baner

Wywiad

Wywiad z Marcinem Rusteckim

Karol Wiśniewski, Łukasz Chmielewski


Po TM-Semic powstało Fun-Media. Firma była naszym rynku tylko przez chwilę i zniknęła.

Od początku firma powinna mieć nazwę „NO-fun Media”. TM-Semic został oficjalnie zamknięty. To była próba niestety chybiona. To nie był już żaden szwedzki oddział. Po zatonięciu statku flagowego jakim był TM-Semic próbowaliśmy wydać jeszcze zakontraktowane pozycje, tylko że Arek przeszedł do Plus Lisens, ja do jednego z dzienników na stanowisko grafika komputerowego (!). Nie mieliśmy już biura, wiec robiliśmy to w studiu graficznym po godzinach. Potem wyjechałem na rok do Danii, Arek próbował coś robić, ale bez rezultatu. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie nastąpił koniec.

W ostatniej fazie swej działalności TM-Semic wydawał sporo komiksów mangowych oraz crossoverów w stylu "Aliens vs Predators vs coś tam"? Skąd taki pomysł? Jaki był odbiór czytelników?

Nasza manga była "westernised" czyli przeróbka amerykańska na tamten ynek. Znakomitym przykładem jest oryginalny, japoński Batman - "Child of Dreams" (Kia Asamiya) i jego amerykańska mutacja wydana przez DC. Wystarczy porównać. Jest to przykład dość skrajnej ingerencji w oryginał, ale opisuje doskonale różnice miedzy dwoma edycjami i - moim zdaniem - jak nie powinno ingerować się w materiał oryginalny.

Nasze mangi może nie były aż tak skrajnie zamerykanizowane, to jednak nie były to do końca materiały oryginalne. Zresztą cała masa mangowych fanów rzuciła się do naszych gardeł za profanacje, choć mimo wszystko np. „Appleseed” sprzedał się dobrze.

Jeśli chodzi o serie z aliensami i predatorami dość zaskakującym sukcesem okazał się „Aliens vs. Predator” (TM-Semic Wyd. Spec. 3/94). Cała seria zresztą, jak i inne, miała lepsze i gorsze wejścia. Wydaje mi się, że czytelnik nieco się znudził pod koniec. Trochę jak z „Lobo”. Sama postać, nawet największa ikona, nic nie da jeśli materiał nie jest interesujący. A mało mieliśmy wtop np. z Pająkiem?

Skoro wspominał Pan o wtopach... Pamięta Pan największe wpadki w historii wydawnictwa? Po tylu latach chyba można się już lekko uśmiechnąć na ich wspomnienie...

Mnóstwo. Pomieszania kolorów, stron, rozjechane kolory, zniszczone egzemplarze np. ściśniecie palety paskami tak mocno, jakby to papier nie był tylko kartofle w worach. Pamiętam pierwszą próbę druku w Polsce. Pierwszy „Batman vs. Predator”, który był klejony ale już nie szyty. Rozpadał się w rękach. Mam takie wydanie „Hellboy’a” z Dark Horse, drukowanego w Chinach – od razu się rozpadł. Widać stąd, że wszędzie bywają problemy. No i klasyk totalnego drukarskiego partactwa – „Lobo: Fragtastyczna Podróż”. Pomylone składki. Miodzio.

No i jeszcze „Sąd Nad Gotham” - moja perła, idee fix, dream come true, a w rezultacie klapa, która na lata przekreśliła szanse na takie wydania. Moje osobiste olbrzymie rozczarowanie. Drugim, choć lata później, była re-edycja przez Fun-Media, „Lobo: Ostatni Czarnian”. Nie wiem, kto podjął decyzje wydania go bez grubej okładki, bo nie było mnie w kraju, ale byłem wściekły, gdy wziąłem go do ręki. Zadanie wydawało się proste, wydać go lepiej, a wyszedł zeszycik, który można zwinąć w rulon i strzelać z niego grochem. Próba zniweczona. Niestety.

Na spotkaniu podczas WSK wspomniał Pan o kilku seriach, do których przymierzało się TM-Semic, ale które jednak z różnych przyczyn się nie ukazały. Czy jakiś komiks był szczególnie blisko wydania?

