baner

Wywiad

Wywiad z Marcinem Rusteckim

Karol Wiśniewski, Łukasz Chmielewski


Większość czytelników TM-Semic również narzekała na jakość papieru. Czy ich pretensje były uzasadnione?

Rozumiem, że to pytanie tendencyjne! Ostatnio przeglądałem wyrywkowo przykłady naszych publikacji - nawet nie pożółkły tak bardzo, w przeciwieństwie do komiksów amerykańskich z lat 80-tych. Pamiętajmy, że komiks w USA od początku był zjawiskiem masowym. Wybierano papier najtańszy, a drukowano od kilku do setek tysięcy egzemplarzy. My nie mieliśmy wpływu na papier. Po prostu taki drukarnie zamawiały. Drukarnia w Finlandii zamawiała lepszy, na Węgrzech, gdzie drukowaliśmy 90 procent - gorszy. Zresztą z Węgrami zawsze był problem. Wydaje się nawet, że nie dotrzymywali umów i drukowali na gorszym papierze niż wymienionym na fakturze, lub pakowali komiksy jeszcze mokre, co powodowało przebitki. Słowem syf, nie usługa.

Przy całej zmianie technologii, którą wprowadził Image Comics, chodzi o nakładanie koloru w Photoshopie, przez co uzyskano łagodniejsze przejścia, a także wyostrzenie barw, wydawcy zaczęli używać papieru wypełnianego, o lepszej gramaturze, ale także droższego. Proszę wziąć do ręki naszą serie „WILD C.A.T.S” z 1998 roku. Wydana w przeciwieństwie do reszty naprawdę bardzo przyzwoicie. Jednak prawie na każdym zeszycie zanotowaliśmy straty.


Marcin Rustecki, Stan Lee wraz z małżonką Joan.
StanJoan2small


Przekładem komiksów zajmowała się często Katarzyna Rustecka - osobiście długo myślałem, że to pańska małżonka. Czy prywatnie lubiła komiksy?

Siostra, nie żona! Kolejny mit obalony - najlepiej jak ludzie sobie coś ubzdurają i potem powstaje legenda. Kaśka jest anglistką, tłumaczem książek. Wywiad Grażyny Torbickiej ze Stanem Lee przetłumaczyła właśnie ona. „Star Wars” widziała pewnie z 700 razy, choć nie uniknęła błędów, co nam zarzucano. Jednak Dave Norman - jak Państwo wiedzą - twórca okładek do wielu serii „SW”, ulubieniec Georgea Lucasa, podpisał Kaśce z dedykacją wspaniałe printy, za tłumaczenie, które Amerykanie (ze Studia Lucasa) uznali za dobre. Proszę pamiętać, że Lucas to IMPERIUM. Tomek Kołodziejczak i Przemek Wróbel pewnie mogliby dodać swoje na temat kontaktów z Lucasem. Ja pamiętam swoje.

Tłumacze to w ogóle osobny temat. Trzeba było znaleźć ludzi komiksowych, z jajem, interesujących się kultura masowa, ludzi po prostu dla nas. Cała „Dark Phoenix Saga” wymagała znajomości tematu, backgroundu. Darek Matusik, znakomity tłumacz, też nie uniknął błędów. Michał Zdrojewski natomiast miał ułatwione zadanie z Lobo. Tłumacz genialny, zresztą kapitalny facet, kibic piłkarski, który pomógł nam przy „Champions League”, „Lidze Polskiej” itd.

„Appleseed” tłumaczyli znawcy tematu mangi. Okazało się, że nie znają jednak angielskiego, o czym przekonałem się okrutnie. Na początku lat 90-tych rozsiało się tzw. tłumaczy po wielu wydawnictwach, telewizjach także. Pomsta do nieba to mało! Proszę sobie wyobrazić, że samochód, zamiast przed wysokim budynkiem zaparkował przed wysokim BUDYNIEM!!! I to się drukowało! Dalsze przykłady zachowam dla siebie, bo nie chcę byście umarli ze śmiechu.

