baner

Wywiad

O mangach i manhwach z Mandragorą

Grzegorz Ciecieląg
Grzegorz Ciecieląg: Z tego co wiem, starania o Samotnego Wilka... trwały od lat - jak udało się wam namówić wydawcę japońskiego do udostępnienia licencji na publikację komiksu w Polsce?
Przemysław Wróbel: To była trudna robota... za pierwszym razem poinformowano mnie, że tytuł jest niedostępny na polski rynek i że mam się skontaktować z agentem za rok. Grzecznie odnotowałem sobie datę w kalendarzu, a gdy minął rok ponownie zapytałem o możliwość podpisania kontraktu. W odpowiedzi usłyszałem to samo, co rok wcześniej. Więc ponownie odnotowałem datę w kalendarzu i ponownie po upływie roku skontaktowałem się z agentem. Tym razem zaczęto ze mną rozmawiać. Rozmowy trwały prawie rok i w końcu agent zgodził się ze mną spotkać we Frankfurcie, na targach książki. W czasie rozmowy pękły lody i po kilku miesiącach udało mi się podpisać kontrakt. Dlaczego Japończycy wybrali właśnie mnie? Nie wiem. Być może spodobało im się moje uparcie, być może zaważyła rozmowa twarzą w twarz... dla mnie najważniejsze jest, że Wilka wydaje Mandragora.

Wszystkie inne tytuły japońskie/koreańskie publikowane są w większym formacie niż Kozure Okami - czemu więc manga ta ma taki a nie inny format? Co o tym zadecydowało?
P.M.: Japończycy nalegali, by manga miała oryginalny format - nie sprzeciwiałem się temu, ponieważ już wcześniej przeczytałem całą serię w tym właśnie formacie. Uważam, ze taki format jest bardzo poręczny, a albumy mimo małego rozmiaru są czytelne. Poza tym skoro wykorzystano taki format w oryginale, nie było powodów, by nie wykorzystać go w polskim wydaniu.

Graficy podczas pracy w redakcji



Po publikacji Vagabonda liczba tytułów z rynku azjatyckiego skoczyła - czyżby wyniki sprzedaży wspomnianego komiksu były tak zachęcające?
Czy miał on być "wprawką" przez "Kozure Okami"?

P.M.: "Vagabond" sprzedaje się bardzo dobrze, to fakt... ale już wcześniej robiłem przymiarki do tytułów azjatyckich. Planowałem zacząć wydawać w 2006 roku cztery serie. I jak na razie plan został wykonany. Po prostu zaczęliśmy od „Vagabond”. Rozmowy na temat „Kozure Okami” oraz „Chonchu” i „Yongbi” nieco się przedłużyły.

Komiksy tłumaczone są z wersji oryginalnych - czy znalezienie tłumaczy z języka koreańskiego i japońskiego nastręczało problemów? Może pare słów o nich właśnie? Czy tłumaczenie nastręczało kłopotów? Koniec końców Korea, Japonia - to odmienna kultura, odmienne spojrzenie na świat.
P.M.: Ze znalezieniem tłumaczy nie było większych problemów. „Kozure Okami” jest nieco stylizowany, więc Czarek Komorowicz ma przy nim trochę więcej pracy, niż przy „Vagabond”. Pomocy udziela nam także Witold Nowakowski, który przy mangach pomaga nam uniknąć błędów merytorycznych. Ania Diniejko natomiast spędza więcej czasu nad „Yongbi”, w którym jest wiele zapożyczeń z chińskiego. Oboje tłumacze jednak się nie skarżą i radzą sobie z tekstami bardzo dobrze.

„Yongbi” i „Chonchu" - dlaczego właśnie te tytuły? Czym zwróciły na siebie uwagę?
P.M.: Wybór padł na te tytuły, ponieważ zarówno w Korei, jak i w USA i Europie te dwa tytuły sprzedają się najlepiej i mają najlepsze opinie wśród czytelników. Stwierdziłem, że najlepiej będzie zacząć od dobrych pozycji, sprawdzonych poza granicami Polski. Wcześniej nie miałem styczności z manhwą, więc wolałem nie liczyć na swoim "nosie" (jak to zazwyczaj robię).

Na rynku jest już kilka wydawnictw specjalizujących się w tytułach azjatyckich - jak JPF, Waneko, Kasen; także Egmont publikuje mangi. Wasza oferta różni się od oferty wspomnianych wydawców - na co chcecie przede wszystkim postawić, kogo przyciągnąć do swoich publikacji?
P.M.: Przede wszystkim chcemy być wydawcą uniwersalnym, który publikuje tytuły amerykańskie, polskie, japońskie i koreańskie. Nie chcę, żeby Mandragora stała się wyłącznie wydawcą mangowym i manhwowym. Nie ukrywam też, że dopiero poznaję świat mangi i manhwy. Staram się zatem dać polskim czytelnikom do rąk produkt najlepszy z możliwych dla mnie do osiągnięcia. „Kozure Okami” to klasyka, dzieło które wręcz trzeba poznać, żeby zobaczyć jak ewoluowała kreska mangowa i technika japońskiego rysunku. „Vagabond” to seria bijąca rekordy popularności w Japonii - tak samo jak „Chonchu” i „Yongbi” w Korei. Stawiam więc na tytuły dobrze oceniane w ich krajach macierzystych. Do tej pory nie było w Polsce zbyt wielu tytułów poświęconych samurajom i historiom ze świata fantasy - po takie więc tytuły sięgnęła Mandragora, mając nadzieję, że czytelnicy w Polsce zwrócą na nie uwagę.

Opublikowano:

Strona
1 z 2 >>  



Tagi

Mandragora Manga Wywiad

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-