baner

Recenzja

Conan #1-2

Michał Cetnarowski recenzuje Conan #2
Conan: Rehabilitacja.

“A wtedy pojawił się Conan, Cymeryjczyk: czarnowłosy o ponurym wejrzeniu z mieczem w ręku. Złodziej, rozbójnik, wojownik, zabijaka, równie często wesoły jak i zadumany, przyszedł, aby swą obutą w sandał stopą zmiażdżyć błyszczące klejnotami ziemskie królestwa."
Robert E. Howard

      Bohaterowie, ci najwięksi, są jak dzieci: odchowani, odkarmieni, wychuchani i wychowani krwistym akapitem soczystego opisu, wkrótce opuszczają rodzinne progi powołującej ich pierwszy raz do literackiego życia autorskiej księgi i wyruszają na karty, taśmy celuloidowe innych opowieści, zaczynając żyć swoim życiem. Po okiem innych twórców zaludniają nieosiągalne dotąd światy, powtarzając (bo jakże by inaczej) błędy młodości swoich poprzedników peregrynują meandrami manowców nagiej komercji, czasem wzbijają się na wyżyny pokrewne oryginałom, często wraz z upływem czasu stając się jeśli nawet nie zaprzeczeniem, to osobowościami zupełnie odciętymi od pierwotnego zamysłu ich zapisujących w samotności nocy kolejne manuskrypty matek i ojców. Ile masek przybierał hrabia Drakula, ile roli musiał odegrać powołany do przekleństwa w huku błyskawic potwór Viktora Frankensteina, pierwotny koszmar absolutnego wyobcowania cierpiący wkrótce z żoną czy kochanką, doszytą mu w trakcie kolejnej odsłony jego przecież tak przejmującego dramatu? Ile razy śmierci wymykał się najsłynniejszy agent Jej Królewskiej Mości, wymknąwszy się najpierw z kart powieści Iana Fleminga, jak wiele twarzy pokazywać musieli (nie tylko w przenośni) powołani wręcz do funkcjonowania w niekończącym się sequelu bohaterowie komiksów, raz za razem doświadczani ostrzem stalówki coraz to nowego scenarzysty? Nie inaczej sprawa ma się z najsłynniejszym literackim barbarzyńcą od czasu nastania Ery Hyboryjskiej, od 1982 roku i filmu Johna Miliusa niezmiennie noszącym twarz Austriackiego Dęba, Arnolda Szwarzeneggera – Conanem z Cymmerii, złodziejem i wojownikiem, najemnikiem i królem.

Ilustracja z "Weird Tales" do "The Phoenix on the Sword", pierwszego opublikowanego w tym piśmie opowiadania z Conanem.