Jakby opisał Pan gusta czytelników TM-Semic w latach 90-tych? Mnie osobiście przypomniała się sytuacja, gdy zamiast „X-men” miesięcznikiem stało się „G.I.Joe”, gdyż ten tytuł osiągnął wyższą sprzedaż.

Dostaliśmy łupnia za „Życie Śmierć II” za to, że zamiast pokazywać popularną nawalankę publikujemy wypociny jakiejś baby, która snuje się po pustyni i ględzi. To tak zwana „zdecydowana większość” komentarzy po opublikowaniu tej historii.

Trochę smutne, choć uważam, że należało wydawać rożne historie. Nasze "pokolenie" czytelników też, w miarę upływu lat się zmieniało. Chcieliśmy z Arkiem pokazać jak najszerszą ofertę, nikogo nie lekceważąc. Przy takiej ilości tytułów było to możliwe. Ted McKeever w 75 numerze „Batmana” pokazał dobitnie jak rożny jest czytelnik. Jego nowatorskie rysunki generalnie zostały przyjęte dość chłodno, choć teraz spotykam się z opiniami, że warto było tę historie pokazać. Na pewno niektórych jego kreska zainspirowała. Zresztą umówmy się, to jest zawsze indywidualna ocena.

Czy może Pan zdradzić jakie nakłady osiągały serie TM-Semic?

Na początku były to nakłady około 40 tysięcy. Może „Alf”, ze względu na popularny serial TV wydawany był w nieco większym nakładzie. Problemem stało się zjawisko zjadania własnego ogona. Za dużo wydawaliśmy.

Sukces z pierwszym „Spider-manem” i „Punisherem” nigdy się nie powtórzył. Generalnie był to nakład 40 tysięcy i wszystko co sprzedało się ponad 50 procent było sukcesem. Z nakładami raczej schodziliśmy w miarę upływu czasu i ilości wydawanych tytułów.

arekmrArkadiusz Wróblewski i Marcin Rustecki

Oprócz Pana najbardziej rozpoznawalną „twarzą” TM-Semic był Arkadiusz Wróblewski? Jak dołączył do wydawnictwa?

Arek był w TM-Semic praktycznie od początku. Już jako 16-letni chłopak wykazywał się niesamowitą wiedzą, pisząc listy do wydawnictwa. Został odkryty, ale nie przeze mnie. Poznałem go na pierwszych przesłuchaniach w Warszawie w 1991 roku. Miał 16 lat (na Bouga... teraz ma... nie wierzę!).

Początkowo redagował i pisał strony klubowe ze Szczecina, potem przeniósł się na stałe do stolicy i dostał pełen etat w TM-Semic. Mieliśmy nawet pomysł założenia własnego wydawnictwa w którymś momencie, jak zaczynało się wszystko sypać, ale jakoś nie wyszło.

Pamiętacie państwo, kiedy Marvel ogłosił tzw. „Chapter 11”? Klasyczne bankructwo, pod koniec lat 90-tych. Banki jednak nie zamordowały tej zasłużonej firmy. U nas było inaczej.

No właśnie, patrząc już z kilkuletniej perspektywy - czemu TM-Semic zakończył działalność?

Przestarzała, nie idąca z duchem czasu polityka prowadzenia biznesu. To generalnie. Poza tym zespól redaktorski był za mały. Poza komiksami wydawaliśmy mnóstwo albumów kolekcjonerskich (stickers album), magazynów sportowych („ProBasket”, „Champions League” itd.), a zespół składał się z 4 redaktorów i dwóch stanowisk komputerowych. Wchodziliśmy sobie na głowę. Jeden sportowy miesięcznik zajmował praktycznie jedno stanowisko komputerowe non stop. Fizycznie to była mordęga.

W takiej sytuacji myślenie o stronie internetowej nie wchodziło nawet w grę. Zostawaliśmy technologicznie w tyle na tle innych wydawnictw. Zresztą to były czasy, kiedy przenośny dysk zewnętrzny miał 10GB pamięci, a nasze Macintoshe po 2GB na twardym dysku. Każda praca wymagała zgrywania, kopiowania. Hell!

