baner

Recenzja

Queen & Country #1: Spalona ziemia

Karol Wiśniewski, Maciej Kowalski recenzuje Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę #01: Spalona ziemia
Karol Wiśniewski : "Queen & Country" miał u mnie fatalny start. Zacząłem czytać ten komiks świeżo po lekturze "Akwarium" Wiktora Suworowa. Książka ta opisuje kulisy działania GRU - tajnej rosyjskiej służby wywiadowczej. Nie słyszeliście o nich? No cóż, GRU to dość elitarna formacja, w przeciwieństwie do KGB, o którym każde dziecko już słyszało. Co to ma do komiksu? Otóż "Queen & Country" podejmuje całkiem podobną tematykę, mianowicie brytyjskiego wywiadu zagranicznego, czyli SIS, a konkretnie wydziału od mokrej roboty. Brzmi fajnie? Tak, ale będąc pod wrażeniem żelaznej dyscypliny GRU oraz ich genialnych acz bezwzględnych posunięć, anglosaskie metody wydały mi się takie... delikatne. Choć z drugiej strony to właśnie Wielka Brytania odnosiła największe sukcesy w walce z rosyjskimi służbami.

    Jednak moim zadaniem nie jest porównywanie służb specjalnych, ale ocena komiksu traktującego o nich, prawda?

    Centralną postacią komiksu jest Tara Chace, agentka o kryptonimie "Ogar dwa". Panna dość powabna, aczkolwiek mocno niebezpieczna. Jej przygoda z nami rozpoczyna się od zlikwidowania (czyli morderstwa) rosyjskiego handlarza bronią (czyli generała) w samym sercu Kosowa. Zabić łatwo, uciec dużo trudniej, zwłaszcza, iż nikt oficjalnie nie przyjdzie jej z pomocą. Co więcej, zabójstwo generała Markowskiego (tak, to nie był anonimowy trup) pociągnie za sobą poważne konsekwencje - wywiad brytyjski zostanie zaatakowany na własnym podwórku.

    Z góry zaznaczam, że "Queen & Country" należy do gatunku "realnych" powieści szpiegowskich. Czyli żadnego Jamesa Bonda, szybkich samochodów, pościgów, łażenia po kasynach, przegrywania tam pieniędzy, picia lepszych alkoholi (fundowanych z kieszeni podatnika!) oraz przedstawiania się każdemu terroryście z imienia i nazwiska. A raczej nazwiska, imienia i nazwiska. O nie, ta opowieść stara zbliżyć się do realizmu i życia codziennego (jeśli jest coś takiego) brytyjskich służb specjalnych, powszechnie uznawanych za groźne, aczkolwiek trochę dziwne. Czekają nas polityczne przepychanki, walka o władzę, zakulisowe gierki, przedmiotowe traktowanie agentów, sukcesy oraz porażki.

"Tajna" kwatera Secret Intelligence Service w Londynie. (Źródło - http://www.mi6.co.uk/)

    Sęk tkwi w strukturze fabuły. Oto jedno wydarzenie, czyli likwidacja wroga - dla wywiadu chleb powszedni - staje się punktem wyjścia dla stale rozrastającej się intrygi. Plus dla twórcy serialu. Jednak mniej cierpliwy czytelnik może się znudzić lub zdenerwować tym, że nie wszystkie karty są odkrywane od razu, a pewne w ogóle nie pojawiają się na stole. Taki już jest ten komiks, my wiemy tyle, ile wiedzą "ogary" i ich współpracownicy. Czyli często nic, bo taka jest ich praca - wykonać rozkaz i nie zadawać żadnych pytań. Za to im płacą. Tylko czy czytelnik będzie chciał za to płacić?

   Nie żeby fabuła była zła, mnie osobiście całkiem zainteresowały zasady funkcjonowania brytyjskiego wywiadu. Pan Rucka zebrał z różnych źródeł dość wiarygodne opisy sztuki szpiegostwa i skleił z nich ciekawą intrygę. Bardzo dobrze zarysowane są charaktery głównych bohaterów, nikomu z nich nie odmówię ani cech charakterystycznych, ani głębi psychologicznej. Siłą tego komiksu jest właśnie bardziej psychologia niż akcja. Motywacje, które popychają tych ludzi do ryzykowania życia za "Królową i ojczyznę".

    Warstwa graficzna? Dwa słowa: Andrzej Janicki. Serio. Rysunki Stevena Rolstona od razu skojarzyły mi się ze stylem Janickiego. Otworzyłem nawet sobie pierwszy numer "Produktu" by się upewnić i... Poprawka, Pan Andrzej lepiej rysuje. Niestety styl Rolstona jest za miękki, niemalże kreskówkowy, nieodpowiedni dla historii szpiegowskiej. Być może do tych samych wniosków doszedł Greg Rucka, skoro drugi tom przygód Tary narysował już Brain Hurtt.