”Dracula” Mignoli był na widelcu, ale potrawy w postaci albumu nie skonsumowaliśmy. Biblioteka Moebiusa o której mówiłem na WSK, Bisleya także. „Planetary” i “The Authority” były w planach Fun Media. Pamiętam nawet rozmowy z agentem Top Cow w sprawie „Aphrodite IX”. Zresztą najlepsze materiały wydał potem Przemek, czyli Mandragora – „No Honor”, „Obergeist”, „Midnight Nation”, „Universe”. Nas już nie było, a on miał nosa.

Wracając do TM-Semic. Hm..., walę z niepamięci: „Gunsmith Cats”, “Elektra” Millera i Sienkiewicza, “Sandman”, “Death”, “Tell Me Dark” Kenta Williamsa, ”Batman/Dracula: Red Rain” i “The Wild”, “Wild Cats: Street Smart” (Travis Charest), “Cosmic Odyssey” (Mignola), “Danger Girl”, “Big Books” z Paradox Press... I jeszcze sto innych.

Pamiętajcie państwo, że istniały wydawnictwa i tytuły, które w proch się obróciły. Marvel UK na przykład, wydawał „Death's Head”, „Motormouth”. Artysta Liam Sharp tam właśnie zaczynał, „Malibu Comics”, gdzie Barry Windsor-Smith publikował „Rune”, Valiant Comics (założony przez eks red. naczelnego Marvela Jimi Shootera) z takimi seriami jak „Doctor Solar”, „Magnus The Robot Fighter”, „Turok: Dinosaur Hunter”. Każde z tych wydawnictw miało interesujące tytuły, ale wszystkiego wydać nie można było.

Gaiman_istvan_MRsmallMarcin Rustecki z Neilem Gaimanem i Istrvanem Langiem


Dość sporymi hitami w Polsce okazał właśnie „Sandman” oraz „Kaznodzieja” – obydwie serie z DC. Nie myśleliście o ich wydaniu?

„Sandmana” chciał Arek, prawdę mówiąc nie pamiętam dlaczego go nie wydaliśmy. Może Arek pamięta. Można było robić wydania specjalne. Szczerze nie wiem. „Kaznodzieję” ja chciałem, ale wydaje mi się, że wtedy było na niego za wcześnie. Dopiero by się nam dostało od "zatroskanych" rodziców. Ale kto miał w tamtych latach odwagę wydać Manarę czy "Rank Xeroxa" (później „RanXerox”) Liberatore?

Mieszkając przez 10 lat w Anglii czytałem „Heavy Metal”, były to lata 80-te. Nawet dziesięć lat później nie odważyłbym się wydać połowy tego w Polsce.

A komiks europejski? Czemu nie było żadnych prób wydania np. „Thorgala”, który wtedy był „do wzięcia”? Centrala mówiła "nie"?

Odpowiedź jest prosta. Wydawnictwo specjalizowało się w amerykańskich komiksach o super-bohaterach. Mieliśmy koncern Semic International, który miał dwie drukarnie przystosowanie do formatu amerykańskiego. W innych krajach Semica, komiks tzw. europejski miał swój rynek, nie było sensu konkurować z Egmontem czy Carlsenem. Dla TM-Semic były to wydania za drogie, które musielibyśmy wydawać niezależnie.

Czy dużo miał Pan swobody w działaniu, czy też centrala zawsze narzucała swoją wizję?

Na początku nie mieliśmy swobody. Był "centralny" plan wydawniczy. Z biegiem lat wszystkie kraje mniej lub bardziej się uniezależniały. Przecież trzeba było brać pod uwagę specyfikę danego kraju. Nie można było kontynuować np. holenderskiego „Spider-Mana”, do którego byliśmy opóźnieni 3 lata.

