baner

Recenzja

Straceńcy #1: Stawka w górę

Maciej Kowalski, Yaqza, Yaqza, Azirafal, Azirafal recenzuje Straceńcy #1: Stawka w górę
Maciej Kowalski: "Straceńcy" to drugi już po "WE3 komiks z imprintu Vertigo w ofercie wydawnictwa Taurus Media. I muszę przyznać, że to jeden z nielicznych komiksów Vertigo, którego nie znałem z oryginalnych wydań. Po lekturze odnoszę wrażenie, ze miałem do czynienia z komiksem, który przypomina dobrze zrealizowany amerykański film sensacyjny.

     "Straceńcy" pod względem klimatu to dla mnie połączenie "100 Naboi", "Queen&Country" oraz "Deal with the Devil". Komiks zawiera wątki z wielu filmów sensacyjnych, wykorzystuje zużyte już motywy, posługuje się schematami w konstruowaniu fabuły i typów bohaterów. Co jednak ciekawe, autorzy "Straceńców" łączą to wszystko tak umiejętnie, ze powstaje niezwykle wciągająca historia ze świata tajnych służb i agencji rządowych, o których istnieniu i działaniach nie wie pewnie nawet sam prezydent.

     Tytułowi "Straceńcy" to grupka agentów specjalnych, którzy zostają "wystawieni" przez swoich przełożonych. W przeszłości zajmowali się tak zwanymi "black operations", czyli nielegalnymi działaniami na terenie obcych państw. Obecnie CIA - dla którego pracowali - myśli, że zginęli w czasie wybuchu śmigłowca (los sprawił, że nie wsiedli na pokład). Teraz "Straceńcy" chcą dać o sobie znać w wielkim stylu. Planują serię ataków na finanse agencji, aby ich dawni przełożeni przemyśleli swoje działania i usunęli ich nazwiska z "listy śmierci", czyli spisu osób do odstrzału. Aby jednak czuć się w przyszłości bezpiecznie, będą potrzebowali dodatkowego zabezpieczenia, którym mogliby - w razie zagrożenia - szantażować CIA.

Okładka pierwszego wydania TPB "Straceńców". W oryginale komiks nazywa się "The Losers: Ante Up".

     Grupę "Straceńców" tworzą agenci specjalizujący się w rożnych dziedzinach i posiadający różne charaktery. Jest gadatliwy spec od informatyki, małomówny snajper, zimna jak stal specjalistka od cichego likwidowania wrogów - miłośniczka naszyjników wykonanych z ludzkich małżowin usznych, jest też narwany psychopata, strzelający z nudów do ryb, specjalista od kierowania wszelkimi pojazdami i oczywiście szef całej drużyny, który jest mózgiem ich działań. Ekipa to niezwykle barwna, a relacje między jej członkami są pełne napięć i sporów. No i rzecz jasna wzorem prawie każdego filmu o grupie przygotowującej pewną akcję (między innymi "Ronina" z Robertem De Niro) w drużynie musi być jakiś Judasz, który niekoniecznie działa na zlecenie szefa, jak to ostatnio ujawnili archeolodzy.

     Działania podejmowane przez "Straceńców" prowadzą do ujawniania wielu sekretów służb specjalnych. Okazuje się np. że oficjalnymi wojskowymi kanałami agencja sprowadza do kraju narkotyki, co jeden z bohaterów komentuje w następujący sposób: "Więc sprzedają to gówno Amerykanom, żeby zdobyć fundusze na chronienie Amerykanów przed facetami, którzy produkują to gówno, które im sprzedają".

     Humoru w dobrym wykonaniu jest w tym komiksie sporo, ale najciekawsze są akcje, w ktorych "Straceńcy" uczestniczą. Rysownik bardzo umiejętnie radzi sobie z kreśleniem obszaru, na jakim mają być przeprowadzone działania operacyjne. Dzięki temu czytelnik bez problemu orientuje się w akcji, nawet jeśli w tym samym czasie każdy z bohaterów wykonuje swoje zadanie w rożnych miejscach. Warstwa graficzna komiksu przypadła mi do gustu, choć z pewnością taki rodzaj kreski nie będzie wszystkim odpowiadał. Na pewno jednak spodoba się miłośnikom serii "100 naboi", ponieważ ma wiele zbieżnych cech, włącznie ze sposobem nakładania kolorów.

     Podsumowując mogę stwierdzić, że "Straceńcy: Początek rozgrywki" to naprawdę dobry i bardzo wciągający komiks. Jedyne zastrzeżenie, jakie mogę mieć do fabuły, to - według mnie - błąd logiczny w samej końcówce. Nie mogę sobie jakoś wyobrazić, że żaden z bohaterów stojących na lotnisku nie widział spadochronu faceta wyskakującego właśnie z samolotu, który kilka chwil wcześniej oderwał się od ziemi. Przyznam, że zepsuło mi to nieco ogólne wrażenia, ale i tak chętnie przeczytam drugą część.

8/10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Yaqza: O ile oprawa graficzna nastawia pozytywnie (mieszanka stylu Risso i McKeevera), o tyle sam scenariusz nie wywołuje już euforii. Akcja jest co prawda szybka i całkiem efektowna, sama fabuła opiera się jednak przeważnie na dość banalnych schematach (choć potrafi miło zaskoczyć sprytnymi szczegółami przeprowadzanych akcji) - niepokonana drużyna, zdrajca, machlojki agencji rządowej (każdy, kto choć trochę interesował się historią CIA, wie na pewno, ile ma ona na sumieniu).

