baner

Komiks i Okolice

O Januszu Chriście

, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,
Nikodem Cabała
rysownik, współtwórca serii Biocosmosis

Trzy dni zastanawiałem się, jak w skrócie podsumować twórczość Janusza Christy, jak opowiedzieć o jego pomysłach, bohaterach, światach które stworzył i doszedłem do wniosku, że cokolwiek bym nie napisał, będzie za mało. Nie wiem nawet czy napisanie książki załatwiło by sprawę. Tak więc nie pozostaje mi nic jak tylko, wyrazić naprawdę wielki podziw dla jego twórczości, jak i jego samego. To co stworzył przez całe swoje życie zasługuje na najwyższe uznanie i chyba nikt w Polsce nie może się z nim równać. O czym może świadczyć nierozstrzygnięty konkurs EGMONTU na kontynuację „Kajka i Kokosza”. Christy nie można zastąpić, naśladować ani podrobić, trudno byłoby mu nawet dorównać. Christa był, jest i zawsze będzie symbolem, znakiem gwarantującym rozrywkę na najwyższym poziomie z nietuzinkowymi scenariuszami i świetnymi rysunkami.
Może i umarł Janusz, ale Christa jest wieczny.


Grzegorz Ciecieląg
redaktor naczelny Alei Komiksu

Komiksy Janusza Christy czytałem jako dzieciak i nastolatek. Później trafiły - wraz z wieloma innymi pozycjami, gdy wydawcy zalali nas morzem nowych tytułów - na półkę. Jednak przy okazji wznowień "Kajka i Kokosza" w Egmoncie postanowiłem przypomnieć sobie przypadki wojów Mirmiła, i sprawdzić jak bardzo się zestarzały.

...a nie zestarzały się w ogóle. Nadal gwarantują wyśmienitą zabawę i humor na najwyższym poziomie. Tak dla młodzików, jak i dorosłych.
I wiem, że moje pociechy także - dzięki tatuśkowi komiksiarzowi - będą miały okazję zapoznać się z jego twórczością.

Szacunek dla Mistrza.


Tomasz Kołodziejczak
scenarzysta, redaktor naczelny Klubu Świata Komiksu

W lipcu, kiedy ostatni raz odwiedzałem Janusza Christę, czekała na mnie świeża wędzona ryba, kupiona ponoć na plaży od rybaka i puszka zimnego piwa. Rozmawialiśmy przez kilka godzin, trochę o polityce, co nieco o Jego wspomnieniach z czasów wojny, trochę o dalszej współpracy i kontynuacji „Kajka i Kokosza” przez młodszych twórców. Rozważaliśmy możliwość Jego wizyty na komiksowym festiwalu w Łodzi, w październiku br. Ostatecznie nie zdecydował się na tę podróż, nie spotkał z fanami. I już nie spotka.

Możemy dalej czytać Jego komiksy i wspomnienia. W ich dialogach, dowcipie, puentach wciąż słyszę Janusza – gawędziarza i facecjonistę. Człowieka przedwojennego, a może nawet sarmackiego, z jakąś taką śmiałością, wesołością, i jednocześnie - godnością, jaką rzadko się dziś spotyka.

Wychowywałem się na komiksach Janusza, zapewne także dzięki nim robię dziś to, co robię. Zapewne wielu z nas, dzięki nim właśnie, lubi komiksy. Możemy dalej je czytać. Czytajmy.


Maciej Reputakowski
szef działu komiksowego serwisu Poltergeist

Każdy, kto należy do "pokolenia Janusza Christy", pewnie zachowa po nim jakieś osobiste wspomnienie. Dla mnie zawsze kojarzył się będzie z jednym cytatem. Rzucało się go jako hasło rozpoznawcze, taki sprawdzian. Ci, którzy znali odzew, nadawali na tych samych falach.

Zatem: "Niech co, krwawy Hegemon!?"