Jeśli ktoś kiedykolwiek składał materiał na komputerze to wie doskonale o czym mówię. To cholernie żmudne i pracochłonne zajęcie. Samo robienie postscriptów trwało godzinami.

Zapytam może naiwnie pytanie, ale czy nie można było rozszerzyć nieco redakcji? Choć o jedno stanowisko?

Można było wiele rzeczy, ale... Kiedy na początku byliśmy częścią grupy Semica wszystko wydawało się proste. Potem w grę wchodziły prywatne pieniądze właścicieli TM-Semic, więc proste już nie było. Nie chciałbym się wgłębiać w politykę finansowa, bo to nie moje pieniądze wykładałem na stół. Poza tym, należy się ludziom przez lata mi życzliwym odrobina dyskrecji.

Prowadzenie firmy jest zawsze ryzykowne. Śmialiśmy się często, że najlepiej publikować pieniądze bez prawa zwrotu. Żałuje, że nie stworzyliśmy osobnego studia graficznego. Z punktu widzenia późniejszych kosztów byłaby to inwestycja najmniej ryzykowna. Nie wiem, czy dodanie jednego stanowiska rozwiązałoby sprawę, trzeba było podejść systemowo, a nie łapać 15 srok za ogon mając nadzieję, że jakoś się zrobi. Zespół był rewelacyjny, ale wchodziliśmy sobie na kolokwialny łeb.

Poza tym to naprawdę były inne czasy. Proszę sobie wyobrazić piekło z zatrzymaniem na przykład diapozytywów na cle bo Pan/Pani, czy „ktoś tam” za zagranicznym stołkiem nie umieścił oryginalnej faktury z odpowiednią pieczątką! Pieczątka musiała być gumowa, nie drewniana, palnięta w tym, a nie tamtym miejscu, przed, nie po, na dole, a nie górze, w lewym rogu, bo już nie prawym, na takim, a nie innym papierze... Cholerna orka z wariatami od clenia, a maszyny w drukarni czekają na materiał, cha, cha... Albo zgubienie przesyłki z filmami przez kuriera!

Dzisiaj śle się materiał prosto do drukarni przez internet na FTP i voila! Free of charge. DHL, UPS czy FedEex zarobili na nas krocie, a i tak mieliśmy problemy.

Opublikowano:

Strona
<<   2 z 5 >>  



Tagi

Batman Marcin Rustecki Punisher Spider-Man TM-Semic Wywiad

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

AndrewK1 -

Naprawdę świetny wywiad.
Z miejsca przypomniały mi się lata spędzone na czytaniu komiksów z TM-Semic.

Naprawdę brakuje mi czasami tego wydawnictwa.

vision2001 -

To dzięki Semicowi czytam komiksy.

Fajnie móc sobie powspominać dreszczyk emocji związany z semicowskimi komiksami. Comiesięczne wyczekiwania na komiksy i podróże do kiosku ruchu po ulubionego Supermana :o) Niestety (a może i lepiej) przeważnie nie miałem tyle kasy, by móc kupić więcej niż jedną/dwie serie. Obecnie posiadam większość komiksów z Semica (w tym wszystkie MegaMarvele i prawie wszystkie W S-y) i czasami miło jest wrócić do znacznej części z nich.

Ech... Były to czasy...

Jednoczęsnie muszę napisać, że byłem szczęśliwcem mogąc spotkać się jakieś 2 lata temu osobiście z Arkie Wróblewskim :o) Dla mnie Pan Rustecki i Arek Wróblewski to ikony komiksowej pop-kultury.

eskos -

Wychowałem się na ich wydaniach Batmana, Punishera i Spider-mana. Bardzo żałuję, że nie przetrwali próby czasu. Wielka szkoda.

