baner

Recenzja

Czyściec

Sylwia Kaźmierczak recenzuje Czyściec
Każdy z nas ma na swoim koncie mniejsze lub większe przewinienia, o których wolelibyśmy nie pamiętać. Wszystkie one odzwierciedlają to jakim jesteśmy człowiekiem i jak postępujemy. Czasem nasze sumienie daje o sobie znać, niekiedy sami zastanawiamy się nad faktem, jak zostaniemy rozliczeni z naszych czynów. Ale są też jednostki zupełnie nieprzejęte swoją postawą, roszczące sobie prawo do wszystkiego, co przyjemne. Takim typem jest właśnie Benjamin Tartouche, bohater „Czyśćca”. Ma zaledwie 27 lat, ale już doczekał się stałej, dającej mu satysfakcję pracy jako freelancer, a na dodatek odziedziczył dom po zmarłej ciotce. Jego jedynym zmartwieniem są zobowiązania zaciągnięte w banku. Jego spokój zostaje zakłócony już wkrótce, gdy ze snu wyciąga go strażak. Życie Tartouche’a załamuje się w ciągu kilku chwil: dom ulega spaleniu, ubezpieczyciel zasłania się przepisami, a bank blokuje konto. Pozbawiony lokalu, środków do życia i dokumentów, bez osobowości i tego, co dawało mu poczucie własnej wartości, staje się pozbawionym godności wyrzutkiem. To jednak nie koniec jego męki. Zostaje potrącony przez samochód i trafia do czyśćca. Tu, w ramach odkupienia, otrzymuje konkretne zadanie do wykonania i wraca na ziemię.

Zebrana przez Egmont w jeden wolumin trylogia „Czyściec” jest nierówna. Pierwszy, zakreślający akcję, tom stanowi interesujący wstęp przedstawiający postać Tartouche'a. Drugi z wizytą w tytułowym miejscu i próbą odnalezienia się bohatera w nowej sytuacji zwiastuję trzymającą w niepewności fabułę. Niestety ten obraz zostaje zaprzepaszczony przez trójkę. Już po kilku stronach satysfakcja z lektury ustępuje miejsca wrażeniu nachalnego moralizatorstwa przedstawionego przez Chaboute'a. Można odnieść wrażenie, że autor sugeruje, iż każdemu należy się druga szansa, a stan ducha poza ciałem to nic innego jak rozrachunek z ludzkimi poczynaniami. Brakuje jedynie długiego i ciemnego korytarza zakończonego jaskrawym światłem. Chyba nie do końca starczyło twórcy pomysłów.

Najbardziej interesujący jest sam czyściec, opisany przez autora jako równie sformalizowany jak świat z którego wywodzi się główny bohater. Miejsce przejściowe stanowiące przystanek w drodze windą do nieba lub piekła. Przestrzeń, w której pojęcie czasu nie istnieje, a duchy z różnych epok egzystują obok siebie.
Warto zwrócić też uwagę na Trusquina, głównego antagonistę w historii. Sprawcę nieszczęść bohatera, bezwzględnego i owładniętego rządzą władzy kandydata na mera. Choć idealnie wpasowuje się w model schwarzcharaktera, wypada o niebo lepiej niż sam Benjamin.

Chaboute bardzo dobrze operuje komiksowym medium. Narracja jest płynna, całość czyta się szybko. Kreska jest wyraźna, a mroczny nastrój komiksu potęgowany jest poprzez specyficzna kolorystykę – czerń, biel i szarość uzupełnione o odcienie sepii, czerwieni. Postaci „zagubionych” wędrujących pomiędzy światem żywych a umarłych ukazane zostały w bieli.

Fabuła, choć została zbudowana w iście hitchcockowskim stylu, jest bardzo przewidywalna. „Czyściec” podobnie jak „Henri Desire Landru” zawodzi zbyt uproszczonym potraktowaniem niosącego potencjał tematu. Historia rozpatrywana jako rozprawa o biurokratyzacji życia będzie komiksem na przyzwoitym poziomie. Jednak, gdy dodamy do niego wątek odkupienia win, otrzymujemy nic więcej niż miałką opowieść mogącą być równie dobrze odcinkiem serialu „Siódme niebo”.


Opublikowano:



Czyściec

Czyściec

Scenariusz: Christophe Chabouté
Rysunki: Christophe Chabouté
Data wydania: Luty 2010
Seria: Plansze Europy
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 215 x 290 mm
Stron: 192
Cena: 99 zł.
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-3616-5
Kolekcja "Plansze Europy"
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Czyściec Czyściec Czyściec

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-