma tendencję do rysowania podobnych twarzy, które same w sobie są trochę karykaturalne i rzadko wyglądają ładnie, ale na pewno nie są niestaranne czy źle wykonane. Przyglądając się jego pracom, nie można mu odmówić talentu, a przede wszystkim właśnie dokładności. Nie chodzi o ilość szczegółów na obrazku, ale o to, że ciężko znaleźć kadr, który byłby nierówny, niewyraźny, czy robiony na szybko, co można często spotkać u wielu innych, bardziej opiewanych artystów. Dillon to przede wszystkim znakomity „opowiadacz historii”, dzięki jego umiejętnościom tekst Ennisa razem z całym „Hellblazerem” tylko zyskuje na jakości.

Nie dajcie się zmylić, „Łajdak...” to nie jest zamknięta historia, a zamknięcie większej opowieści. Nie ma sensu czytać komiksu bez znajomości poprzednich fragmentów tej układanki. Ale jako ostatni element układanki, choć czasem nieco płytki i banalny, jest satysfakcjonującym zwieńczeniem eksploracji życia brytyjskiego nałogowego palacza i maga, który od czasu do czasu zajmuje się magią, Johna Constantine'a.


Opublikowano:



Hellblazer #05: Łajdak u piekła bram

Hellblazer #05: Łajdak u piekła bram

Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon
Okładka: Glenn Fabry
Wydanie: I
Data wydania: Czerwiec 2010
Seria: Hellblazer
Wydawca oryginału: DC Vertigo
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor, offset
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 224
Cena: 69,00 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Hellblazer #5: Łajdak u piekła bram Hellblazer #5: Łajdak u piekła bram

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-