baner

Recenzja

Mad Guardian Saga (Green Lantern #4-#7)

Artur "Articles" Skowroński recenzuje Green Lantern #04 (3/1993): Na ziemię; W poszukiwaniu szczęścia
8/10
Mad Guardian Saga (Green Lantern #4-#7)
8/10
Recenzja historii "Mad Guardian" (GL vol. 3, #1-#8. Polski "Green Lantern" 3/1993-6/1993)

Gerard Jones jest moim ulubionym scenarzystą GL. Stworzył swój własny, tak dopasowany do Korpusu klimat, a jego historie poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Fakt, nie udało mu się nigdy napisać czegoś, co przeszło by do kanonu niczym „Emerald Twilight” (choć seria „Mosaic” ociera się chwilami o ten poziom), jednak na takich historiach jak ta Marza nie buduje się serii. One są punktem przełomu, łącznikiem pewnych epok. A Jones robił to, co potrafił najlepiej – opowiadał dobre historie. To on stworzył jedną z lepiej zapamiętanych inkarnacji Korpusu, z takimi indywidualnościami jak Tomar-Tu czy Boadikka. To on współtworzył nowy, pokryzysowy origin Hala, więc zna tę postać od samych korzeni. I właśnie czymś jest ta historia. Początkiem powrotu Korpusu na salony, po latach tułania się po seriach typu Action Comics Weekly. Początkiem po latach guest-appearingów, jednak bez możliwości zaistnienia we własnej serii. Początkiem Volumu III.

Historia jest również powrotem Hala do roli której porzucił. Jordan udaje się w podróż po Ameryce, żeby ponownie móc zrozumieć samego siebie. Żeby odzyskać własne „ja”. Chce się oderwać od tego, co 15 lat temu przekreśliło jego szanse na normalne życie. Od pierścienia, mocy i odpowiedzialności. Rusza w drogę śladami utraconej przeszłości. Jak wymowna jest scena, kiedy Hal mówi Batmanowi, że zbyt długo przebywał wśród bohaterów i stracił grunt pod nogami. Ktoś posiadający moc prawie równą Supermanowi rozmawia z kimś, kto mocy posiada tyle co przeciętny Smith i używa takich argumentów. Świetnie obrazuje to ówczesne JLA i role Batmana w nim. Hal przyjmuje tu rolę człowieka, który wiele już w życiu widział, stał się ikoną dla młodego pokolenia bohaterów, żywą legendą. Półtora dekady w biznesie robi jednak swoje. Hal jest mądrzejszy niż na początku swojej kariery, mniej w nim entuzjazmu, przytłacza go ciężar wspomnień. Schodzi z chmur, postanawia spróbować potu i łez, jakie zapewnia życie zwykłego śmiertelnika. W młodych herosach widzi godnych następców, którzy nie wiedzą jeszcze, co naprawdę biorą na swoje barki. Do tego wszystkiego wtrąca się Guy Gardner…

..który jest w tej historii praktycznie równorzędnym w stosunku do Hala bohaterem. Jones daje nam poznać nie tylko Hala. Równie ciekawą postacią okazuje się Guy, który neguje wszystko to, co robi Hal ponieważ Hal tym co robi neguje wszystko czym jest Guy. Gardnem bez pierścienia jest kolejnym cwaniaczkiem. Wie o tym, więc nie może dać Jordanowi spokoju. Hal jest człowiekiem, który z własnej woli odrzucił to, co czyni Gardnera wyjątkowym. A on lubi być wyjątkowym. A jak tu być niezwykłym, kiedy dla człowieka, który posiada takie same możliwości ona nic nie znaczy. Hal jest uosobieniem wszelkich leków Guya, i dlatego ten stara się go ośmieszyć, zwłaszcza w swoich własnych oczach.

Jednak Jonesowi dwóch Zielonych Latarni było mało. Przywrócił on do łask również trzeciego bohatera, równie ciekawego jak dwójka poprzednich. John Stewart, człowiek wielbiący i nienawidzący Jordana. Nie może mu, a także sobie wybaczyć śmierci Katmy. Czuje się odpowiedzialny, za śmierć całej planety. Takie poczucie winy może zniszczyć najlepszego człowieka. A takim człowiekiem był John. Dlatego i on musi przejść swoją własną drogę, jakże jednak inną od drogi Hala. Kiedy Jordan żeby ponownie zdefiniować siebie odrzuca pierścień i całe dziedzictwo korpusu, o tyle John szuka odkupienia w Oa i wszystkim co reprezentowało. Stad też jego ścieżka prowadzi ku centrum galaktyki.

