baner

Recenzja

Essential Wolverine #2

Przemysław Zawrotny recenzuje Essential Wolverine #2
Gdzie z tymi pazurami

      Poprzedni tom Essential Wolverine, zawierający wydane pod koniec lat 80-tych pierwsze 23 zeszyty serii o przygodach Logana, nie przyniósł może powodów do zachwytu, choć stał na przyzwoitym poziomie i był świetnym czytadłem na jesienne wieczory. Miał kilka zabawnych niedociągnięć fabularnych - głównie związanych z postacią La Bandery - które dotyczyły późniejszych numerów. Można było jednak stwierdzić, że po kilkunastu zeszytach Wolverine'a Amerykanom skończyły się pomysły na tę serię. Na drugi tom Essa czekałem jednak z nadzieją, iż być może przyjdzie mi odszczekać te słowa i twórcy przygód mutanta z pazurami mile mnie zaskoczą. Nic z tych rzeczy. Drugi Essential z Wolverinem jest marniutki - do tego stopnia, że człowiek zaczyna tęsknić za wspomnianymi naiwnymi opowiastkami z La Banderą.



Okładki amerykańskich wydań "Wolverine". Numery 26,27,29.

      Nowy Essential zawiera kolejne zeszyty amerykańskiego Wolverine'a (#24-47), a za scenariusz tym razem odpowiadają Jo Duffy i Larry Hama. Nie ma co ukrywać, że oboje nie są twórcami tej klasy co Chris Claremont piszący pierwsze zeszyty Wolviego. Z sześciu numerów autorstwa Duffy pozytywnie wyróżnia się tylko „Posmak śmierci” z ilustracjami Klausa Jansona (#26). Jest to ciekawa i sprawnie opowiedziana historia krótkiego śledztwa, jakie przeprowadził Logan, by odnaleźć mordercę swego przyjaciela z Japonii. Tyle dobrego. Kolejne historie autorstwa Duffy przekonują, że „Posmak śmierci” to tylko pozytywny wypadek przy pracy. Koszmarny jest na przykład „Projekt Łazarz” (#27-30). To opowieść bez ładu i składu, pełna niespójności, nielogiczności, sztucznie przedłużana przez bezsensowne retrospekcje, a w tym całym ganianiu po wioskach i lasach brakuje podstawowej rzeczy - celu. Bardzo źle na „Projekt Łazarz” wpływa również to, że tę czteroczęściową historię rysowało aż trzech twórców (John Buscema, Barry Kitson, Bill Jaaska), choć to już trochę inna bajka. Przez to opowieści brakuje spójności i nie ma ona wyraźnego klimatu oraz charakteru.

      Po Duffy'm pałeczkę przejmuje Larry Hama i szczerze mówiąc zaczyna się robić ciut lepiej. Bynajmniej nie ratuje to komiksu - kolejne opowieści o Loganie nadal są żenujące, niedbale opowiedziane, kulejące fabularnie i logicznie. „Krew i pazury” (#35-38) czy też afera z Elsee (#38-46) drażnią, irytują i nie są nawet bladym cieniem „Sprawy Kamienia Gehenny” czy historii o czarnym ostrzu z pierwszego Essa. Warto tutaj dodać, że oprócz kilku dość przeciętnych opowieści w „The Punisher War Zone”, Hama w Polsce może być znany z niezbyt szczytnej roli scenarzysty G.I.JOE. Chyba więc przecenili go szefowie Marvela oferując mu "posadę" w Wolverinie, którą, jak by nie patrzeć, miał objąć jako następca bardzo solidnego Claremonta.

      Scenariuszowo mamy cieniznę, co z miejsca dyskwalifikuje przygody Wolverine'a. Spójrzmy jednak na stronę graficzną. Pod tym względem Essential Wolverine 2 wygląda jak antologia prac. Mimo że na okładce widnieje tylko nazwisko Marka Silvestriego, to oprócz niego i wspomnianej trójki w tym wydaniu swego piórka użyczyli też Janson, Gene Colan, Larry Stroman i Gerald Decaire. Z wydania zrobił się więc śmietnik, na którym można znaleźć zarówno prace mistrzów (Janson, Stroman), jak i zupełnie bezużyteczny badziew, że aż litość bierze (Jaaska, Decaire). Wielość i pluralizm zdecydowanie nie są tu atutem. Zresztą to chyba cecha rozpoznawcza znakomitej większości amerykańskich serii komiksowych, że kolejny numer rysuje nie facet, który robi to dobrze, ale ten, który ma przypadkiem wolny wieczór. Ech...