      Kiedy pierwszy raz pojawił się w magazynie “Weird Tales” w 1932 roku, ponuro (jak to miał w zwyczaju) łypiąc na czytelników z opowiadania “Feniks na mieczu”, choć w zasadzie od razu zdobył sympatię czytelników, przecież był tylko jednym z zastępu pełnokrwistych bohaterów, dzieci Roberta Ervina Howarda, których ten powoływał do literackiego życia od 1921 roku, kiedy w wieku piętnastu lat (jak u nas Jacek Dukaj) zadebiutował w “Adventure Magazine”. Jednak profesjonalny etap jego kariery rozpoczął się trochę później, gdy młody pisarz związał się z jednym z najsłynniejszych czasopism pulpowych tamtego okresu, z “Weird Tales” właśnie, stając się wkrótce razem z Howardem Lovecraftem (jego zresztą przyjacielem) podporą czasopisma. To w tamtym okresie – choć nie tylko na łamach “Weird Tales” - czytelnicy mogli śledzić przygody barbarzyńskiego Atlanty Kulla z Valuzji, króla Piktów Brana Mak Morna, celtyckiego najemnika Cormaca Mac Arta, walczącego ze złem Salomona Kane’a czy rewolwerowca z Azji Francisa Gordona bądź Stevena Costigana, dobrodusznego boksera bijącego się za pieniądze, o rysach zmęczonej twarzy podobnym topornym kształtom grubo ciosanym w kamieniu. Wkrótce też pojawił się Conan, stary król Akwilonii, którego pełne przygód życie odkrywane było przed czytelnikami w odsłonach kolejnych opowiadań – i który rozpłomienia serca jego miłośników do dziś. Ogromna w tym zasługa Augusta Derletha, propagatora z kręgu fanów Lovecrafta, do którego pracy w rozpowszechnianiu pośmiertnej spuścizny Howarda (zginął śmiercią samobójczą w 1936 roku) wkrótce dołączyli Lin Carter i L. Sprague de Camp, nie tylko przygotowujący teksty twórcy Conana do druku, ale i sami piszący opowiadania – potem całe powieści – utrzymane w duchu oryginału (przynajmniej w założeniu…). Do dziś historie o Barbarzyńcy pisały takie tuzy światowej (no, amerykańskiej) fantasy jak Harry Turtledove, Poul Anderson, Karl Wagner czy Robert toczące-się-po-wieczność-“Koło-czasu” Jordan (co tu kryć, przy sześćdziesiątej i dalej pozycji kompromitując tak kiedyś nieugiętego bohatera i popadając w niezamierzoną śmieszność), a Cymmeryjczyk trafił szybko na karty komiksów czy, składając ofiarę chcąc nie chcąc najmocarniejszemu medium XX wieku, na rozświetlone srebrnym blaskiem pogańskie ołtarze ekranów kin.

      Pierwsze albumy komiksowe z Conanem w roli głównej powstały w 1970 roku, stanowiąc przedłużenie w opowieściach rysunkowych popularności literackiej bohatera i dając solidne fundamenty pod późniejszy film Miliusa, możliwy do sfilmowania (sfinansowania) właśnie dzięki popularności serii Marvela. To w niej pierwsze poważne szlify rysownika zdobywał Barry Windsor-Smith, późniejszy twórca przejmującej zimnym dreszczem Weapon X, historii przedstawiającej bestialskie eksperymenty na Loganie i jego przekształcenie w Wolverine’a, obecnie sztandarowego bohatera X-manów, to tutaj okładki pierwszych albumów zdobiły dzieła Borisa Vallejo, jednego z największych współczesnych malarzy fantasty. Malutką część owych dokonań w Polsce można było przeczytać i oglądnąć w 1993/1994 roku, dzięki dziewięciu zeszytom wydanym przez przecierające w Polsce komiksowe szlaki (choć wtedy już dogorywające) wydawnictwo TM-Semic i, wcześniej, w wydanych na przełomie lat 80/90 sześciu czarno-białych albumach. Po krótkiej przerwie, od 2003 roku za nowe rysunkowe opowieści o Conanie wzięli się twórcy (i producenci) amerykańskiego Dark Horse Comics, które – jakże to miła niespodzianka edytorska – już w rok po premierze mogliśmy oglądać w Polsce. Czyżby - rzecz jasna czytelnicy na to narzekać nie powinni… – ktoś próbował złapać wiatr w żagle koniunktury, kiedy na horyzoncie widać coraz wyraźniej spiętrzone cumulusy pogłosek o następnym filmie?...

Opublikowano:

Strona
1 z 2 >>  



Conan #2

Scenariusz: Kurt Busiek
Rysunki: Cary Nord
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2005
Seria: Conan
Tytuł oryginału: #4: The Gates of Paradise, #5: Ashes and Dust, #6: Day of Farewell, #7: Blood for Blood
Rok wydania oryginału: 2004
Wydawca oryginału: Dark Horse
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 17x26 cm
Stron: 92
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

Conan

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

c14 -

Droga Aleju Komiksu,
a może by tak zamiast poematów na cześć bohaterskiego Onana dawać recenzje nowych, jeszcze pachnących farbą drukarską komiksów? może wtedy warto byłoby wchodzić na Aleję dla czegoś więcej niż newsy. egzemplarze recenzenckie na pewno otrzymujecie (a jeśli nie, to słabo się staracie), cóż więc stoi na przeszkodzie, żeby każdy nowoukazujący się komiks miał swoje krytyczne omówienie na Alei?
z uszanowaniem.