Jakub Syty
redaktor naczelny MMK „KZ”

Moja mama czytała mi „Cudowny lek”, kiedy miałem trzy lata. Podobno zasypiałem zawsze w tym samym momencie, a potem trzeba było zaczynać od początku, więc pierwsze kilkanaście stron znałem na pamięć. Dziś ów album zaliczam do jednego z najbardziej ulubionych z przygodami Kajka i Kokosza – wielowątkowość fabuły, wykreowana baśniowa rzeczywistość mają w sobie faktycznie niesamowity magnes, który działa równie dobrze na wyobraźnię dziecka, jak i dojrzalszego czytelnika. Janusz Christa miał talent do opowiadania. To cudowne, że udało mu się spełnić na polu komiksowym i bawić kilka pokoleń czytelników. Mam nadzieję, że ten fenomen będzie trwać, choć nie jestem zwolennikiem tworzenia nowych przygód dzielnych wojów Mirmiła przez kogoś innego. Spuścizna Christy jest na tyle bogata, że naprawdę jest do czego wracać, za co jestem temu twórcy niezmiernie wdzięczny.


Dominik Szcześniak
scenarzysta i rysownik, redaktor naczelny Ziniola

Janusz Christa był pierwszym twórcą komiksowym, którym sie zafascynowałem. Przypadkiem, będąc szczylem, zostałem obdarowany "Rozprawą z Dajmiechem", zakupioną na dworcu PKP w Otwocku. Dzień później zwiedziłem dwa miasta w eskapadzie księgarnianej, taszcząc w siatkach komiksy z napisem "Christa". W ogóle jakoś mocno przyciągał i trafiał do mnie dizajn graficzny jego komiksów - fikuśna czcionka tytułowa, niezmiennie ten sam odręczny podpis. I nie tylko to. Za genialny uważałem świat przedstawiony jego serii, kreskę, kolorystykę, liternictwo. Wszystko. Janusz Christa był dla mnie wówczas gościem, który potrafił wniknąć do umysłu dzieciaka i zapewnić mu lata frajdy. Obecnie jest dla mnie archetypowym mistrzem gatunku. I ojcem komiksu polskiego jako takiego. Kiedyś hołubiłem "Dzien Śmiechały", dzisiaj choruję na "Festiwal czarownic". Jest to jedyny komiks, który kupuję, kiedykolwiek go widzę. Nieważne, czy dane wydanie już posiadam, czy nie. Zobaczyć "Festiwal czarownic" i kupić - przez tę przypadłość przestałem chodzić do sklepów z książkami, a i tak w mojej kolekcji jest mnóstwo egzemplarzy tego komiksu.
Janusz Christa często wymieniany jest obok Papcia Chmiela i Tadeusza Baranowskiego. Trzech tenorów komiksu polskiego. Christa, jako najbardziej uniwersalny z nich, na zawsze pozostanie dla mnie największym.


Paweł Timofiejuk
założyciel wydawnictwa timof i cisi wspólnicy

Umarł jeden z wielkich mistrzów dzieciństwa, którego komiksy zabierały w świat przygody i fantazji. Strata jest tym większa, że schorowany, od lat nie raczył nas swymi nowymi dziełami, a więc nie było mu dane pożegnać się z nami komiksem.
Dlatego też czytając komiksy, czy dając je kiedyś swoim dzieciom, nie zapomnijmy o komiksach Janusza Christy, bo to już element naszego dziedzictwa, historia, a nie dziejąca się teraz rzeczywistość.
I czapki z głów przed Wielkim Mistrzem.