Zresztą zawsze istniał konflikt dyrekcja-redakcja. Dla tych pierwszych nie miało znaczenia co się wydaje. Nie rozumieli, ze każda seria ma tzw. story-line i nie można jej lekceważyć. Reasumując, mieliśmy swobodę w miarę rozwijania się wydawnictwa, ale trzeba było współpracować z innymi krajami dla zmniejszenia kosztów. Wypożyczenie filmów było tańsze niż kupno bezpośrednio z Marvela, DC, Dark Horse itd.

Kto więc decydował o wyborze zawartości pierwszych numerów polskich serii?

Na początku plan był narzucony. Trzeba pamiętać, że nie mieliśmy na starcie żadnych materiałów oryginalnych. Zresztą Szwedzi wysłali redaktora, starego wygę i znawcę Marvela i DC, który miał nam pomagać, ale z perspektywy czasu myślę, że czuł się w Polsce bardzo dobrze i chciał sobie przedłużyć pobyt ile się da, więc jego pomoc stawała się męcząca. Proszę sobie wyobrazić, że musiałem przeczytać chyba z 10 tomów dzieła pt. „The Official Handbook of the Marvel Universe”. Nie wiadomo po co. To tak jakby zasiąść przy “Encyclopedia Britannica”.

W miarę jak zaczęliśmy otrzymywać materiały ze Stanów i to wszystko ogarniać, zaczęliśmy mieć własną wizję i powoli ją realizowaliśmy. Zresztą niektóre serie od początku wydawały się dość archaiczne. Szwedzki klasyk – „Fantom”, okazał się niewypałem, że nie wspomnę o „Binky”.

Christian, ów szwedzki redaktor, o którym wspomniałem, pomógł nam jednak 
w planie wydawniczym serii „X-Men”. Tam był dylemat czy zacząć od starszych historii, czy serii nowszej, bestsellerowej Jima Lee.

Doszliśmy do wniosku, że historie starsze lepiej przedstawiały całą grupę i jej bohaterów. Czytelnik amerykański to wszystko wiedział od kilku pokoleń i nie miał problemu z nową wizją Jima Lee. Trzeba pamiętać, że na bazie grupy oryginalnej X-Men, powstawały grupy nowe jak X-Factor czy X-Force i niezliczona ilość zeszytów z poszczególnymi bohaterami.

Nie można było też zlekceważyć jednej z najlepszych historii w dziejach komiksu amerykańskiego – „The Dark Phoenix Saga” (jakże istotna w trzeciej części filmowej sagi X-Men), a także potyczek z The Hellfire Club.

Zresztą „Conan” też nie był łatwy, musieliśmy szukać historii już wydanych w siostrzanych firmach, dostać oryginalne materiały, itd. Reasumując nie była to praca łatwa, mnóstwo czytania, a czasu brakowało.

Opublikowano:

Strona
<<   3 z 5 >>  



Tagi

Batman Marcin Rustecki Punisher Spider-Man TM-Semic Wywiad

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

AndrewK1 -

Naprawdę świetny wywiad.
Z miejsca przypomniały mi się lata spędzone na czytaniu komiksów z TM-Semic.

Naprawdę brakuje mi czasami tego wydawnictwa.

vision2001 -

To dzięki Semicowi czytam komiksy.

Fajnie móc sobie powspominać dreszczyk emocji związany z semicowskimi komiksami. Comiesięczne wyczekiwania na komiksy i podróże do kiosku ruchu po ulubionego Supermana :o) Niestety (a może i lepiej) przeważnie nie miałem tyle kasy, by móc kupić więcej niż jedną/dwie serie. Obecnie posiadam większość komiksów z Semica (w tym wszystkie MegaMarvele i prawie wszystkie W S-y) i czasami miło jest wrócić do znacznej części z nich.

Ech... Były to czasy...

Jednoczęsnie muszę napisać, że byłem szczęśliwcem mogąc spotkać się jakieś 2 lata temu osobiście z Arkie Wróblewskim :o) Dla mnie Pan Rustecki i Arek Wróblewski to ikony komiksowej pop-kultury.

eskos -

Wychowałem się na ich wydaniach Batmana, Punishera i Spider-mana. Bardzo żałuję, że nie przetrwali próby czasu. Wielka szkoda.

