Recenzja
Metropolis
Yaqza, Yaqza recenzuje MetropolisBo bywa, że twórca tworzący w innej „epoce” nie utrafi w gusta zwykłego, prostego jak linijka czytelnika- bo za bardzo chciał się wpaść w panujące tendencje czy eksperymentował na różne, czasami dość makabryczne sposoby.
Tyle obaw, lęków zanim sięgnie człek poczciwy po te kilkadziesiąt(-set) kartek. Powiem szczerze że dotknęła mnie ta przypadłość nim ręce złapały chwytem kleszczowym Metropolis. No bo spójrzmy prawdzie w oczy- toż to rok ’49 zeszłego wieku! Obejrzenie przykładowych plansz spotęgowało jeszcze obawy- Disney jak się patrzy. Wiadomo, boom był wtedy na Disney’a, rysownicy naśladowali ten jakże charakterystyczny i lubiany styl- ale wcale nie musi to u mnie wywoływać euforii, jest wręcz przeciwnie, prawdę mówiąc- jeśli będę chciał sięgnąć po komiks utrzymany w tej stylistyce otworze Kaczora Donalda, dziękuję bardzo.
Koniec końców skonsumowałem tę wiekową mangę. Tomik zamknąłem, odłożyłem na stolik i...po mojej głowie wciąż latały myśli z nim związane. Nie zamierzały bynajmniej dać sobie spokoju i-jak manga- położyć się spać. To wrażenie...Metropolis jest jak film animowany. Jak te stare filmy ze studia Disney’a, gdzie praktycznie każda postać i każdy element tła był animowany. To się już nie zdarza, bo wymagało za dużo pracy, ale jaki był efekt! Taki film żył własnym, dynamicznym, nieokrzesanym życiem. Jak Maleństwo z Kubusia Puchatka- rozbrykane, szalone, esencja radości.
I te postaci- korpulentne, prawie trójwymiarowe, zupełnie inna jakość niż teraz, coś niezapomnianego.
I takie jest w warstwie graficznej Metropolis Osamu Tezuki- to prawie film animowany. Zresztą to nie koniec niespodzianek- Tezuka bawił się perspektywą, pozwalał czytelnikowi spojrzeć nas akcję z czasami bardzo nowatorskiego punktu widzenia. Zabawa dla czytelnika- niesłychana.
Ale, ale, zacząłem z drugiego końca, od grafiki- a co ze scenariuszem? Ten także jest dość specyficzny i komponuje się z rysunkami w unikatowy sposób- Metropolis to opowieść o sztucznym człowieku, osadzona w tytułowym mieście, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Narodziny androida Mitchii’ego wiążą się z pojawieniem się na Słońcu czarnych plam, a w mieście szajki przestępczej niejakiego Reda- jego znakiem rozpoznawczym jest długi nos, o czym przekonujemy się już na pierwszych planszach komiksu.
Mitchii wyposażony zostaje w całą gamę umiejętności, czyniących z niego nadczłowieka- możliwość latania, supersiłę, niezwykłą wytrzymałość...oraz twarz pięknego posągu. Jedni chcą go chronić, inni wykorzystać do własnych, obłudnych celów. W sprawę wplątane z czasem zostają coraz to nowe osoby- kolega Mitchii’ego ze szkolnej ławy, jego wuj- detektyw z Japonii, uboga dziewczynka-sprzedawczyni kwiatów, której android uratował życie...i wielu innych.
Czytelnik znajdzie w Metropolis ograne schematy ze starych filmów sf- chociaż gdy Tezuka tworzył swój komiks nie były one tak stare... a także syndrom niejednego komiksu- cierpią na niego komiksy bez względu na wiek. Opowiadanie o tym co bohater właśnie robi lub co widzi- mówienie do siebie jest przypadłością wielu ludzi, ale w komiksach przyjmuje ono jeszcze bardziej paranoiczny wydźwięk. Nie mówiąc o tym, jak bardzo psuje zabawę, gdy trzeba oderwać się o d lektury i rzec „taaaaa...jasne...gadaj zdrów”.
Ale – o dziwo, nie przeszkadza to tak bardzo w przypadku Metropolis. Czasami delikatnie irytuje, ale....ta irytacja momentalnie przechodzi. Komiks jest niby-zabawny, ale...im dalej tym poważniej. Przyznaję, że nie podejrzewałem takiego rozwoju scenariusza, jaki zaserwował Osamu Tezuka w swoim dziele- po zakończeniu lektury byłem nad wyraz miło rozczarowany. I był to jeden z powodów, dla którego Metropolis nie wyparowało z mej łepetyny po odłożeniu mangi na półkę. Niby wszystko jest fajnie, zabawnie, pełną parą i czasem z dreszczykiem, ale to nie wszystko. Jest jeszcze coś, takie drugie dno ukryte pod warstwą świetnych rysunków- coś, co wywołuje zadumę. Główny czarny charakter- Red- nie jest postacią jednoznacznie złą. Da się to zauważyć przy jego konfrontacji z detektywem z Japonii- Red to postać honorowa i zdecydowana. Mitchii także nie jest jednowymiarowy- sztuczny człowiek oszukiwany od chwili narodzin- rozpaczliwie szukający prawdy, a kiedy ją znajdzie...No cóż, warto przekonać się samemu.
Nie przestraszcie się- Metropolis nie sili się na dramatyzm, napięcie i wzniosłe treści. On je przemyca mimochodem podrzucając czytelnikowi co jakiś czas, zamiennie z kolejnymi „staroszkolnymi” dowcipami.
Polecam Metropolis. Polecam go z całego serca, ale jednocześnie ostrzegam- nie róbcie sobie gigantycznych nadziei. I tak pewnie rozminą się z właściwymi atrybutami komiksu- zamiast tego, czego oczekujecie otrzymacie coś innego, równie dobrego ale niespodziewanego.
Dla mnie ten komiks to podróż do czasów, gdy z uwielbieniem oglądałem filmy animowane Disney’a; wspaniała i wciąż broniąca się treścią i wigorem, a nie sędziwą brodą niespodzianka. Nie jest to Akira. Nie jest to też Evangelion. Żadne tam Ghost in the Shell czy GTO. To Metropolis- komiks który stanowi klasę sam dla siebie.
Opublikowano:
Metropolis
Scenariusz: Osamu Tezuka
Rysunki: Osamu Tezuka
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2004
Tytuł oryginału: Metropolis
Rok wydania oryginału: 1949
Wydawca oryginału: Ikuei
Tłumaczenie: Mateusz Łukasik
Druk: czarno-biały
Oprawa: obwoluta
Format: 13x18 cm
Stron: 160
Cena: 22,9 zł + 2
Wydawnictwo: Arashi
ISBN: 83-919177-0-3
Nakład: 1000 egzemplarzy
Rysunki: Osamu Tezuka
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2004
Tytuł oryginału: Metropolis
Rok wydania oryginału: 1949
Wydawca oryginału: Ikuei
Tłumaczenie: Mateusz Łukasik
Druk: czarno-biały
Oprawa: obwoluta
Format: 13x18 cm
Stron: 160
Cena: 22,9 zł + 2
Wydawnictwo: Arashi
ISBN: 83-919177-0-3
Nakład: 1000 egzemplarzy
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Galerie
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-