baner

Recenzja

D’Artagnan: Dziennik kadeta

Przemysław Mazur recenzuje D'Artagnan: Dziennik kadeta
Są takie historie, które nigdy się nie starzeją. Do ich grona wypada zaliczyć „Trzech Muszkieterów”, początek klasycznej trylogii autorstwa Alexandre’a Dumasa (ojca). Niniejszej powieści chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Wszak od momentu swej premiery w zamierzchłym roku 1844 doczekała się licznych adaptacji w niemal każdej postaci. Pokolenie obecnych trzydziestolatków pamięta zapewne radziecki serial z charakterystyczną, muszkieterską przyśpiewką oraz jedną z najbardziej popularnych „wieczorynek” z połowy lat osiemdziesiątych. Kinowa adaptacja z Michaelem Yorkiem jako D’Artagnanem również nie wymaga rekomendacji i to nie tylko z powodu jej ustawicznego powtarzania niemal na każdej stacji telewizyjnej. Rzecz bowiem, podobnie jak pierwowzór, również oparła się próbie czasu.

Tym razem z niniejszym tematem zmierzył się Nicholas Juncker, ilustrator i scenarzysta w jednej osobie. Jego dotychczasowy dorobek, oscylujący w kierunku komiksu historycznego – czy to w realiach rewolucji lipcowej 1830 roku, czy też frontu zachodniego I Wojny Światowej – zdaje się w pełni predestynować tegoż autora do tej konwencji. Tym samym rozgrywający się w drugiej połowie lat dwudziestych XVII wieku „Trzej Muszkieterowie” wpisuje się w jak widać ulubiony gatunek tegoż twórcy.

Uprzedzając nieco fakty wypada stwierdzić, że ze swego zadania rzeczony wyszedł „obronną ręką”. Bo cóż nowego mógł on „wywalczyć” w tak dalece wyeksploatowanym temacie? A jednak okazuje się, że przyjęte przezeń założenie tchnęło wiele życia w ów klasyk beletrystki. W „Dzienniku kadeta” mamy okazje spojrzeć na bieg dobrze znanych wydarzeń oczami D’Artagnana, którego autor uczynił narratorem całej opowieści. Ów zabieg ożywił nieco fabułę, a przy okazji znacząco ją urealistycznił. Oto mamy bowiem zapis przeżyć prowincjonalnego Gaskończyka, który za radą ojca usiłuje odnaleźć się w realiach stołecznego Paryża. Duma z posiadanego szlachectwa oraz ambicja wstąpienia do królewskich muszkieterów prędko przysparza mu licznych wrogów. Na szczęście dla młodego chojraka trzech z nich staje się jego przyjaciółmi… Ale to już zna niemal każdy – „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!!!”.

Nie obyło się bez drobnych niekonsekwencji, bo z jednej strony Juncker ukazuje D’Artagnana jako gaskońskiego prostaka. Z drugiej treść uwag przytaczanych z jego dziennika charakteryzuje głębia analizy i trafionych spostrzeżeń. A to powoduje wyraźny dysonans. Niemniej widać, że taki zabieg był konieczny dla komfortu czytelnika. Z pewnością jednak zarówno sam tytułowy bohater, jak i trójka jego kompanów, zyskują nieco bardziej prawdopodobny wizerunek. Przejawia się to m.in. w fascynacji D’Artagnana Lady Winter, mającej podłoże nie tylko fizyczne, ale też i finansowe. Takie ujęcie może nieco przygnębiać, bo odziera dawno już przyswojony mit z jego blichtru. Z drugiej strony podkreśla unikalność tej wizji Trzech Muszkieterów…

Tło historyczne w postaci konfliktu pomiędzy królem Ludwikiem XIII (czy raczej wszystkim dobrze znanym kardynałem/pierwszym ministrem), a Hugenotami obleganymi w La Rochelle ukazano tu bez nachalnego dydaktyzmu. Autor nie wnika w skomplikowaną genezę wojen religijnych we Francji, bo nie to jest przecież tu istotne. Miast tego ukazuje koszmar bitewnych zmagań z perspektywy przeciętnego żołnierza. Nie ma tu bowiem miejsca na łobuzerską frywolność rodem z wspominanej adaptacji z Michaelem Yorkiem, co dosadnie ilustruje scena obrony bastionu Saint-Gervais. Za to daje o sobie znać nikły udział tak znaczących w pierwowzorze osobowości jak Armand Richelieu czy przywołany chwile temu francuski monarcha. Takie już jednak było założenie autora, którym jak widać konsekwentnie się kierował.

Zaproponowana przezeń formuła graficzna z pewnością nie wszystkich zadowoli, bo eksperymenty z ukazywaniem fizjonomii postaci chyba nie w pełni się sprawdziły. Dążenie do maksymalnego uproszczenia w tym akurat przypadku trafiło w przysłowiową ślepą uliczkę. Za to sceny wymagające dynamicznego ujęcia ukazano tu wręcz wzorcowo. Juncker radzi sobie również z zakomponowaniem kadrów udatnie żonglując różnymi rodzajami perspektywy. Jako ciekawostkę wypada uznać pierwszy kadr ze strony 170-tej wzorowany na płótnie Henri-Paula Motte’go. Tyle że w miejscu makiawelicznego kardynała twórca komiksu umieścił D’Artagnana …

Na szczególną pochwałę zasługuje staranna oprawa edytorska, co zresztą stanowi nieodłączną wizytówkę wydawcy tegoż albumu. „Dziennik kadeta” opublikowano na dobrej jakości kredowym papierze korzystnie podkreślającym stonowaną kolorystkę. Solidna, lakierowana okładka dopełnia to miłe odczucie.

Reasumując – niniejszy komiks to doskonałe, liczące sobie przeszło ćwierć tysiąca stron czytadło rozrysowane lekką, wprawną kreską, które powinno przypaść do gustu nawet tym, dla których pierwowzór pióra Alexandre’a Dumasa nie ma tajemnic. Po lekturze „Dziennika…” po raz kolejny zadziwi ich nośność klasycznej powieści spragnionego odmian pisarza.

Acha, i jeszcze jedno – rzecz przeznaczona jest dla osób pełnoletnich. Fascynaci komiksowej erotyki lepiej niech nie spodziewają się zbyt wiele po tym tytule. Niemniej z pewnością nie wypada podczytywać tegoż dziełka milusińskim do tzw. „poduchy”.

Opublikowano:



D'Artagnan: Dziennik kadeta

D'Artagnan: Dziennik kadeta

Scenariusz: Nicolas Juncker
Rysunki: Nicolas Juncker
Kolor: Greg Salsedo
Data wydania: Listopad 2009
Rok wydania oryginału: 2008
Wydawca oryginału: Editions Milan - treize etrange
Tłumaczenie: Katarzyna Sajdakowska
Druk: kolor, kreda
Oprawa: twarda
Format: B5
Stron: 264
Cena: 99 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

D’Artagnan: Dziennik kadeta D’Artagnan: Dziennik kadeta D’Artagnan: Dziennik kadeta

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-