Wielkie dzięki dla Pana Rusteckiego za to co zrobił dla fanów. Czapki z głów. Pozdrawiam

pirus -

ja też wychowałem się na TM-semicu, i jak 99% czytelników śmiałem się i zgrzytałem zębami, widząc nędzę wydania i wymysły translatorskie Kasi Rusteckiej. Byłem przekonany, że to żonka rednacza, który zafundował beztalenciu ciepłą posadkę. Tym bardziej się dziwię, że jej nie wykopał po pierwszych zeszytach. Czytanie SW wymagało nie lada samozaparcia, tak sztywniackich dialogów i ogólnie mętnego sposobu pisania nigdy później już nie było (no, z wyjątkie orkinaugorze z Mandry). Gdyby nie to, że TM-S byli wtedy jedyni, nikt by nie sięgał po te wydawnicze gnioty. Wystarczyło jednak, że pojawiła się konkurencja, i TM musiał paść. Z tak fatalną jakością wydań, z tak tragicznym i tłumaczeniami nie mieli szans. Ten sam los podzieliła Mandragora - zmiana jakości przyszła za późno. Okazało się, że można wydać na niezłym papierze, bez kretyńskich literówek, z dobrym tłumaczem i dobrą dystrybucją. Można, tylko zbyt późno. Zresztą, Mandra nie nauczyła się niczego. Podnosi się z popiołów, i wypuszcza takiego babola, że szkoda gadać. X-ów przeczytałem do połowy - dalej się nie da czytać.

celtic -

pirus - jeśli dobrze pamietam to początki kłopotów Semica miały miejsce gdzieś między 96/97 rokiem , a pod koniec 98 roku Semic prawie całkowicie wyciągnął kopyta . Powiedz mi , jaką w tych latach Semic miał konkurencję , bo nie pamiętam ?

vision2001 -

KaZet przedstawia grafiki stworzone przez Pana Rusteckiego. Całkiem ciekawe rzeczy :)

qwerty -

celtic. w maju 1998 roku ruszyl klub swiata komiksu egmontu. a pakieciki mieli calkiem fajne i jakosciowo na pewno lepsze od semica. semic od 99r. zaprzestal wydawac zeszytowki i sam tez sie wzial albumy (tpb). moze to tylko zbieg oklolicznosci, ale pasuje.

pirus -

kurde, dokładnie to samo miałem napisać ;) Wtedy mniej więcej zaczął wychodzić Relax 2, czyli Świat Komiksu, Egmont zaczął wydawać naprawdę niezłe pakiety, i dzięki miernocie Semica wypłynął ostro w górę. Szkoda, bo Semic mógł odwalić kawał dobrej roboty. Nie wiem, czym się kierowali, zatrudniając amatorów (bo tłumaczenia siostry szefa to amatorszczyzna do kwadratu). Nie brakowało przecież ludzi, którzy mogli to zrobić profesjonalnie. Może ciut drożej, ale idealnie. I nie chodziło wcale o to, że pojawiało się nowe nazewnictwo. Skoro ono się dopiero tworzyło, to trzeba było tylko odrobinę konsekwencji. Ale do tego właśnie trzeba zawodowców, a nie amatorów, w dodatku kiepsko posługujących się polszczyzną. Później chodziły słuchy, że niektóre zeszyty jacyś licealiści robili. Nie dziwne, że wychodziły gnioty. A przecież koszty korekty, przekładu, to pikuś w porównaniu z drukiem, i ewentualnymi zyskami. Nie kumam zupełnie takiej polityki wydawców.

Nytemayr -

Aleja dzięki za wywiad :-D

bardzoczarnykot -

@pirus
Nie ma wyjścia - musisz założyć własne wydawnictwo (np. Relax 3)! Pokaż wszystkim jak się to robi! Co prawda wszyscy fani komiksu wiedzą jak je wydawać (a zwłaszcza polscy fani), ale ty to zrobisz najlepiej! Zaufaj mocy!

