baner

Recenzja

Niedoskonałości

Tadeusz Fułek recenzuje Niedoskonałości
Przyznaję, że bardzo ciężko jest zabrać się za recenzję „Niedoskonałości” Adriana Tominego. Wcale nie dlatego, że jest to dzieło wybitne, czy przebojowe i dlatego trudno je opisać – wręcz przeciwnie. Po prostu „Niedoskonałości” wydają się niesamowicie zaplątane w codzienny dyskurs dotyczący rasy, płci, sztuki wysokiej i niskiej oraz styku kultur. Na swoje nieszczęście zanim zabrałem się za komiks przeczytałem recenzję w „Przekroju”, w której autor pisał, że po dzieło Tominego nie będą się bali sięgnąć ludzie brzydzący się komiksem, ponieważ jest to sztuka wyższej półki. Dla mnie nie jest żadnym komplementem, że hipsterska młodzież z Warszawy może sobie poczytać komiks w tłumnym lokalu sympatyzującym ze środowiskami lewicowymi i weganami, a nie musi się chować w zaciszu własnej toalety i oddawać się lekturze w ramach „guilty pleasures”. Ale nic to. Komiks przeczytałem i wbrew zapewnieniom recenzenta „Przekroju” nie czułem się zdołowany przez cały wieczór. Następnie zapoznałem się z panem Adrianem Tomine i tutaj kolejna niespodzianka, która jeszcze bardziej skomplikowała mój pogląd na jego sztukę. Wszystko to tworzy niepotrzebną otoczkę, o której po paru latach nikt nie będzie pamiętał - z czym go się je i kto mógł go czytać a kto nie. Dlatego też, drogi czytelniku Alei, pamiętaj – najpierw przeczytaj komiks, potem zobacz o co chodzi autorowi, a potem można wrócić do tej recenzji. A przede wszystkim nie ufaj niczyjej opinii – mojej też nie. Ponarzekalim – to bierzemy się za analizę.

„Niedoskonałości” to bardzo życiowa i realistyczna historia o Benie Tanace – kierowniku uniwersyteckiego kina w Berkley i przede wszystkim Amerykaninie japońskiego pochodzenia. Jest opryskliwy, złośliwy i niemiły. Nawet w czasach dr House'a nie zyskuje mu to sympatii i nie przysparza zbyt wielu znajomych. W zasadzie lista jego przyjaciół zaczyna się i kończy na Alice Kim, lesbijce, która ugania się za młodymi dziewczętami z pierwszych lat studiów. Ona jako jedyna wydaje się trzymać Bena na ziemi i hamować jego pogardę dla innych. Jest jeszcze Miko Hayashi – dziewczyna głównego bohatera, która wyraźnie jest zmęczona związkiem z nim. Ich rozmowy najczęściej przeradzają się w kłótnie, w których ona podejrzewa go o obłudne zainteresowanie białymi dziewczynami, a wspólne życie trąci monotonią. Nie doznamy w tym komiksie oświeceń, nie będzie nawróceń, życie Bena Tanaki będzie biegło powoli do przodu – dziewczyna wyjedzie na staż do Nowego Jorku, on będzie sobie pozwalał na skoki w bok, cały czas będąc zgryźliwy i nieszczęśliwy.

Dzieło Tomine obraca się wokół paru podstawowych problemów, które wydają się nurtować autora, jak i zapewne całe oświecone Stany Zjednoczone. Sielski wizerunek pokojowej koegzystencji ludzi różnych ras i religii, jakim raczą one cały świat, wcale nie jest taki spójny, jak mogłoby się wydawać. Poradziwszy sobie z legislacyjnym równouprawnieniem osób różnego pochodzenia, młoda inteligencka Ameryka próbuje sobie radzić z dyskursem zawłaszczającym jej etniczną tożsamość, zamiatając ją pod gwieździsty sztandar. Bena Tanakę, nie da się ukryć, pociągają młode, białe studentki. Jego wieloletnia dziewczyna wymawia mu to za każdym razem i obrzuca poczuciem winy za to, iż daje sobie prać mózg przez ustalony społecznie stereotyp. On nie pozostaje dłużny i nabija się z festiwalu filmów azjatycko–amerykańskich i idiotycznego kryterium doboru. Jednocześnie Alice Kim, z pochodzenia Koreanka, przedstawia go jako swojego chłopaka, gdyż jej rodzice wolą żeby zadawała się z Japończykiem niż z kobietami. Pozostałości politycznych i militarnych zawirowań XX wieku wciąż żywe.