    Jak można wyczytać z okładki polskiej wersji, "album zawiera historię autorstwa Stana Sakaiego!", czyli twórcy Usagi Yojimbo. Wow? Nie bardzo, gdyż ta "historia" to tylko 6 stron komiksu, który fabularnie łączy pierwszy rozdział z drugim. Nic specjalnego, chyba, że zbierasz każdy kawałek papieru, którego Sakai dotknął ołówkiem. Przyczepię się jeszcze do ceny z okładki - 25,90. Nie za drogo za 120-stronnicowy, czarno-biały komiks?

    "Queen & Country" nie jest komiksem złym, po kilkukrotnej lekturze uznałem go za "nawet, nawet" interesujący. Jednak spodoba się on wyłącznie osobom zafascynowanym działaniami służb wywiadowczych, tudzież zwolennikom długich, powoli rozkręcających się sag. Inni zrezygnują z lektury po pierwszym tomie. Jak już mówiłem, nie jest to komiks zły, tyle że pierwszy tom nie takiej siły jak np. początek "Kaznodziei", który znakomicie przykuwa uwagę, zaostrza apetyt i zachęca do dalszej lektury.

    Stając w obronie dzieła pana Rucka dodam, iż "Queen & Country" doczekało się jak na razie około trzydziestu części (nie tomów!), trzech pobocznych mini-serii, dwóch książek oraz kilku nagród. Trwają też przymiarki do sfilmowania tego dzieła.

    Gdybyście jeszcze mieli wątpliwości co do wartości pana Grega Rucki, dodam iż "Zamieć" ("Whiteout") również jest jego autorstwa, a co najlepsze, także zawiera przygody Tary Chace, tyle że pod innym nazwiskiem. Serio. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sięgnie po pierwszy tom "Queen & Country".

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Maciej Kowalski: Kulisy działań agentów po raz kolejny - tym razem tych w służbie Jej Królewskiej Mości. Agenci Brytyjskiej Służby Wywiadowczej są tu zaprezentowani jako bardzo zapracowani ludzie, którzy wolny czas między kolejnymi misjami zapełniają sobie albo nieformalnymi kontaktami z innymi wywiadami (to na szczeblu kierowniczym), albo zaglądaniem do butelki (dział operacyjny).

    "Queen & Country" to komiks realistyczny, ale jakoś nie we wszystkie przedstawione tu wydarzenia chce się wierzyć (np. odebranie agentom broni
tuż przed akcją i zastąpienie jej atrapami ze sklepu zabawkarskiego czy ostrzał rakietowy budynku agencji). Na szczęście kolejne wydane u nas tomy tej serii są znacznie bardziej pod tym względem przekonujące, a zaprezentowane w nich historie bardziej wciągające.

    Rysunkowo jest bardzo średnio. Twarze i sylwetki bohaterów są wręcz posągowe - brakuje im emocji i dynamiki ruchów. Aż się prosi, aby sceny akcji rysował ktoś o umiejętnościach Hiroki Endo, twórcy "Edenu". Tymczasem mamy sprawnego rzemieślnika w postaci Steve'a Rolstona. Jest też bonus w tym tomie - sześć stron narysowanych przez Stana Sakaiego (autora "Usagiego Yojimbo"). Niestety, to tylko dowód, że ten twórca nienajlepiej czuje się w stylu realistycznym.

    Pierwszy tom "Queen & Country" to przyjemna lektura, ale historia nie rzuca na kolana. Jej znajomość jest jednak konieczna do pełnego
rozkoszowania się znacznie lepszymi, kolejnymi przygodami brytyjskich
agentów.

7/10

Opublikowano:



Queen & Country - Za Królową  i Ojczyznę #01: Spalona ziemia

Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę #01: Spalona ziemia

Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Steve Rolston, Stan Sakai
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2005
Seria: Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę
Tytuł oryginału: Queen & Country: Volume 1 - Operation Broken Ground
Rok wydania oryginału: 2005
Wydawca oryginału: Oni Press
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 120
Cena: 25,90 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
8.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
8 /10
Zagłosuj!

Galerie

Queen & Country #1: Spalona ziemia Queen & Country #1: Spalona ziemia

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

janostaw -

"...Warstwa graficzna? Dwa słowa: Andrzej Janicki. Serio..." eeh gruba przesada co do tych rysunków Panie Karolu

charlie_cherry -

No może lekka, jednak moje słowa tyczyły się określonego okresu w twórczości Pana Janickiego. Oglądając obecne prace jak i te z okresu "Awantury" jasnym jest, że podobnieństwo jest nikłe. Jednak okres "produktywny" mnie osobiście (i jeszcze jedną osobę) uderza podobnieństwem..

A tak przy okazji, to z kim mam przyjemność? Miejsce zamieszkania jakby bliskie.