Tymczasem nie tylko Zielone Latarnie szukają sensu. Po drodze Hal zatrudnia się u dziewczyny, którą poznał jeszcze za czasów wspólnych wojaży razem z Olliem. Rose również nie ma łatwo – pracuje w pocie czoła, by wychować synka i spłacić farmę. To właśnie przy niej Hal zaczyna ponownie odnajdywać siebie. Jednak znowu przeszkodzi mu Garnder, zdradzając sekret jego mocy przed Rose.

Czy dla każdego istnieje szansa odkupienia? To pytanie zadaje sobie każdy. Nawet superprzestępca. Czy Villiani nie mają marzeń. Mają. I nie zawsze jest to władza nad światem czy bogactwo. Totooed Man marzy o spokojnym domku, z rodziną. Stara się zapomnieć o przeszłości, zacząć od nowa. Zajął się uczciwą pracą. Cała sielanka kończy się, gdy do jego salonu z tatuażami wchodzi Gardnem, który pragnie zrobić sobie „wzorki”. W byłym przestępcy widzi to samo co denerwowało go w Halu. Człowieka, który odrzucił to, co go wyróżniało, na rzecz normalności. Byłem bardzo zadowolony, że scenarzysta zapewnia pod koniec numeru namiastkę szczęścia, którego tak szukał.

Wróćmy jednak na Oa, gdzie John znajduje trupa kapłana i Oldtimera, który sprawia wrażenie całkowicie pozbawionego zmysłów. Samotność zniszczyła Strażnika. Istota z obcej rasy, która równie swobodnie wymieniała się myślami, nagle zostaje pozostawiona sama sobie, kiedy jej wszyscy bracia odlecieli. Nieśmiertelny, który nie ma co zrobić ze swoim życiem. Strażnik, który został „strażnikiem” grobowca świetności swojej rasy. Kiedy spotyka Johna, znajduje sposób na ukierunkowanie swych uczuć. Ma moc równą Bogom, czego jej nie wykorzystać. Towarzystwo Johna mu nie wystarcza, zaczyna ściągać miejsca, które odwiedził kiedyś w towarzystwie Hala i Olliego. Powstaje w ten sposób Samica równych kultur i cywilizacji, całkowicie podległa woli Apsy, ponieważ to właśnie on trzyma wszystko „do kupy”. Dzięki temu daje tez Halowi cel…

…ponieważ porywa również Rose i jej miasteczko. Hal rusza ku Oa. I teraz komiks traci trochę na impecie. Do tej pory była to świetna, dobrze analizująca postacie, wyciągająca z nich głębie historia. W momencie powrotu akcji na Oa dostajemy dalej bardzo dobry komiks, pełen akcji i zwrotów akcji, ale pozbawiony już tej otoczki psychologicznej, która budowała klimat poprzednich numerów. Oldtimer łapie Hala i daje mu to , czego pragnie. Życie przy Rose, bez zmartwień, bez mocy i pierścienia. Jednak Jordan budzi się z iluzji. Wie, ze sam sobie nie poradzi z szalonym Apsą, więc wzywa na pomoc Guya i … Strażników. Jednak I oni nie mogą zrobić nic przeciwko komuś, kto jest podłączony bezpośrednio do mocy planety. Dopiero John pokonuje Oldimera, dzięki łączącej ich więzi.

Pora przejść do sfery rysunków. Pat Broderick jest naprawdę świetnym rysownikiem, nie pasuje mi jednak stworzony przez niego design jednej postaci – Hala. Zbyt przypomina on Kevina Costnera. Jednak już w stroju GL wypada naprawdę świetnie. Kolory są dobre, mimo lat komiks nie trąci myszka, zwłaszcza w nowym, odświeżonym wydaniu.

Polecam tą historie. Świetna, chwilami nawet poruszająca, z ciekawymi zwrotami akcji i fabułą. Warto na nią zwrócić uwagę również dlatego, że jest to jedna z niewielu dostępnych w naszym ojczystym języku.

Tekst został pierwotnie opublikowany w serwisie DC Multiverse.


Opublikowano:



Green Lantern #04 (3/1993): Na ziemię; W poszukiwaniu szczęścia

Green Lantern #04 (3/1993): Na ziemię; W poszukiwaniu szczęścia

Scenariusz: Gerard Jones
Rysunki: Pat Broderick
Tusz: Bruce Patterson
Kolor: Anthony Tollin
Okładka: Pat Broderick
Wydanie: I
Data wydania: 1993
Seria: Green Lantern
Tytuł oryginału: Green Lantern #1-2
Rok wydania oryginału: czerwiec, lipiec 1990
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Katarzyna Rustecka
Druk: kolor, offset
Oprawa: miękka
Format: 17 x 26 cm
Stron: 48
Cena: 17 000 zł
Wydawnictwo: TM-Semic
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-