      Można dużo i źle mówić o najnowszym Essentialu, ale wśród tego natłoku wpadek można odnaleźć kilka jasnych punktów. O jednym już pisałem - Janson. Drugą bardzo udaną decyzją Marvela było zlecenie narysowania numeru #44 Larry'emu Stromanowi (szkoda, że tylko tego jednego, bo facet naprawdę się na robocie zna). Jego kreska jest bardzo oryginalna, kadrowanie pełne ekspresji i całość naprawdę miło się ogląda. Zresztą sama historyjka o dzieciach morza, do której tekst napisał Peter David, jest niczego sobie. Bez rewelacji, choć na tle mętnej reszty tego wydania wyróżnia się na plus.

      Co zaś do największej gwiazdy tego wydania, czyli rysownika Silvestriego, to wypada on przeciętnie. Być może dlatego, że jego cienka kreska gdzieś ginie w czarno-białej konwencji, a ilustracje stają się przez to mało czytelne. Mnóstwo jest tu pociągnięć piórka - czasami dość niedbałych, które jednak nie układają się w spójne kadry. Czuć też podobieństwo stylu Silvestriego do stylu innego rysownika, chyba najczęściej naśladowanego przez innych - Jima Lee (przypadek?). Ogólnie więc Silvestri jest bardzo średni - zresztą nigdy nie uważałem go za wirtuoza. Jego zaletą mogą być co najwyżej ładne i intrygujące twarze postaci (akurat w nich najbardziej widać podobieństwo do Jima Lee).



Okładki amerykańskich wydań "Wolverine". Numery 37,38,44.

      Mile zaskoczył mnie za to Kitson, którego polski czytelnik może znać np. z kilku wydań semikowego Supermana (brrrr...), czym chluby sobie raczej nie przyniósł (Kitson, nie czytelnik). A tu - proszę, całkiem strawne rysunki. Być może ten skok jakościowy związany jest z brakiem kolorów - dwukolorowe ilustracje Kitsona są bardziej niż znośne, czego nie dało się powiedzieć o jego innych pracach.

      Ostatnia istotna sprawa to okładka. Jak wiadomo, decyzja wydawcy o powierzeniu polskim twórcom rysowania okładek do Essentiali wywołuje kontrowersje. Mnie się ona nie podoba - jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, niech zerknie na okładkę Essential Daredevil tom 1., której wyborem Mandra dowiodła swego absolutnego braku smaku i gustu. Ogólnie jednak okładki stoją na średnim poziomie i tym bardziej dziwić może fakt, że ta z Essential Wolverine 2 jest bardzo ładna. Jak dla mnie to pierwsza naprawdę dobra okładka Essa w Polsce. Stonowane kolory, ciekawa ilustracja - świetna kompozycja... Szkoda tylko, że po raz pierwszy okładka Essa jest lepsza niż jego zawartość.

      Drugi tom Wolverine'a dobitnie pokazuje, że czasami świetności amerykańskiego komiksu superbohaterskiego były lata 70. i 80. Historie z lat 1990-91 nie są w stanie konkurować ze swoimi nawet kilka lat młodszymi poprzedniczkami. Pokazuje też, że chyba z czasem twórcom komiksów o superherosach brakuje albo zapału, albo pomysłów (może jednego i drugiego?). Essential Wolverine tom 2. to pozycja zdecydowanie niewarta polecenia. Niemałe pieniądze, które trzeba by na nią wydać lepiej zachować na The Punishera.

Opublikowano:



Essential Wolverine #2

Essential Wolverine #2

Scenariusz: Peter David, Larry Hama, Mary Jo Duffy
Rysunki: Joe Rubinstein, John Buscema, Klaus Janson, Gene Colan, Marc Silvestri, Dan Green, Barry Kitson, Tom Palmer, Keith Williams, Al Milgrom, Bill Jaaska, Larry Stroman, Gerald Decaire, John Hudson
Okładka: Marek Oleksicki
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2006
Seria: Essential
Tytuł oryginału: Wolverine #24-47
Rok wydania oryginału: 1990-1991
Wydawca oryginału: Marvel
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 544
Cena: 79,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Essential Wolverine #2 Essential Wolverine #2 Essential Wolverine #2

Tagi

Essential

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Metzen -

Ja tam osobiscie az tak negatywnych odczuc po lekturze nie mialem -> Owszem, to co sie wyprawia w niektorych historiach zasluguje na tzw. 'kopsa w dupsasa' , ale calosc potraktowalem raczej z mocnym przymrużeniem oka ; ]

pitolonk -

Autorowi recenzji coś się pomyliło. Jim Lee był zmiennikiem Silvestriego. To że Lee szybko prześcignął Silvestriego to już inna bajka.