baner

Recenzja

Eryk- ostatni Szrama 2

Yaqza, Yaqza, Azirafal, Azirafal recenzuje Eryk - ostatni Szrama 2
Emilia, Tank i Profesor. Nadobna dziewoja, rozrośnięty jak szafa trzydrzwiowa goryl i...ten trzeci. No wiecie, ten pijus.
Ich przygody mogliśmy śledzić w Produkcie, trafił się też album wydany przez Mandragorę o dziwnie swojsko brzmiącym tytule „Eryk- ostatni Szrama”. Przyznaję, że nie czytałem, a różne opinie o uszy się obiły. Najwyraźniej jednak znalazł nabywców, skoro autor wydaje kontynuację- „Eryka, ostatniego Szramę 2” (oryginalności w tytule nie uświadczysz).

Kilka słów wstępu- o co chodzi? Aby to wyjaśnić przytoczyć należy co nieco historii...
Poznajcie Jana- razem ze swym bratem walczy on z wszelakimi pomiotami Piekieł. Razu pewnego jednak dość niefartownie obaj pogromcy Zła wpadają na niejakiego Lepskatora- diabełka z pudełka, i to całkiem dosłownie. Jan zostaje ranny- jego twarz przyozdobi teraz Szrama, od której weźmie się jego przydomek. Ale to nie wszystko- Jan zostaje skażony złem i teraz sam będzie szerzył chaos i zniszczenie...
Czas jakiś później Jan postanawia się sklonować- po kilku próbach na świat przychodzi Eryk- nie zaskoczy chyba nikogo, jeśli powiem że jego droga skrzyżowała się z drogą trójki naszych dzielnych, wspomnianych na początku recenzji bohaterów? Koniec końców Eryk wylądował w krainie Wiecznego Lepienia Bałwanów- więzieniu wśród śniegów i lodów, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie próbował by opuścić.
Teraz jednak zresocjalizowany młody Szrama opuszcza niegościnne mury swego odosobnienia i postanawia żyć jak przykładnemu obywatelowi przystało...
I w tym momencie po raz kolejny natkniemy się na wspomnianego wyżej Lepskatora, który postanawia zemścić się na Emilii i jej kompanach, wykorzystując ku temu nikogo innego, jak tytułowego bohatera komiksu...

Nie zabraknie też Bloora Ba Bum, wujka Eryka, który w przeciwieństwie do bratanka podąża ścieżką Dobra i Sprawiedliwości szkoląc Szlachetnych Twardzieli i od czasu do czasu popijając i przypalając to i owo.

Do akcji wkroczą wielkie roboty, mutujące koty, butelki samogonu oraz gry video i komiksy opowiadające o zmaganiach E,T&P w pierwszej walce ze Szramą- brzmi ciekawie?

....Nie jest ciekawie. Po przeczytaniu drugiego Eryka mogę z pełną stanowczością rzec: pan Myszkowski nie powinien sam dla siebie pisać komiksów- bo mu to nie wychodzi. Fabuła pozbawiona jest wszelkich obciążających mózg czytelnika zawiłości i jest skomplikowana jak praca woźnego przesiadującego w kantorku i od czasu do czasu przerywającego drapanie się po brzuchu, by podać klucze. Jedyną wymaganą w tym komiksie umiejętnością jest sztuka czytania i podążania wzrokiem z kadru na kadr.
Bohaterowie stanowią zbieraninę „ziomali” wszelkiej aparycji, choć z przewagą umięśnionej (i nie mówię tu tylko o Tanku...)- wszyscy praktycznie bez wyjątku nawijają tym samym, podwórkowym, zmutowanym dialektem, od czasu do czasu rzucając jakiś wulgaryzm. Humor jest niewybredny i często wręcz prostacki- co stoi w sprzeczności z komentarzem wydawcy, który wspominał iż Myszkowski operuje humorem zbliżonym do humoru legendarnego można by rzec Baranowskiego. Ciekawe to spostrzeżenie i wymagało chyba nad wyraz wnikliwego przeanalizowania każdego kadru, by wskazać przynajmniej kilka takich momentów.
Dowcipy nie śmieszą, bo nawet gdy ktoś rzuci wiązankę słów układającą się w coś na wzór dowcipu, to traci to swa moc wtłoczona między dialogi zaniżające poziom do samego gruntu.