Wielkie dzięki dla Pana Rusteckiego za to co zrobił dla fanów. Czapki z głów. Pozdrawiam

pirus -

ja też wychowałem się na TM-semicu, i jak 99% czytelników śmiałem się i zgrzytałem zębami, widząc nędzę wydania i wymysły translatorskie Kasi Rusteckiej. Byłem przekonany, że to żonka rednacza, który zafundował beztalenciu ciepłą posadkę. Tym bardziej się dziwię, że jej nie wykopał po pierwszych zeszytach. Czytanie SW wymagało nie lada samozaparcia, tak sztywniackich dialogów i ogólnie mętnego sposobu pisania nigdy później już nie było (no, z wyjątkie orkinaugorze z Mandry). Gdyby nie to, że TM-S byli wtedy jedyni, nikt by nie sięgał po te wydawnicze gnioty. Wystarczyło jednak, że pojawiła się konkurencja, i TM musiał paść. Z tak fatalną jakością wydań, z tak tragicznym i tłumaczeniami nie mieli szans. Ten sam los podzieliła Mandragora - zmiana jakości przyszła za późno. Okazało się, że można wydać na niezłym papierze, bez kretyńskich literówek, z dobrym tłumaczem i dobrą dystrybucją. Można, tylko zbyt późno. Zresztą, Mandra nie nauczyła się niczego. Podnosi się z popiołów, i wypuszcza takiego babola, że szkoda gadać. X-ów przeczytałem do połowy - dalej się nie da czytać.

celtic -

pirus - jeśli dobrze pamietam to początki kłopotów Semica miały miejsce gdzieś między 96/97 rokiem , a pod koniec 98 roku Semic prawie całkowicie wyciągnął kopyta . Powiedz mi , jaką w tych latach Semic miał konkurencję , bo nie pamiętam ?

vision2001 -

KaZet przedstawia grafiki stworzone przez Pana Rusteckiego. Całkiem ciekawe rzeczy :)

qwerty -

celtic. w maju 1998 roku ruszyl klub swiata komiksu egmontu. a pakieciki mieli calkiem fajne i jakosciowo na pewno lepsze od semica. semic od 99r. zaprzestal wydawac zeszytowki i sam tez sie wzial albumy (tpb). moze to tylko zbieg oklolicznosci, ale pasuje.

pirus -

kurde, dokładnie to samo miałem napisać ;) Wtedy mniej więcej zaczął wychodzić Relax 2, czyli Świat Komiksu, Egmont zaczął wydawać naprawdę niezłe pakiety, i dzięki miernocie Semica wypłynął ostro w górę. Szkoda, bo Semic mógł odwalić kawał dobrej roboty. Nie wiem, czym się kierowali, zatrudniając amatorów (bo tłumaczenia siostry szefa to amatorszczyzna do kwadratu). Nie brakowało przecież ludzi, którzy mogli to zrobić profesjonalnie. Może ciut drożej, ale idealnie. I nie chodziło wcale o to, że pojawiało się nowe nazewnictwo. Skoro ono się dopiero tworzyło, to trzeba było tylko odrobinę konsekwencji. Ale do tego właśnie trzeba zawodowców, a nie amatorów, w dodatku kiepsko posługujących się polszczyzną. Później chodziły słuchy, że niektóre zeszyty jacyś licealiści robili. Nie dziwne, że wychodziły gnioty. A przecież koszty korekty, przekładu, to pikuś w porównaniu z drukiem, i ewentualnymi zyskami. Nie kumam zupełnie takiej polityki wydawców.

Nytemayr -

Aleja dzięki za wywiad :-D

bardzoczarnykot -

@pirus
Nie ma wyjścia - musisz założyć własne wydawnictwo (np. Relax 3)! Pokaż wszystkim jak się to robi! Co prawda wszyscy fani komiksu wiedzą jak je wydawać (a zwłaszcza polscy fani), ale ty to zrobisz najlepiej! Zaufaj mocy!