Tomine daje również upust swoim własnym spostrzeżeniom na temat związków damsko–męskich (damsko–damskich też nie brakuje, ale nie są one główną osią komiksu). Jak twierdzi autor w wywiadach, wpłynął na to rozwód jego rodziców. Ben Tanaka jest więc uosobieniem postaci przyszłego rozwodnika. Cały czas stara się każdemu dopiec i, mimo swojej inteligencji, nie zauważa lub stara się nie zauważać swoich wpadek ani potrzeb drugiej osoby. Skupia się nie na tym, co trzeba i sprawia wrażenie wiecznie niezadowolonego, zawsze skorego do kłótni. Bynajmniej nie pomoże to w jego relacjach z Miko, ani innymi dziewczynami. Najbardziej pozytywną bohaterką komiksu jest z pewnością Alice, która „robi swoje”, a życie samo jej się układa.

Komiks dzieli się na trzy części, które były pierwotnie drukowane w cyklu autorstwa Tominego – „Optic Nerve” wydawanym przez Drawn & Quarterly. Sam początek jest wyśmienity, ponieważ momentalnie zjednuje sobie inteligentnego czytelnika. Banalne dialogi i kadry, automatycznie wzbudzające irytację, okazują się być nie treścią komiksu, ale filmem, który ogląda główny bohater na festiwalu organizowanym przez jego dziewczynę. Sarkastyczne oskarżenia i ostentacyjnie okazywana przez Bena pogarda dla tego obrazu stają się powodem kolejnej niepotrzebnej kłótni. Odtąd autor skupia się na pokazywaniu relacji tych dwojga, rozmów bohatera z przyjaciółką i jego relacji z kobietami. Używa do tego stylu łudząco podobnego do kreski Daniela Clowesa. Czarno–biały komiks pokrywają proste plansze wypełnione prostymi kadrami pełnymi prostego realizmu. Irytowało mnie to do czasu, kiedy dowiedziałem się o korzeniach Adriana Tomine i jego związkach z Japonią (zajmuje się ostatnio publikacją Yoshihiro Tatsumiego w USA). Kontemplacyjny i spokojny styl, może i nie wpisuje się do końca w nurt mainstreamowej mangi, ale mieści się jak najbardziej w japońskiej tradycji.

„Niedoskonałości” to dzieło bezsprzecznie bardzo dobre i pełne inteligentnej, podszytej sarkazmem prawdy. Jednak mimo wszystkich jego zalet nie mogę się przekonać do tej prostej, czasami wręcz sterylnej formy, o ile nie wezmę pod uwagę japońskiego punktu widzenia. Nie rozumiem i nie chcę rozumieć, dlaczego komiksy w formie ascetycznej i rezygnujące z elementów, które konstytuują komiks, miały by być bardziej nowoczesne, świadome, bardziej artystyczne i ambitniejsze. Słowem – czemu powieść graficzna jest tak często uboga w formę? To co widzę, przeglądając „Niedoskonałości”, to storyboard do realistycznego, offowego filmu. Momentami niebezpiecznie zbliżającego się do filmu, z którego nabija się główny bohater. Jeśli będę chciał komiks o związkach międzyludzkich – sięgnę po serię „Scott Pilgrim”, jeśli będę chciał film traktujący o tej tematyce – obejrzę Bergmana. Niespecjalnie widzę możliwość półśrodków.

Uważam, że po paru latach dzieło Adriana Tomine popadnie w zapomnienie i będzie głównie historycznym zapisem rozterek młodych amerykanów azjatyckiego pochodzenia na początku XXI wieku. W tym zakresie jest to bardzo dobry komiks, z którego niejeden Ben Tanaka może się czegoś o sobie nauczyć. Jednoznacznie nie da się „Niedoskonałości” opisać ani podsumować. I bardzo dobrze – w końcu to komiks artystyczny.


Opublikowano:



Niedoskonałości

Niedoskonałości

Scenariusz: Adrian Tomine
Rysunki: Adrian Tomine
Data wydania: Czerwiec 2010
Tytuł oryginału: Shortcomings
Wydawca oryginału: Drawn & Quarterly
Druk: okładka kolorowa, środek czarno-biały
Oprawa: miękka szyto-klejona ze skrzydełkami
Format: 165 x 235 mm
Stron: 112
Cena: 35,90 zł
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
ISBN: 978-83-60915-46-2
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Niedoskonałości Niedoskonałości Niedoskonałości

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-