Co się tyczy oprawy graficznej odczucia mam mieszane- widać pewną inspirację Bisley’em, nie widać inspiracji mangami (o której mówiono przed premierą album- chyba że uznamy obecność wielkich robotów za takową właśnie...). Na kadrach naćkano tyle detali, że niekiedy nie wiadomo na czym skupić wzrok, by wyłowić szczegóły (efekt podobny do wpatrywania się w obraz by po kilkunastu minutach dopatrzeć się rysunku żaglówki- choć odnoszę wrażenie, że w „Eryku” iluzja była chyba niezamierzona...).
Autor lubi upychać na planszach kilogramy, ba! tony! maźnięć, i jak widać- robi to z pasją maniaka. Na kadrach uświadczymy zaprawdę prawdziwej orgii kreseczek- gdzie nie spojrzeć, ołówek i tak tam już był i zostawił po swej obecności niezatarty ślad.
Szkoda, że układa się to w chaotyczny efekt- a na niejednym kadrze widać, że mogło być z tego coś więcej; przy odpowiedniej ilości odważnych maźnięć tuszem rzecz wyglądałaby zupełnie inaczej.
Rysowanie dla samego rysowania i pisanie pod brać podwórkową nie jest dla mnie szczytem sztuki komiksu. Nawet komiksu mocno rozrywkowego, stworzonego dla czytelnika, który chce złapać oddech od poważniejszych tytułów.
Scenarzysta spełniłby się zapewne w roli rysownika, ale jego twory gdy złapie za pióro zostawiają wiele do życzenia.
Pooglądać można, poczytać niekoniecznie. Ogólnie rzecz biorąc- odradzam.


Azirafal:

Za pierwszym razem gdy sięgnąłem po Eryka, skojarzył mi się z Lobo. Pamiętam, że pomyślałem wówczas dokładnie „polski Lobo! Łał!”. Po drugim czytaniu stwierdziłem „młodszy i głupszy brat Lobo”. A z każdym kolejnym przeglądnięciem tego komiksu moje zdanie o nim ulegało pogorszeniu, aż przestałem znajdywać w nim cokolwiek ciekawego. Gdy dowiedziałem się, że Zin Zin Press postanowił wydać drugi tom przygód Emilii, Tanka i Profesora, miałem jakąś zupełnie nielogiczną nadzieję, że będzie on lepszy od poprzednika. Niestety, zawiodłem się, tak jak już nieraz gdy w grę wchodzą sequele kiepskich tytułów...

Rzeczywiście, może tak jak powiedział przedmówca, Myszkowskiemu przydałby się ktoś od scenariusza, bo rysunkowo nie jest źle. Ba, jest wręcz całkiem nieźle, jeśli spojrzeć na naszych rodzimych rysowników. Widać inspirację Bisley’em (tak jak mówiłem – Lobo), widać też inspiracje mangą (ja je, o dziwo, ujrzałem...) – rysunki są przyjemne, ładne, bardzo szczegółowe. Na stronę graficzną albumu narzekać nie można, choć oczywiście mogłoby być lepiej, ale powiedzmy sobie szczerze, że Myszkowski już sobie „markę” wyrobił, ma charakterystyczną kreskę i nie widzę potrzeby zmieniania tego.

Fabularnie jest niestety gorzej. O ile nie będę przytaczał historii (tak z albumu pierwszego, jak i drugiego), o tyle można napisać jedno – scenariusz jest cieniutki. Jego praktycznie nie ma - żałosne próby „kolejni źli idą wpieprzyć E, T i P” do ambitnych nie zaliczam, tym bardziej, że tym razem to nawet nie kolejni źli tylko ten sam... Humor opiera się na paleniu „blantasów”, piciu ogromnej ilości alkoholu i spuszczania manta lub po prostu naśmiewania się z Profesora. I na wulgaryzmach lecących ze wszystkich stron, które mają... nie wiem... rozluźnić atmosferę i stworzyć swojski, „ziomalski” klimat? Koniec. Ni mniej, ni więcej. Ja przy czytaniu Eryka bym się z wielką chęcią pośmiał, gdyby tylko ktoś dał mi pretekst! A tak? Bida z nędzą...

A nic nie zapowiadało, że oba albumy będą aż tak kiepaśne. Odcinki wrzucane przez Myszkowskiego w Produkcie były i nadal są dobre. Ba! Wręcz bardzo dobre. Z wielką ochotą czytałem przygody naszego „strasznego tria” i uśmiałem się nieraz do łez. Myślę, że lepiej by się stało, gdyby wydano te odcinki z Produktu jako pojedynczy album. Ale cóż – ja wydawcą nie jestem, a pierwszy tom Eryka widać sprzedawał się na tyle dobrze, by mu kontynuację zapewnić. Wielka to szkoda, że Myszkowski nie wykorzystał szansy, by pokazać się z lepszej strony i udowodnić, że tom pierwszy był tylko wypadkiem przy pracy, poślizgnięciem się na wyboistej drodze twórcy komiksowego.

Dno, panowie i panie. A przynajmniej bardzo blisko...

Ocena Azirafala: 2/10

Opublikowano:



Eryk - ostatni Szrama 2

Eryk - ostatni Szrama 2

Scenariusz: Filip Myszkowski
Rysunki: Filip Myszkowski
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2004
Seria: Eryk - ostatni Szrama
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Stron: 60
Cena: 14,90 zł
Wydawnictwo: Zin Zin Press
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Eryk- ostatni Szrama 2 Eryk- ostatni Szrama 2

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-