pirus -

@kot:
otóż właśnie, tu się różnimy. Ja NIE WIEM, jak się wydaje komiksy, więc się za to nie biorę. Wiem natomiast, że gdy czytam translatorką porażkę, to moje odczucia rzutują na każdy inny komiks wydany przez dane wydawnictwo. A jak się takim komiksów trafi 3 czy 5 po kolei, to dziękuję i nawet nie zaglądam do kolejnych.
Jak można położyć firmę, która wychowała pokolenie komiksowych czytelników i miała nakłady 30-40 tyś (zeszytówek, oczywiście)? Przecież to armia ludzi, która powinna być wierna im do końca. A tak się nie stało. Jeśli masz jakieś TM-semiki to poczytaj sobie. Tego nie da się czytać. Małolatom po 12-13 lat jest już wszystko jedno, ale gdy coś takiego wpadało w ręce 20-latkowi, to pukał się w głowę.
Oczywiście, że TM wychował obecnych czytaczy komiksów, szkoda tylko, że sam z nie korzysta z portfeli przychówku.

vision2001 -

No cóż... Sam mam troszkę ponad 20 lat i z miłą chęcią sięgam po stare semicowskie komiksy. Widocznie nie jestem aż na tyle wybredny (i mam nadzieję, że tylko o to chodzi) niż co poniektórzy...

Barhadad -

Nie jestem znawcš angielskiego, stšd domniemane kolapsy przekładu w produkcjach TM-Semica nie sš dla mnie dostrzegalne. Do ich komiksów z wielkš przyjemnoœciš wracam co jakiœ czas. Było tego tak wiele, a przy okazji tak różnorodnej oferty, że praktycznie każdy mógł znaleŸć coœ dla siebie. Pamiętacie "Dark Empire" Cama Kennedy'ego ? A jego opowieœć o gorgulcu z "Batmana" (zdaje się ze numer 3/1994) ? Znakomite rysunki, których nie powstydziłby się frankofoński wydawca ambitniejszych tytułów. A "Daredevil" Millera i Romity Jr. ? Kompletnie niedoceniona, a przecież dalece wyrastajšca ponad przeciętnoœć "Opowieœć Gantheta" ? A miniseria "The Man of Steel" publikowana w pierwszych zeszytach "Supermana", która na zawsze odmieniła postać Supermana ? Takich klejnocików było znacznie więcej ! Koledze Pirusowi proponuję odkurzyć stare zeszyty Tm-Semic zalegajšce w pudłach na strychu i nieco wnikliwiej spojrzeć na ich produkcje pamiętajšc przy tym o momencie dziejowym w jakim te serie zaistniały.

ramirez82 -

Oczywiście szacun dla Tm-Semic, bo całe lata 90-te zaczytywałem się w ich komiksach i niemal wychowywałem się na nich. Fakt, szkoda że wydawnictwo upadło, ale dziwne to nie jest, mając na uwadze ich polityke wydawniczą. Fajnie że teraz, niewiadomo skąd odgrzebano Rusteckiego i pojawiają się tego typu artykuły. Może by tak dotrzeć do Arka Wróblewskiego i też przeprowadzić z nim podobną rozmowe?

yemet -

Mnie rowniez brakuje TM-Semic. Panu Rusteckiemu chcialbym napisac jedno: dziekuje.

lion -

Świetny wywiad i mała łezka zakręciła mi się w oku
Ech jaki by semic nie był, to były piękne i legendarne czasy. Ale jak to się mówi to se ne vrati :roll: . Kiedyś łamaną polszczyzną jeszcze jako mały dzieciak wysłałem list do semica z prośbą o przysłanie archiwalnych numerów. Pamiętam z jakim utęsknieniem czekałem na paczkę, a jak już doszła to od razu poleciałem na pocztę i czekałem w kolejce strasznie długo, myślałem że już nigdy nie odbiorę upragnionej przesyłki i później ten powrót do domu z paką pełną komiksów. To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu.
Dzięki Panie Rustecki i jak spotka Pan Arka jemu też proszę podziękować
A strony klubowe to już legenda. Czasami zaczynałem lekturę komiksu właśnie od tych stron. Na początku nie umiałem za dobrze czytać i jakoś szybko się nauczyłem, żeby wreszcie móc w pełni delektować się komiksami
lion