Kingpin -

Drogi c14,
odpowiem w moim imieniu, a nie całej Redakcji, bo do tego nie jestem upoważniony.
1. Nie, nie dostajemy egzemplarzy recenzenckich - przynajmniej nie każdy z nas coś tu piszących czasem... Fajnie byłoby dostać komiks na tydzień przed premierą i dać jego reckę jeszcze zanim trafi do księgarń. Mi się to udało tylko raz - w przypadku Benedykta Dampca.
2. Nie jesteśmy zatrudnieni przez portal i nie dostajemy żadnej kasy za naszą działalność, a żyć - jak wiesz z czegoś trzeba. Wszystko co robię czasem na Alei jest czysto hobbystyczne, a ostatnio tak się składa, że rzadko mam czas w ogóle na czytanie komiksów, nie mówiąc już o pisaniu o nich.
3. Niektórzy z nas mają inne jeszcze obowiązki np. studia, a tak się miło składa, że właśnie trwa sesja (jeśli się nie mylę, bo ja to jeszcze w podstawówce jestem).
4. Mama czasami daje szlaban na internet - bywa.
5. Pomysł z tym konkursem nie był chyba taki najgorszy - jest to jakieś urozmaicenie, a ten tekst nie należy do złych. A publikacja tekstu to element nagrody. Zresztą dlaczego z góry zakładasz, że nikomu nie spodoba się czy nie przyda tekst o Conanie?
Pozdrawiam.

c14 -

szanowny Kingpinie,
jeśli brak dobrych recenzji na Alei tłumaczysz tym, że Ty - jak i zapewne reszta współpracowników - masz inne zajęcia poza skrobnięciem czegoś na Aleję, to wybacz, ale nie potrafię zrozumieć tego argumentu. jakość i aktualność tekstów nijak się ma do tego, czy akurat trwa sesja, czy nie (nie wiem, czy trwa, studia od paru ładnych lat mam za sobą - uprzedzając "zabawne" teksty powiem, że nie, mój nick nie odzwierciedla mojego wieku...)
jeśli jednak szanowne grono redaktorskie nie znajduje czasu na dbanie o to, by prócz wymagających mało wysiłku newsów znalazło się na Alei coś jeszcze wartego uwagi, może więc warto pomyśleć o poszerzeniu składu szanownej redakcji o osoby, które znając się na rzeczy, będą w stanie dostarczyć regularnie niezły lub przynajmniej przyzwoity tekst.

szanowny Kingpinie, mam wrażenie, że nieco błędnie odczytałeś moje intencje. otóż nigdzie nie napisałem, że domagam się recenzji przedpremierowych (chociaż byłoby miło). cóż natomiast za problem napisać o komiksie po jego lekturze? jaki przeciętnie mija czas od ukazania się komiksu do jego przez Ciebie przeczytania? dwa dni? tydzień? dwa tygodnie? zakładam, że tydzień to redakcyjna średnia. myślę więc, że gdyby po tym czasie z pewną regularnością pojawiały się na Alei interesujące recenzje nowości, byłoby znacznie więcej powodów, by ją odwiedzać.

