baner

Recenzja

Hitman/Lobo

Yaqza, Yaqza recenzuje Hitman/Lobo
Jest unikatem na skalę Wszechświata. Białoskórą, zbudowaną jak szafa, wymachującą na lewo i prawo hakiem, obutą w glany zabójczą indywidualnością. Oczywiście wszyscy go kochamy, inaczej rozwaliłby nie tylko tą naszą małą, biedną Ziemię, ale cały Układ Słoneczny. Lub gorzej! Wiecie, o kim tu mówię, prawda? Teraz cichutko wyszeptajcie jego imię – ale nie za głośno, bo usłyszy...i wpadnie do nas na wakacje.

Za późno, już wpadł. Może nie na urlop, a tylko w przelocie zahaczył o Ziemię, ale to wystarczy. Na domiar złego odwiedził bar, w którym zwykle przesiaduje Tommy Monaghan – znany tu i ówdzie jako Hitman. A ponieważ Tommy ma paskudny nastrój (kłopoty z dziewczyną, sami rozumiecie), postanawia pobawić się z przybyszem...będąc, o dziwo, w pełni świadomym zagrożenia. Gonitwę czas zacząć. A że po drodze do zabawy wplącze się lokalna „rodzina”, mająca na pieńku z Tommym? Toż to sam miód.

Lobo dane nam było poznać dzięki ś.p. wydawnictwu TM-Semic, które zaatakowało niczego nie spodziewających się czytelników wybuchową, ilustrowaną przez Simona Bisley’a wersją przygód radosnego rzeźnika o krwiożerczym uśmiechu. Czarnian podbił...a może wyrwał?...serca nadwiślańskiej gawiedzi.

Z kolei przypadki Hitmana, cyngla o nadnaturalnych umiejętnościach, publikuje u nas Mandragora – która teraz postanowiła podejść czytelników i dożylnie zaserwować podwójną dawkę akcji, publikując 48-stronicowy Hitman/Lobo (nie tak dawno to Fun Media, spadkobierca po TM-Semic miał w planach ów zeszyt –świat nie stoi w miejscu a w przyrodzie nic nie ginie, cytując klasyczne porzekadła).

Wracając do tematu – jak wypada mariaż wspomnianych heros...hmmm, to zbyt mocne słowo, powiedzmy, postaci? Koniec końców za scenariusz odpowiada sam Garth „Kaznodzieja” Ennis, powinno być nieźle, prawda? Z jajem, prawda? Tak, że hoho, prawda?

No to potrzymam Was jeszcze chwilkę w niepewności i zacznę z drugiej strony.
Graficznie komiksowi nic zarzucić nie można – rysunkami zajął się znany nam już (no proszę, sami znajomi...) Doug Mahnke – jego Lobo to nieokrzesany, morderczy twardziel, napakowany po czubek głowy mięśniami, niczym wielbiciel oryginalnych dresów po sesji w siłowni. Ilość pracy włożonej w rysunki widać na pierwszy rzut oka – przykuwające uwagę szczególiki (latające nogi, wraki samochodów, place boju pełne okaleczonych gangsterów) radują serce czytelnika, a rozgrywająca się na planszach komiksu rzeź, mimo że – jak to rzeź – krwawa do granic, wywołuje uśmiech na twarzy. Przecież to Lobo. Tak powinno być: z dużą dozą okrucieństwa i posoki.

Scenariusz za to nie zachwyca. Jest kilka momentów, mogących rzeczywiście rozbawić, ale 48-stronicowa pogoń za Hitmanem prawdę powiedziawszy nuży. Tym bardziej, że ulubieniec tłumów, bożyszcze kobiet – Lobo - odgrywa w przedstawieniu rolę pośledniego klauna. Przebiegły Hitman radzi sobie za to perfekcyjnie. Pozazdrościć. Bardziej na zdrowie komiksowi wyszłoby – przynajmniej takie odnoszę wrażenie – „zrównanie” bohaterów i wykorzystanie obydwu w gagach. No niestety, nie zawsze możemy mieć to, czego byśmy chcieli.

Komiks warto kupić, jeśli nastawiamy się na wrażenia estetyczne – wzrokowcy powinni być usatysfakcjonowani. Jeśli, drogi Czytelniku, przyświeca Ci inny cel, możesz srodze się zawieść.
„Nieamerykańscy gladiatorzy” wciąż pozostają w czołówce historii z Lobo. Bez dwóch zdań.

Opublikowano:



Hitman/Lobo

Hitman/Lobo

Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Doug Mahnke
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2005
Seria: Lobo, Hitman
Tytuł oryginału: Hitman/Lobo: That stupid bastich!
Rok wydania oryginału: 2000
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Orkanaugorze
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 48
Cena: 9,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
10.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
10 /10
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-