     Niektóre rozwiązania zastosowane zostały najwyraźniej wyłącznie po to, by uatrakcyjnić akcję (jak wysadzenie ogromnego zbiornika z gazem...), zaś ich zasadność zeszła niestety na drugi plan.

     Zwiększeniu atrakcyjności służy także wyraźne zróżnicowanie bohaterów - każdy z nich to indywidualność (niestety, tylko pod względem specjalizacji i image'u; co się tyczy samych charakterów, to są one dość jednowymiarowe), poczynając od kalkulującego wszystko dowódcy, przez rozgadanego speca od elektroniki i po praktycznie zawsze milczącego snajpera.

     Pochwalić muszę za to świetne okładki poszczególnych zeszytów - interesujące pod względem kompozycji i kolorystyki; może na razie nie przebijają tych przygotowanych przez Dave'a Johnsona na potrzeby serii "100 naboi", ale już się do tego poziomu zbliżają.

     "Straceńcy" są niczym film sensacyjny średniej klasy. Póki co - stanowczo bez rewelacji. Może drugi tom bardziej mnie przekona.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Azirafal: Co trzeba było o komiksie powiedzieć, praktycznie zostało już powiedziane. Miks kilku ciekawych, pokręconych komiksów akcji, takich jak "100 Naboi", "Queen&Country", trochę "Sin City" - to ostatnie to już moja zupełnie prywatna i oderwana od ogółu opinia - w których teoria wielkiego spisku jest bardzo silnie zaakcentowana, skąd skojarzenie. Widać również podobieństwo fabuły do wielu filmów akcji, np. wszelkie "Ocean's Eleven", "Gorączka", "Ronin" i setki wojskowych thrillerów o zapomnianych jednostkach wywiadu. W teorii - nic nowego, nic odkrywczego. Te same stare, dobre, sprawdzone chwyty. Wyszkolony zespół niemający nic do stracenia. Odpowiednio dobrana grupa, oczywiście (aktorsko uzdolniony spec od komputerów, spec od transportu, twardy charyzmatyczny dowódca, milczący snajper, dzika zabójczyni z Afganistanu i jeden "zwykły" black-op). Odpowiednio zmieszane wątki korporacyjne, teorie spiskowe, zdrady, przekręty finansowe i polityczne. No i wszystko odpowiednio zaprawione ideologicznymi tekstami i akcją. Podano do stołu - proszę ucztować. Też odpowiednio.

     I, o dziwo, to wszystko ze sobą doskonale współgra, tworząc ciekawą historię i niezły komiks. Dzieło sztuki to nie jest, ale czyta się przyjemnie, szybko, łatwo i nawet pewne zadowolenie po lekturze zostaje. Jest kilka scen, które sprawiają, że rzetelna i dość realistyczna historia czasem trąci tandetą i zagraniami "pod publiczkę" (końcowa scena na lotnisku - gonienie za samolotem, powiedzmy, ale już rozegranie i zakończenie pościgu po płycie… niesmak pozostaje), ale i tak nie są to niedociągnięcia, za które należałoby wieszać. Najwyżej lekko poddusić.

     Rysunki na pewno są plusem albumu, choć też gdzieniegdzie można się przyczepić. Skojarzenie z Risso jest tak oczywiste, że aż szkoda o tym wspominać. Podobnie jak Risso, Jock doskonale operuje cieniem, kolory, też podobnie jak u tego pierwszego, są przytłumione, stonowane. Każda twarz, każda postać to zauważalnie inna osoba (choć przyznaję, że czasem miałem kłopoty z odróżnieniem twarzy Roque'a i Clay'a), tła są na tyle szczegółowe, by ukazać wszystko, co potrzebne do rozgrywającej się akcji, a niektóre pojedyncze kadry powinny zapaść na długo w pamięć ("On zabił moją rybę…"). Czego natomiast brakuje w rysunkach Jock'a to dynamika. Co przede wszystkim widać w scenach walki wręcz - niby jakoś tam ten ruch jest zaznaczony, ale nie czuć w tym siły, szybkości. Jeśli chodzi o akcję, Jock mógłby się jeszcze sporo nauczyć od chociażby Hiroki Endo ("Eden").

     Komiks jest niezły. Nawet powiedziałbym, że dobry. Niezbyt oryginalny, to prawda, ale zapewnia sporą dozę rozrywki, wciąga na tyle, by przeczytać go jednym tchem i nie traktować tego czasu jako zmarnowanego. Parę ciekawych rzeczy w nim jest i to trzeba przyznać. Zobaczymy, co dalej wymyśli scenarzysta. Rysownik natomiast wydaje się zdolnym człowiekiem, tak że w następnym albumie może być tylko lepiej. Zapowiada się solidna seria akcji, którą z chęcią przeczytam i polecę. Mimo że żadne arcydzieło to nie jest… ale kto powiedział, że mamy czytać same arcydzieła?

7/10

Opublikowano:



Straceńcy #1: Stawka w górę

Straceńcy #1: Stawka w górę

Scenariusz: Andy Diggle
Rysunki: Jock
Wydanie: I
Data wydania: Luty 2006
Seria: Straceńcy
Tytuł oryginału: The Losers: Ante Up
Rok wydania oryginału: 2003, 2004
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor, kreda
Oprawa: kartonowa
Format: 17x26 cm
Stron: 160
Cena: 45 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Straceńcy #1: Stawka w górę Straceńcy #1: Stawka w górę Straceńcy #1: Stawka w górę

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

hida -

Najlepszy komiks sensacyjny jaki w życiu czytałem
W sumie to dzieki niemu zacząlem czytać w ogole komiksy sensacyjne... ale kazdy nastepny jest tylko cieniem Straceńców