baner

Recenzja

Whiteout: Zamieć

Yaqza, Yaqza, Azirafal, Azirafal, Maciej Kowalski recenzuje Whiteout #1: Zamieć
Yaqza: Są takie momenty, gdy totalnie wyprany z czegokolwiek chciałbym się już tylko położyć, dać odpocząć kręgosłupowi i zająć umysł czymś relaksującym. Niekiedy okazuje się, że tak naprawdę nie potrzebuję czysto odmóżdżającego kontaktu z unikającą posądzenia o skomplikowanie produkcją, a odskoczni, alternatywnego świata, w którym będę mógł przyjąć rolę biernego obserwatora. Zawisnąć za plecami bohaterów filmu/książki/komiksu i przyglądać się ich poczynaniom, razem z nimi analizując sytuację, poszukując tropów... ale ze świadomością, że to nie ja ryzykuję swoją głową. Sami rozumiecie - tak jest znacznie wygodniej. Empatia i tak czyni swoje.

Po zbyt długiej sesji przed komputerem (do której w pewien sposób byłem zmuszony: „Czy ktoś przystawił ci pistolet do głowy?” – Nie, dlatego piszę „w pewien sposób”) wziąłem do ręki „Zamieć”. To, co mnie czekało, to lód, czy też „Lód”, wichury, śnieg, życie pozbawione szczególnych smaczków i – tak, dobrze myślicie – kilka trupów. Bo co innego mogłoby mnie tutaj czekać?

Okładka oryginalnego “Whiteout #1” autorstwa Matta Wagnera

Spokojnie zająłem swoją pozycję za plecami pani szeryf Stetko (to nasza główna bohaterka) i podążając za nią krok w krok (nie licząc drobnych odchyleń na rzecz przeuroczej Angielki, towarzyszki Stetko), rozpocząłem wędrówkę po stacjach Antarktydy. W poszukiwaniu mordercy, w poszukiwaniu prawdy i motywów. Duża robota jak na taką pogodę. Słuchanie do ilu stopni na minusie potrafi spaść tu temperatura, nie pozwala na rodzenie się entuzjazmu z pobytu w miejscu całkiem na poważnie zapomnianym przez Boga.

Stetko. Twarda kobieta, typ, z którym się nie zadziera. Ona też ma swoją przeszłość, ona i Lód to jedno. Znają się na wylot. Brzmi patetycznie? Przepraszam. Tu nie ma miejsca na glorię i chwałę, na wielkie potyczki, monumentalne starcia tytanów i inne głupoty. To życie moi drodzy. To śledztwo. I zapomnijcie o szeroko zakrojonych akcjach FBI – za zimno tu dla nich. Palce przymarzają do metalu i oderwać je można tylko tracąc cześć ciała. Żyjąc na Lodzie uczysz się patrzeć na świat (a może Świat?) w inny sposób. Przez pryzmat Zamieci.

Nigdy Lód nie był tak sugestywny – to nie urocza przestrzeń do jazdy na sankach, rzucania się śnieżkami i robienia „aniołów”, o nie. Trzeba być zdrowo kopniętym by się w to bawić. Tu jest zimno, wietrznie i niebezpiecznie. Do tego – stanowczo za mało tu kobiet w stosunku do mężczyzn. 200 do 1? A co jeśli ta kobieta się panoszy?
Baza nie budzi zachwytu, dlaczego miałaby budzić? Nie jest tu po to, by wyglądać ładnie. Ma działać – w przeciwnym wypadku wszyscy źle skończą.

Okładka oryginalnego “Whiteout #2” autorstwa Mike’a Mignoli
I przez cały ten czas, gdy towarzyszyłem pani szeryf, nie pomyślałem nawet na chwilę, by wyjść z tego świata gdzieś, gdzie jest chociaż odrobinkę cieplej. Przebywanie z nią było zbyt ważne, uwierzcie mi (uprzedzając pytania – podczas lektury nie staram się krzykiem ostrzegać bohaterów przed niebezpieczeństwami czy złorzeczyć zbirom). Bo kiedy czuje się to, co ona, każdy podmuch zimnego jak...jak... no, nie mam porównania –zostańmy przy „zimnego” – wiatru na tych nielicznych częściach ciała, które jakimś cudem nie zostały osłonięte, kiedy czatuje się w szopie czekając na śmierć/wybawienie, kiedy leci się samolotem nad bezkresną bielą...Coś w człowieku zamarza, coś innego topnieje i się zmienia...

Wzrokowcy – „Zamieć” to czerń i biel, niekoniecznie z przewagą tego drugiego. To świat pozbawiony seksbomb i zabójczo przystojnych lowelasów. Realistyczny, ale nie powalający na kolana wypracowaniem każdego szczegółu – co akurat bynajmniej nie uznaję za wadę. Wskocz w ten świat, a nie pożałujesz, bo oprawa idealnie pasuje do treści.

