baner

Artykuł

Z importu: MW

Krzysztof "Krzych Ayanami" Kopeć
MW

Osamu Tezuka



mwLata 60, okres wystąpień studenckich w Stanach Zjednoczonych i wojny w Wietnamie. Na leżącą na odległej prowincji japońską wyspę rybacką Okino Mafune trafia międzynarodowa grupa młodocianych przestępców. Początkowo znęcają się nad tubylcami, jednak rozczarowani brakiem godnych siebie przeciwników planują napaść i rabunek pobliskiej amerykańskiej bazy wojskowej. W tym samym czasie nieopodal wyspy pojawia się jacht z dwiema osobami na pokładzie - mężczyzną, który jest jego kapitanem, oraz kilkunastoletnim chłopcem - Michio Yuki. Dorosły zostaje dotkliwie pobity, zaś dziecko uprowadzone do jaskini przez jedynego w grupie przestępczej Japończyka - Garai. Gdy rano opuszczą swoje schronienie okaże się, że wszyscy oprócz nich zginęli w wyniku wycieku broni chemicznej.

Początek lat 80. Michio Yuki pracuje w bankowości korporacyjnej. Jest oddany pracy i darzony ogólnym szacunkiem. Koleżanki z pracy za nim wręcz szaleją. Wygląda na nieszkodliwego inteligenta - wysoki, szczupły z okularami i w garniturze. Biorąc pod uwagę wygląd jego mieszkania, zarabia zdecydowanie powyżej średniej krajowej. Jego towarzysz z wyspy jest księdzem. Przywdział sutannę zapewne po to, by móc sobie poradzić z błędami młodości i straszliwymi wspomnieniami z wyspy, gdzie życie straciło 800 osób. Bez ubrania służbowego nikt by go najprawdopodobniej nie podejrzewał o pełnienie posługi kapłańskiej, gdyż prezentuje się jak bokser, którego zdecydowanie nie chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce.
W innej sytuacji jego oddanie Bogu być może pomogłoby znaleźć spokój jego duszy, jednak znajomość z Michim skutecznie rujnuje wszystkie plany. Wtedy, na wyspie, nie mógł się oprzeć urokowi dziecka i je zgwałcił, a chemikalia, chociaż chłopca nie zabiły, to bezpowrotnie go odmieniły. Stał się człowiekiem nieprzestrzegającym żadnych zasad moralnych, dla którego sumienie stało się czymś obcym. Pragnął zniszczyć wszystkich, którzy przyczynili się do jego... Przypadku. Właściwie nawet nie dla zemsty, to nie jest dla niego cel sam w sobie. Bardziej dlatego, że może to zrobić.

Po 16 latach, jakie minęły od katastrofy na wyspie osoby odpowiedzialne za sprowadzenie broni chemicznej do Japonii pełnią odpowiedzialne funkcje w polityce, przedsiębiorczości i bankowości. I nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie nad nimi zawisło. Pierwszą ofiarą Michi'ego jest pan Nanpeida. Aby zmusić go do spotkania Michio porywa mu małoletniego syna i domaga się okupu w wysokości 100 milionów jenów. Zabrania mu również kontaktowania się z policją. Tego ostatniego warunku Nanpeida nie spełnia. Gdy po udanej ucieczce łodzią motorową przekazuje pieniądze, przekonuje się, że jego dziecko zostało zamordowane. Sam nie żyje wiele dłużej. Uciekając przed policją Michio ukrywa się w kościele ojca Garai, który pomaga mu wydostać się z obławy, okłamując przybyłych na miejsce funkcjonariuszy. Wciąż odczuwa do niego słabość - również fizyczną - i chociaż wie, jakim człowiekiem jest Michi i co robi, nie jest w stanie wystąpić przeciw niemu. Czuje, że istnieje między nimi jakaś więź.

W serialu "Anioły w Ameryce" jest scena gdy Roy Cohn - grany przez Al'a Pacino - dowiaduje się, że ma AIDS. Ma to miejsce w podobnym okresie, w którym rozgrywa się akcja mangi, zaś choroba kojarzyła się ze środowiskiem narkomanów i homoseksualistów. Roy jest wpływowym urzędnikiem administracji w Waszyngtonie i twierdzi, że ani nie jest ćpunem - co jest prawdą - ani też gejem. Ci bowiem są dla niego pospólstwem, które nie ma żadnych wpływów i nie potrafi nic osiągnąć. A ani jedno, ani drugie go nie dotyczy. Dlatego określa się mianem heteroseksualisty sypiającego z mężczyznami. Podobnie skończy się próba zakwalifikowania "MW" do pozycji stricte gejowskich.
Jakkolwiek Garai i Michi są dla siebie stałymi partnerami, to każdy z nich prowadzi swoje odrębne, samodzielne życie. Ksiądz doskonale zdaje sobie sprawę, że jego związek z Michim absolutnie nie powinien mieć miejsca. Po za tym darzy gorącym uczuciem kobietę, które kiedyś w jego kościele szukała pomocy. Gdy się ponownie spotykają po latach ona widzi w nim mężczyznę, nie zaś osobę duchowną. Zaś w jego żyłach krąży krew, a nie woda.
Michio... Jest człowiekiem - czy może powinienem napisać raczej "indywiduum" - który przechodzi przez życie jak maszynka do mięsa. Ludzi wykorzystuje - dotyczy to również Garai'a. Traktuje go, jak pożytecznego idiotę, nad którym lepiej mieć kontrolę, żeby przypadkiem nie popsuł za dużo. Jeżeli może coś załatwić przez łóżko, nie będzie rozróżniał między kobietami, a mężczyznami. Chociaż zrobi to bardziej dla własnej przyjemności, gdyż jest mistrzem manipulacji. Zaś ci, których już wykorzystać nie może, albo są niszczeni psychicznie, albo mordowani. Garai ze swojej strony zrobiłby wszystko, aby temu przeszkodzić, ale niewiele może z takim przeciwnikiem... Zwłaszcza, że sam ma krew na rękach i prędzej skończyłby w więzieniu niż wsadził tam kochanka.