co zaś się tyczy egzemplarzy recenzenckich - nie znam liczb, bo skąd?, ale mam wrażenie, że Aleja jest jednym z najczęściej odwiedzanych serwisów o komiksie - mylę się? dziwnym więc wydaje mi się, że wydawcy - tak u nas nieliczni - nie fatygują się, by przesłać choć jeden egzemplarz swojego tytułu. a może powinniście ich o to ładnie poprosić? z mojego bowiem doświadczenia skądinąd wiem, że wydawcy - czy to książek, płyt czy - jak sądzę - komiksów, chętnie współpracują z serwisami.
a może warto poprosić Komikslandię - z którą ponoć współpracujecie - aby dostarczała komiksy do recenzji, na zasadzie wypożyczenia?

jak zwykle, Kingpinie, jest w Twej wypowiedzi pewna doza sarkazmu, lecz pamiętaj, że wszelkie moje uwagi wynikają wyłącznie z troski o serwis, który po prostu lubię odwiedzać.

beken_d -

Tylko z troski o losu serwisu chcialbym zyczyc Kingpinowi oblac wszystkie egzaminy, aby mogl poswiecic sie dla dobra komiksu ( a przede wszystkim oczywiscie Alei).

charlie_cherry -

Ja też odpowiem wyłącznie z mojego punktu widzenia, a nie całej redakcji.

1) Sam "Conan" jest nieco starszą pozycją, ale była to tekst nadesłany na konkurs, a nie było w nim ograniczeń czasowych.

2) Redakcyjne recenzje są w miarę świeże - "BioCosmosis", "Nigdziebądź", "Złodziej Wszystkich Czasów", a nawet "Księgi Magii" do tej pory pachną farbą, że aż się kręci w głowie. To tak pół żartem, pół serio.

3) Większość z nas jest zajęta pracą, albo studiami, a są takie okresy kiedy trudno znaleźć czas aby napisać recenzję. Ważniejsza od tego staje się nauka (bo egzamin jutro), robienie po godzinach albo tak prozaiczne zajęcie jak sen. Ja chwilowo mam naprawdę wygodną sytuację i nieco wolnego czasu, a i tak napisanie jednej recenzji zajmuje mi przynajmniej kilka godzin i to rozłożonych w czasie, ale może jestem powolny. Recenzja to szereg czynności - czytam komiks, szukam materiałów na jego temat, piszę właściwy tekst (co trwa długo), daję go do korekty, następnie szukam jakiś dodatków do tekstu (grafik) i wreszcie "wrzucam" na Aleję, co też nie odbywa się poprzez zwykłe "kopiuj, wklej, wyślij" w dwie minuty.

4) Członkowie redakcji są porozrzucani po kilku miastach - nikt o zdrowych zmysłach nie będzie każdemu przesyłał komiksu. A wydawnictwa, owszem przesyłają swoje komiksy, ale nie wszyscy i nie wszystkie. Te, które są pojawiają się jako recenzje, rzuty okiem, galerie, artykuły, nagrody w konkursach.

5) Wszyscy staramy się jak możemy, a twój post jest dla nas sygnałem, iż powinniśmy mocniej. Jednak ty również zwróć uwagę, iż Aleja to przede wszystkim ogrom pracy, której na ogół nikt nie zauważa. Nawet taki "news", którego wrzucenie trwa przeciętnie 5 minut, nie pojawia się z znikąd i często poparty jest poszukiwaniami w sieci, wieloma mailami, uzgodnieniami. Tak samo jak galerie, zapowiedzi i wszystko co jest dostępne na serwisie.

Tak więc c14 - jeśli masz nieco czasu to przyłącz się do nas - ciągle brakuje tu ludzi - a zobaczysz jakie to niewdzięczne i czasochłonne zajęcie.

pitolonk -

Tekst o Conanie fajny i aktualny, bo przecież nie tak dawno temu Mandragora wydała essential Conan, o którym autor recenzji mógłby tesz wspomnieć. Ja lubie napakowanego barbażyńce bardzo, ale wolałbym żeby okładki do polskiego wydania robił Filip Myszkoski bo rysuje super muły i flaki i chłopów z mieczami!