Skończyłem.

Drogi czytelniku...Jeśli szukasz kryminału, jeśli nie straszne ci duże ilości tekstu, jeśli nie boisz się wychodzić zimą na dwór... spróbuj swoich sił z Lodem. Nie zapomnisz tego, a może uświadomisz sobie przy okazji, co jest dla ciebie ważne.

„Zamieć” to wysokiej klasy kryminał, historia, która mogła się wydarzyć. Nie ma tu herosów obdarzonych nieziemskimi mocami, są za to ludzie odcięci na krańcu świata. Nic tu nie jest proste, i czekam na „Whiteout: Odwilż”, zapowiedziany już przez Taurusa, by śledzić dalsze losy pani szeryf. To chyba wystarczająca rekomendacja?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Azirafal: Sanki, Święty Mikołaj, bitwy na śnieżki i roześmiane dzieci. Takie są nasze odwieczne skojarzenia z zimą, śniegiem, mrozem… ba! mróz kojarzymy raczej z Dziadkiem Mrozem zza wschodniej granicy, niż z lodowatym powietrzem które nas mrozi. Tym większym szokiem może być zetknięcie się z Lodem dla kogokolwiek, komu lód kojarzy się tylko z lodowiskiem i z lodami. To jest pustka. To jest ciężkie życie. To bywa cierpienie. To bywa także i śmierć…

Okładka oryginalnego “Whiteout #3” autorstwa Dave’a Gibbonsa

Antarktyda. Istnieje parę rzeczy, których jest tu dużo – śnieg, lód, pustka, mężczyźni… Jest kilka rzeczy, których jest za mało. Na przykład kobiet. Tym gorzej wygląda sytuacja pani szeryf (nie, przepraszam – zastępczyni szeryfa), kobiety, która teoretycznie ma władzę… no, może raczej pilnuje porządku i prawa, ale każdy wie, że lepiej jej nie podskakiwać. Choć nie przeszkadza to nikomu naśmiewać się i drwić z niej za plecami. Przewaga 200 mężczyzn na jedną kobietę w okolicach bieguna dodaje animuszu i pewności siebie. Dopóki nie zostanie popełnione morderstwo – o, to wtedy wszyscy są skłonni współpracować, pomagać, a przynajmniej nie przeszkadzać. Stosować się do rozkazów i poleceń. Zwłaszcza, jeśli pani szeryf (pal licho ‘zastępczynię’) może stracić pracę, gdyby nie udało jej się rozwikłać morderstwa. A przecież poza Lodem, który stał się jej domem, przyjacielem i wrogiem zarazem, pani szeryf Carrie Stetko nie ma nikogo. Może kilku przyjaciół, ale z tymi łączy ją przecież tylko Lód i wspólne życie na nim…

Przyznam, że to, co zrobił duet Rucka/Lieber, zaskoczyło mnie. Zaskoczyło całkowicie i dokumentnie z dwóch powodów. Po pierwsze – no sorry, przepraszam bardzo i pardon, ale kto mógł się spodziewać czegoś wciągającego po kryminalnej historyjce dziejącej się na najnudniejszym kontynencie na Ziemi? (nie wliczam Australii) Po drugie – bo nie lubię Rucka. Po prostu. Queen & Country nie podoba mi się, jest nudne i zupełnie nie potrafię się wczuć w ten komiks. I winię za to właśnie Rucka. Bo jeśli nie mogę nawiązać jakiejkolwiek nici sympatii czy chociażby kontaktu neutralnego z bohaterami, to czyja to wina, jak nie scenarzysty? I to zaskoczyło mnie bardziej, bo Whiteout jest ciekawy. Wciąga. Nie mogłem się oderwać, zanim nie przeczytałem całości, czułem się jak człowiek na mrozie, bez sił – chciałem zasnąć, otulić się mrokiem i bezpiecznym odrętwieniem snu. Snu, jakim byłaby dla mnie ta lektura.

Okładka oryginalnego “Whiteout #4” autorstwa Steve’a Lebiera

Historia, mimo że niezbyt oryginalna, jest bardzo zajmująca. Dzięki terenowi, na którym rozgrywa się cała akcja komiksu, dzięki specyficznym ludziom zamieszkującym ten teren, komiks intryguje, ma niesamowitą atmosferę, klimat. Aż ciarki przechodzą… Kryminał rozgrywa się wolno, spokojnie, swoim tempem – jakby chcąc nam pokazać, że tu, na Lodzie, nie ma się co śpieszyć. Trzeba wszystko zaplanować. Trzeba uważać, trzeba się pilnować. Jeden fałszywy ruch, czasem krok, a czasem jedno pytanie zadane nie wtedy, kiedy trzeba… Tu każdy ma jakąś tajemnicę, jakąś skazę czy przeszłość, od której ucieka.

