baner

Wywiad

"Jestem czytaczem fabuł" - wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem

Karol Wiśniewski, Maciej Kowalski, Grzegorz Ciecieląg
Aleja Komiksu: Jak rozpoczęła się Pańska przygoda z Egmontem? Czym zajmował się Pan wcześniej?

wywiad1tomaszkolodziejczak Tomasz Kołodziejczak: Kiedy przychodziłem do Egmontu, miałem za sobą bardzo różnorodne doświadczenia zawodowe, związana z rynkiem wydawniczym, ale nie tylko. Przed wszystkim, byłem pisarzem sf i fantasy. Pierwsze opowiadanie opublikowałem w roku 1985, jeszcze jako 17-latek. W 1991 roku ukazała się moja pierwsza powieść – „Wybierz swoją śmierć”, potem kolejne opowiadania, książki, publicystyka. Po roku 1989, kiedy powstał wolny rynek mediów, jako dziennikarz współpracowałem z prasą fantastyczną, m.in. „Fenixem”, „Magią i Mieczem”. Wydawałem swoje własne pismo, poświecony polskiej prozie SF kwartalnik „Voyager”. W międzyczasie studiowałem na Politechnice, grałem w koszykówkę w III lidze, uczyłem przez dwa lata w szkole informatyki, napisałem podręcznik do tego przedmiotu, pisywałem gry paragrafowe i fabularne, organizowałem konwenty.
Na początku lat dziewięćdziesiątych przygotowywałem dla Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego magazyn o fantastyce i kulturze popularnej, potem prowadziłem cotygodniowy Magazyn Fantastyki w radiu Wawa. I właśnie, jako twórca tych audycji dotarłem do Egmontu – recenzowałem komiksy, zrealizowałem duży wywiad telewizyjny z Grzegorzem Rosińskim. W 1995 roku w firmie nastąpiły zmiany, zaproponowano mi prowadzenie pisma dla dzieci Kaczor Donald, wtedy jeszcze dwutygodnika.
Pracując dla Egmontu wciąż realizowałem kilka dawnych aktywności, w tym pisanie. W 1996 roku otrzymałem nagrodę im. Janusza Zajdla za najlepszą powieść fantastyczną roku („Kolory sztandarów”). Działałem też w grupie literackiej Klub Tfurcuf, gdzie wydawaliśmy poświecony fantastyce fanzin „Fantom”. Z tej grupy wywodzi się wielu znakomitych pisarzy fantastycznych, że wspomnę tylko Ziemkiewicza, Kresa, Komudę, Pilipiuka, Grzędowicza, czy Piekarę.
No i zacząłem wydawać komiksy w Egmoncie.

Imponująca biografia. Czy zamierza Pan zatem zostać w Egmoncie „do oporu”, czy też rozważa Pan poszukiwanie nowych wyzwań?

Sporo, rzeczywiście, ale czy tak dużo jak na czterdziestoletniego osobnika? Nie wydaje mi się. Przez ostatnie lata leniuchowałem, jeśli chodzi o pisanie prozy. Chcę tym się na powrót mocniej zająć. Co to znaczy „do oporu”? Lubię moją pracę. Współpracuję w firmie z fajnym zespołem. Egmont właśnie rozpoczął kolejną aktywność, z obszaru, który mnie bardzo interesuje – zaczęliśmy wydawać gry planszowe. Pracuje w Egmoncie od 12 lat i na razie nigdzie się nie wybieram, ale w dzisiejszych czasach – podobno – nie da się przepracować w jednej firmie do emerytury. Więc, zobaczymy…

Co zadecydowało o wprowadzeniu na polski rynek najpierw Świata Komiksu, później zaś – KŚK? Czy była to próba rozbudowania rynku komiksowego, czy też oparto się na przekonaniu, że grupa docelowa istnieje i że skoro inni nie chcą jej wykorzystać trzeba zapełnić lukę? Kto podsunął taki pomysł?

wywiad2swiatkomiksuPomysł był mój. Marzyło mi się pismo w typie „Relaxu”, na którym sam się wychowywałem. Przez okładki pierwszych numerów nawet – tak jak i w Relaxie – przelatuje „Orient Man”. Mieliśmy za sobą spektakularne sukcesy wydawnicze: „Kaczor Donald” z dwutygodnika stał się tygodnikiem, a jego sprzedaż wzrosłą z 60 000 do niemal 200 000 egzemplarzy z numeru. Wydawało nam się logiczne, że w Polsce znajdzie się grupa czytelników komiksowego pisma adresowanego do nieco dojrzalszego odbiorcy. Myślałem tu o starszych dzieciach, wyrastających z KD oraz o dorosłych fanach komiksu. Pierwsze numery ŚK były tak konstruowane, żeby były atrakcyjne dla obu tych grup. Powstanie gazety zapowiedziałem na festiwalu w Łodzi w 1997 roku, ŚK ruszył w maju 1998. Wiec to już prawie dziesięć lat…
Naturalnym krokiem było uruchomienie na bazie pisma serii komiksowej – Klub Świata Komiksu. Pierwsze tomy drukowaliśmy w 4000 egzemplarzy, a pierwszy dodruk Thorgala „Piętno wygnańców” musieliśmy robić tydzień po rozpoczęciu sprzedaży. Po latach posuchy, odbudowywaliśmy ten sektor wydawniczy niemal od zera. (w mandze tę rolę odgrywał JPF). Kiedy ruszaliśmy, w empikach nie było nawet osobnych półek z komiksami, w mediach niemal nie było informacji o komiksach, a internet jeszcze nie odgrywał takiej roli jak dziś. Wchodziliśmy w obszar, w którym prężnie funkcjonował fandom – konwenty, ziny, pisma niskonakładowe, ale właśnie gasł rynek prasowy, z którego schodził TM-Semic.









Opublikowano:

Strona
1 z 9 >>  



Tagi

Egmont Tomasz Kołodziejczak Wywiad

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

vision2001 -

:) wywiad - rzeka.
Fajnie jest poczytać o tym jak wygląda praca przy wydawaniu komiksów i mieć obraz tego co dzieje się za "kulisami".