Recenzja
Lucyfer #5: Inferno
Jakub Koisz recenzuje Lucyfer #05: InfernoKomiks jest kontynuacją wątków zapoczątkowanych w poprzednim albumie, choć echa konfliktu „Lucyfer – Amenadiel” pobrzmiewają już od drugiego tomu. W „Inferno” poznajemy Lucyfera obolałego i osłabionego, słowem: ludzkiego jak nigdy dotąd. Wszystko to jest wynikiem utraty dwóch piór, w których znajdowała się cała moc bohatera. Jak w takim razie wygrać honorowo pojedynek z czyhającym na jego bijące serce Amenadielem?
Najciekawsze w tym tomie jest obserwowanie, jak wyniosła Gwiazda Zaranna radzi sobie z przyziemnymi problemami. Lucyfer jest zdany na łaskę i pomoc różnorakich protagonistów; również walcząc z przeciwnikami musi uciekać się do forteli. Jednak czytając komiks, ma się wrażenie, że potencjał pozbawionego mocy Lucyfera nie został wykorzystany należycie. Fakt, jego wyniosłość oraz pozorna niefrasobliwość to cechy prawdopodobne z punktu widzenia psychologii, bo trudno się zmienić z dnia na dzień, a gruba warstwa dumy kryje czasami pewne ułomności. Problem tkwi jednak w rozplanowaniu fabuły – czytelnik ma wrażenie, że jest świadkiem kolejnego odcinka serialu, w którym status quo koniecznie musi spinać zarówno początek epizodu, jak i koniec. Wpływa to nieco na intensywność przeżywania tego, co rozgrywa się w kadrach. Ale to nie jedyny zarzut odnoszący się do fabuły, bo rzadko się zdarza, aby w „Lucyferze” wątki oraz postacie poboczne były ciekawsze niż perypetie jasnowłosego diabła. Ciekawym zabiegiem narracyjnym jest opis wydarzeń z perspektywy Christophera Rudda, potępieńca, który teraz może szczycić się tytułem książęcym. W tym tomie, co chyba staje się pomału normą, znowu odchodzi się od tematów religijnych, a fantastyczne światy Careya przypominają raczej połączenie koszmaru twórców „Ulicy Sezamkowej” oraz „Labiryntu Fauna”. Sceny, w których uczestniczy widownia wspomnianego pojedynku, przypominają Kantynę z „Gwiezdnych Wojen”, a dokładniej: kolaż różnorodnych brzydkich istot. Miłe to dla oka odbiorcy lubiącego wypatrywać szczegółów, ale Gwieździe Zarannej przydałaby się nieco mniej chałturniczo wyglądająca gawiedź. Szczególnie, kiedy walczy na arenie.
„Inferno” narysowane jest dobrze. Rysunki duetu Gross – Kelly nie zawsze wyglądają tak, jak trzeba, ale chyba tym razem z pomocą przyszły im trzymające wszystko w ryzach kolory. Gdyby nie one, być może album nie wyglądałby tak spójnie. Zawsze uważałem, że „Lucyfer” ma godne uwagi okładki. Tak jest również tym razem – jeśli miałbym wybrać, która okładka idealnie sprawdziłaby się jako nadruk na fanowską koszulkę, wybrałbym właśnie dzieło Christophera Moellera.
Niestety piąty tom tej nagradzanej i zachwalanej serii jest tylko „ładny”, głównie graficznie. Na poziomie fabularnym tym razem zaserwowano nam opowieść przeciętną, każącą zweryfikować pogląd, że „Lucyfer” jest godnym następcą „Sandmana”. Może i jest, ale niestety ciągle mówimy o potencjale, a nie o konkretnym przełożeniu go na sukces artystyczny.
Opublikowano:
Lucyfer #05: Inferno
Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Scott Hampton, Chris Weston, James Hodgkins, Warren Pleece, Dean Ormston
Okładka: Christopher Moeller
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2010
Seria: Lucyfer
Wydawca oryginału: Vertigo
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor, offset
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260 mm
Stron: 168
Cena: 54,9 zł
Wydawnictwo: Egmont
Rysunki: Scott Hampton, Chris Weston, James Hodgkins, Warren Pleece, Dean Ormston
Okładka: Christopher Moeller
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2010
Seria: Lucyfer
Wydawca oryginału: Vertigo
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor, offset
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260 mm
Stron: 168
Cena: 54,9 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Galerie
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-