Oczywiście klimat komiksu nie zależy tylko od scenariusza – rysunki są co najmniej równie istotne, a w Whiteout musiały współtworzyć wraz ze scenariuszem tę niesamowitą atmosferę lodowej pustyni. Bo tu trzeba oddać Biel. Lód. Mrozy, które nigdy nam się nie śniły (choć jazda nie ogrzewanym nocnym przy -25’C daje mi pewne o nich pojęcie). Ludzi, ale zarazem ich samotność. Pustkę. Właśnie to przebija przez rysunki Liebera. Dodatkowym wielkim plusem jest pewien realizm postaci – nie znajdziemy tu żadnych seksbomb (choć pewna interesująca brytyjska pani szpieg się pojawia), nie będzie kwadratowo-szczęnnych przystojniaków. Nic z tych rzeczy. Świat to surowy dla obu płci, i to widać. Świat śniegu, ale i świat ciemności, nocy, cieni. Gdzieś tu w końcu czai się ten morderca, a do tego potrzeba cieni i półmroku…

Dobra to rzecz. Bardzo ciekawa, upstrzona świetnymi dialogami i monologami, interesującymi faktami i szczególikami z życia na Antarktydzie, przemawiająca do nas nostalgicznymi, smutnymi obrazami. I choć mimo wszystko jest w tym albumie trochę ciepła, przyjaźni, współpracy… to jednak głównym uczuciem pozostaje smutek. I pustka. I biel…

9/10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Maciej Kowalski: Film "The Thing" Johna Carpentera to nadal niezagrożony lider w kategorii budowania klimatu trwogi w odciętych od świata stacjach, położonych w okolicach bieguna. Choć trzeba przyznać, że duet Rucka i Lieber radzą sobie z tym bardzo dobrze, a nie mają do swej dyspozycji kosmicznych potworów, a jedynie wyjątkowo złych ludzi.

Okładka oryginalnego TPB “Whiteout” autorstwa Franka Millera

"Zamieć" to przede wszystkim dobrze opowiedziana historia z bohaterami, których albo od razu się bezgranicznie lubi, albo takimi, których się z całego serca nienawidzi. I to właśnie towarzyszące lekturze emocje są największym atutem tego komiksu. Sama intryga kryminalna jest dość przewidywalna, jeśli chodzi o uczestników zdarzeń, trudniej na początku odgadnąć ich motywy.

Dodatkowym smaczkiem dla fanów komiksu są okładki w wykonaniu mistrzów: Franka Millera, Mike'a Mignoli i Matta Wagnera (choć w tym ostatnim przypadku trudno na pierwszy rzut oka skojarzyć rysunek i autora).

8/10

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Od Charliego: Teoretycznie w 2005 roku na ekrany kin wszedł film „Whiteout” będący adaptacją komiksu. Jego reżyserem jest jakoby Wolfgang Petersen, a odtwórczynią głównej roli Reese Witherspoon. O istnieniu filmu dowiedzieliśmy się z not biograficznych Reese Witherspoon oraz reżysera, jednakże do tej pory nikt z nas, ani z naszego otocznia nie widział filmu czy jakiegokolwiek materiału promocyjnego (recenzji/plakatu/trailera). Miejmy nadzieję, że przyszłe pokolenia uporają się z tą zagadką...

Opublikowano:



Whiteout #1: Zamieć

Whiteout #1: Zamieć

Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Steve Lieber
Wydanie: I
Data wydania: Styczeń 2006
Seria: Whiteout
Tytuł oryginału: Whiteout
Wydawca oryginału: Oni Press
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: czarno-biały, offset
Oprawa: miękka, grzbiet
Format: 17x26 cm
Stron: 128
Cena: 26,90 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Whiteout: Zamieć Whiteout: Zamieć Whiteout: Zamieć

Tagi

Whiteout

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Azirafal -

Blaargh! Reese Whiterspoon? Boże, to jest straszne... Kto ją zatrudnił? :/ Naprawdę mam nadzieję, że twórcy komiksu nie mieli nic do powiedzenia w sprawie angażu aktorów, bo straciliby u mnie cały ciężko zapracowany szacunek...

charlie_cherry -

Cóż, ja nie widziałem filmu, więć jeszcze nie będą oceniał (choć pełen nadzieji to nie jestem..). W ogóle ten film jest jakoś ciężko dostępny i nie wypromowany - nawet w Internecie zdjęć z niego znaleźć nie można. Dziwne. Ktoś to widział?

Hifidelic -

Czy to jest cyberpunkowa Zamieć na podstawie autora Cryptonomiconu??????? :O

Azirafal -

Hifi - nie. Normalne, realistyczne, non-fatastical :) Myślałem, że z recki można to wywnioskować :D

Hifidelic -

Heh, nie czytałem recki :oops: Stąd moje nietrafione pytanie.
Szkoda, że to nie to... Podnieciłem się niemożebnie na darmo... ;(