pirus -

@kot:
otóż właśnie, tu się różnimy. Ja NIE WIEM, jak się wydaje komiksy, więc się za to nie biorę. Wiem natomiast, że gdy czytam translatorką porażkę, to moje odczucia rzutują na każdy inny komiks wydany przez dane wydawnictwo. A jak się takim komiksów trafi 3 czy 5 po kolei, to dziękuję i nawet nie zaglądam do kolejnych.
Jak można położyć firmę, która wychowała pokolenie komiksowych czytelników i miała nakłady 30-40 tyś (zeszytówek, oczywiście)? Przecież to armia ludzi, która powinna być wierna im do końca. A tak się nie stało. Jeśli masz jakieś TM-semiki to poczytaj sobie. Tego nie da się czytać. Małolatom po 12-13 lat jest już wszystko jedno, ale gdy coś takiego wpadało w ręce 20-latkowi, to pukał się w głowę.
Oczywiście, że TM wychował obecnych czytaczy komiksów, szkoda tylko, że sam z nie korzysta z portfeli przychówku.

vision2001 -

No cóż... Sam mam troszkę ponad 20 lat i z miłą chęcią sięgam po stare semicowskie komiksy. Widocznie nie jestem aż na tyle wybredny (i mam nadzieję, że tylko o to chodzi) niż co poniektórzy...

Barhadad -

Nie jestem znawcš angielskiego, stšd domniemane kolapsy przekładu w produkcjach TM-Semica nie sš dla mnie dostrzegalne. Do ich komiksów z wielkš przyjemnoœciš wracam co jakiœ czas. Było tego tak wiele, a przy okazji tak różnorodnej oferty, że praktycznie każdy mógł znaleŸć coœ dla siebie. Pamiętacie "Dark Empire" Cama Kennedy'ego ? A jego opowieœć o gorgulcu z "Batmana" (zdaje się ze numer 3/1994) ? Znakomite rysunki, których nie powstydziłby się frankofoński wydawca ambitniejszych tytułów. A "Daredevil" Millera i Romity Jr. ? Kompletnie niedoceniona, a przecież dalece wyrastajšca ponad przeciętnoœć "Opowieœć Gantheta" ? A miniseria "The Man of Steel" publikowana w pierwszych zeszytach "Supermana", która na zawsze odmieniła postać Supermana ? Takich klejnocików było znacznie więcej ! Koledze Pirusowi proponuję odkurzyć stare zeszyty Tm-Semic zalegajšce w pudłach na strychu i nieco wnikliwiej spojrzeć na ich produkcje pamiętajšc przy tym o momencie dziejowym w jakim te serie zaistniały.

ramirez82 -

Oczywiście szacun dla Tm-Semic, bo całe lata 90-te zaczytywałem się w ich komiksach i niemal wychowywałem się na nich. Fakt, szkoda że wydawnictwo upadło, ale dziwne to nie jest, mając na uwadze ich polityke wydawniczą. Fajnie że teraz, niewiadomo skąd odgrzebano Rusteckiego i pojawiają się tego typu artykuły. Może by tak dotrzeć do Arka Wróblewskiego i też przeprowadzić z nim podobną rozmowe?

yemet -

Mnie rowniez brakuje TM-Semic. Panu Rusteckiemu chcialbym napisac jedno: dziekuje.

lion -

Świetny wywiad i mała łezka zakręciła mi się w oku
Ech jaki by semic nie był, to były piękne i legendarne czasy. Ale jak to się mówi to se ne vrati :roll: . Kiedyś łamaną polszczyzną jeszcze jako mały dzieciak wysłałem list do semica z prośbą o przysłanie archiwalnych numerów. Pamiętam z jakim utęsknieniem czekałem na paczkę, a jak już doszła to od razu poleciałem na pocztę i czekałem w kolejce strasznie długo, myślałem że już nigdy nie odbiorę upragnionej przesyłki i później ten powrót do domu z paką pełną komiksów. To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu.
Dzięki Panie Rustecki i jak spotka Pan Arka jemu też proszę podziękować
A strony klubowe to już legenda. Czasami zaczynałem lekturę komiksu właśnie od tych stron. Na początku nie umiałem za dobrze czytać i jakoś szybko się nauczyłem, żeby wreszcie móc w pełni delektować się komiksami
lion