Jacek Widor
rysownik i scenarzysta

Jak zapewne większość spośród wypowiadających się mogę napisać o ś.p. Januszu Chriście wyłącznie jako o twórcy, nigdy nie miałem bowiem okazji zetknąć się z nim osobiście. Jak dla wielu innych zaistniał on dla mnie juź jako dojrzały artysta, gdy w roku 1975 „Świat Młodych” rozpoczął druk „Szkoły latania”. Jak się okazuje upaństwowiony rynek wydawniczy PRL nie był aż tak ujednolicony jak mogłoby się wydawać, gdyż w Polsce południowej Christa był osoba praktycznie nieznaną. Ja sam broszurowe (bo przecież nie „albumowe”) wydanie „Kajtka i Koka w kosmosie” poznałem dopiero kilka lat później dzięki koledze, który miał krewnych w Gdańsku. Z tego co sobie przypominam, wśród uczniów podstawówek absolutnie najbardziej kultowym komiksem był „Tytus, Romek i A’Tomek”, faktycznie najbardziej oryginalny komiks polski, ale ogromna większość zainteresowanych stawiała „Kajka i Kokosza” zaraz na drugim miejscu wśród rodzimych komiksów (zresztą poza przedrukami węgierskimi innych praktycznie na naszym rynku nie było). Moja klasa była zresztą w szczególnym położeniu, jeden z kolegów dysponował bowiem czterema francuskimi albumami o Asteriksie, co umożliwiło nam zbulwersować się zauważeniem kilku spalgiatowanych scen. Dla mnie jest to zresztą jedyna rysa na twórczości mistrza, łatwo wytłumaczalna odgrodzeniem naszego kraju od rynków światowych. Po latach, gdy mogłem zapoznać się z większą ilością „Asteriksów”, stawiam „Kajka i Kokosza”wyżej niż dzieło Francuzów. Najsławniejszy cykl Christy nie ma co prawda tego rozmachu co opowieść o Galach, postaciom brakuje trochę ekspresji, kreska jest bardziej uładzona, czasami prosiłoby się o zaburzenie równego podziału kadrów, ale humor jest subtelniejszy, postacie drugoplanowe bardziej dopracowane, fabularnie poszczególne historie są, pomimo zawirowań akcji bardziej „pełne”. Pośród coraz bardziej drapieżnych wytworów światowego komiksu dzieło pana Janusza ujmuje ciepłem i stonowanym, bezpretensjonalnym humorem. Czytając kolejne części „K&K” czuje się, że autor kocha te swoje rysowane dzieci, Kaprala i Hegemona nie wyłączając. Cechy te widać nawet w niby-mrocznych, niby-cynicznych „Bajkach dla dorosłych” zamieszczanych w „Relaxie”. W mojej wyobraźni autor, którego nie znałem nawet z fotografii, jawił się jako ciepły, sympatyczny człowiek, kochający ludzi i zwierzęta. Niestety, nigdy nie będę mógł sprawdzić osobiście, czy wyobrażenie to było słuszne - a przecież niewiele brakowało, abym zetknął się z autorem na polu zawodowym... W nieistniejącym już studiu „Hanna-Barbera Poland” w Bielsku-Białej w 1992 r. przygotowywano ekranizację „Kajka i Kokosza”, z kilkunastoma kolegami-animatorami braliśmy udział we wstępnych pracach nad filmem; miałem w ręku rozrysowane projekty animacyjne! Wśród nas wszystkich, wychowanych na ”Świecie Młodych”, zapanowało przyjemne podniecenie. Niestety, nigdy nie doszło do realizacji projektu. Były to jeszcze czasy "przedkomputerowe", realizacja tradycyjną techniką filmu pełnometrażowego wymagała nie tylko 40-50 tysięcy odręcznych rysunków, ale także ich skopiowania na celuloidy I ręcznego pomalowania. Prawdopodobnie film został uznany za przedsięwzięcie zbyt drogie, ale nigdy nie poznałem powodu zaniechania tej produkcji.

W jakimś sensie chyba życie przygotowało nas na odejście pana Christy, bądź co bądź twórczość jego ze względu na chorobę była już od kilkunastu lat zamknięta, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że mimo znacznej popularności i tak, w proporcji do swojego talentu, nie został dość doceniony.
R.I.P.+

Karol Wiśniewski
Aleja Komiksu

Komiksy Christy były jednymi z pierwszych jakie przeczytałem czy raczej mozolnie sylabizowałem jako mały berbeć. Z łatwością przywiązały mnie do komiksowego medium - ciekawe, kolorowe, świetnie narysowane, pobudzające wyobraźnię. W odróżnieniu jednak od wielu komiksów, z których wiekiem wyrastamy, prace Christy przez cały czas były dla mnie doskonałą lekturą i jestem pewien, że zawsze będę do nich wracał.

Janusz Christa odszedł, ale pozostanie w naszej pamięci, gdzie wzniósł sobie pomnik trwalszy od spiżu...

januszchristaart

Rysunkowy hołd Krzysztofa Wyrzykowskiego






Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-