Powyższe akapity to właściwie dość ogólnikowe przedstawienie blisko sześciuset stronicowej mangi, która mimo faktu, iż w ubiegłym roku obchodziła swoje trzydziestolecie, niewiele straciła na aktualności. Dla Tezuki pod koniec lat 70 - gdy komiks został ukończony - głównym zagrożeniem bezpieczeństwa w krajach demokratycznych, były skrajne organizacje prawicowe, lewicowe bądź nacjonaliści, przeprowadzający zamachy terrorystyczne celem zdobycia popularności. Echa tych wydarzeń funkcjonują w mandze. Realizując swój plan Michio korzysta z pomocy organizacji, której członkowie, gdy byli młodsi nawoływali do rewolucji. W ogóle bardzo ważnym wątkiem jest tutaj uległość japońskich elit politycznych oraz problemy związane z wymuszonym sojuszem wojskowym ze Stanami Zjednoczonymi. Chociaż jednocześnie nie można powiedzieć, że jest to opowieść antyamerykańska.

Pomimo uniwersalności, która sprawa iż komiks jest w prawie całkowicie zrozumiały dla osób z naszego kręgu cywilizacyjnego, Tezuka przedstawił również pewne typowe dla Japonii zjawiska. Będą one zapewne interesujące dla czytelników lubiących takie smaczki. Chociaż najprawdopodobniej nie będą zbyt szczęśliwi z ich znalezienia - bo miejscami występują one w bardzo okrutnej i niemal odrażającej postaci. Całość jest dość brutalna - jeśli którejś postaci będą potrzebne określone informacje, to nie będzie się patyczkować, tylko posunie się do tortur, żeby je wymusić. Chociażby w rodzaju wbijania igieł pod paznokcie... Mając zaś wszystkie powyższe kwestie na uwadze, otrzymujemy pozycję dla zdecydowanie starszego odbiorcy. Przynajmniej w stosunku do takiego "Death Note'a". Poruszam w tym momencie kwestie tej mangi, ponieważ uważam, że "MW", które wychodziło blisko trzydzieści lat wcześniej, jest dla pozycji Ohby i Obaty pierwowzorem lub przynajmniej mogło w dużym stopniu zadecydować o kształcie tego komiksu. Chociaż Light Yagami i Michio Yuki stoją po przeciwnych stronach ideologicznej barykady, to cała masa rozwiązań pojawia się w obu pozycjach. Obaj przenikają do organizacji, dzięki którym mogą najefektywniej dążyć do realizacji swoich celów. Chociaż są one skrajnie odmienne. Podporządkowują swym planom życie osobiste, gdy jest to konieczne manipulują ludźmi, lub korzystają z pomocy tych, którzy w dobrej wierze chcą być użyteczni. Również media i politycy odgrywają dla nich ważną rolę. Jednocześnie jednak przy tym porównaniu na jaw wychodzą braki u naśladowcy. Autorzy „Notesu” tak się skoncentrowali na śledztwie i shizie Lighta, że już nie dali rady nadać mu innych cech ludzkich. Misa to żeński ozdobnik z dumą prezentująca siano zamiast mózgu, zaś reszta stanowi w dużym stopniu tło. Michio od początku do końca jest potworem w ludzkiej skórze, który cierpliwie czeka na sprzyjające mu okoliczności. I starannie planuje swoje działania. "MW" prezentuje przedstawioną przez siebie historię ze znacznie szerszej perspektywy. Jest ona również bardziej rozbudowana i przemyślana, niejednoznaczna i nawet niesiląca się na bycie poprawną politycznie.

Pod względem wizualnym mandze niewiele można zarzucić. Owszem, styl jest staroświecki, ale nawet jak na współczesne standardy szczegółowy, gdy przychodzi prezentować tła. Ludzie są narysowani w nieco uproszczony i chwilami karykaturalny sposób – jeśli ktoś czytał wcześniej wydane u nas „Metropolis” bądź „Black Jacka” to wie czego się spodziewać. Jest on również bardzo zróżnicowany, każda postać ma swój własny styl, który nie różni się w stosunku do innych tylko fryzurą czy wzrostem. Miejscami zaś widać, że Tezuka eksperymentuje z realistyczną kreską.
Jeśli można tak powiedzieć o rysunkach zupełnie niekomiksowych, na których twarze przypominają maski demonów.

Obecnie, kiedy sprowadzenie mangi z zagranicy jest stosunkowo drogie - w empiku "MW" kosztuje blisko 100 złotych - nie polecam tego osobom, które liczą się z pieniędzmi. Ani też oczywiście tym, które koncentrują się na masówce i w zupełności im to wystarcza. Jeśli jednak chce się przeczytać coś świeżego, pozycję, która nie jest wyłącznie dobrą mangą, ale komiksem w ogóle i przedstawianie homoseksualizmu oraz przemocy nie odstręcza - polecam mieć tą pozycję na uwadze.
Amerykańskie wydanie posiada łaciński układ stron oraz twardą oprawę z obwolutą.



Opublikowano:



Tagi

Z importu

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-