baner

Recenzja

Dziedzictwo Green Lanterna

Gamart recenzuje Dziedzictwo Green Lanterna: Testament i ostatnia wola Hala Jordana
Przed mym spojrzeniem nie umknie żadne zło, niechaj drżą ci, co zła potęgę czczą. Czy w blasku dnia, czy w cieniu nocy, strzeż się zielonej pierścienia mocy.

Przysięga Green Lanternów

Niedawno nakładem Egmontu, mieliśmy okazje przeczytać historię ze stajni DC (Detective Comics) o jakże dźwięcznym tytule „Dziedzictwo Green Lanterna: Testament i Ostatnia Wola Hala Jordana”. Ale może zanim przejdę do konkretów to może trochę historii. Jak zapewne niektórzy z was wiedzą komiks „Green Lantern” był już kiedyś wydawany w Polsce (a dokładniej w latach 1992/93/94 nakładem Tm-Semic, w których to wyszło 10 numerów tegoż komiksu) i opowiadał historię człowieka, Hala Jordana który pewnego dnia znalazł umierającego kosmitę, Abin Sura, który jak się okazało był jednym z Green Lanternów, strażników utrzymujących ład we wszechświecie.
Sur dał zszokowanemu Jordanowi zielony pierścień, który potrafił wytworzyć wszystko, czego zapragnął właściciel (szerzej przedstawione w historii „Szmaragdowy Świt”) i tak oto Jordan dołączył do korpusu Zielonych Latarni, stając się strażnikiem Ziemi. Tyle wprowadzenia, teraz trochę o „Dziedzictwie...”.
Hal Jordan zginął (historia „Final Night”), ale przed swoją śmiercią zdążył jeszcze w szale spowodowanym zniszczeniem jego miasta, Coast City (w czasie „Rządów Supermanów”, wydanych kiedyś w Polsce, które działy się po śmierci Supermana i opowiadały historie czterech jego „następców” Superboya, Steela, Eradicatora i Cyborga, a ten ostatni właśnie okazując się złym, zrównał z ziemią Coast City), zniszczyć wszystkich Green Lanternów (przeżył tylko jeden ze Strazników, Ganthet) i całe Oa (planeta-baza Lanternów), oraz przyjął na siebie całą moc głównej latarni (taka bateria, z której GL czerpią energię). Potem zamienił się w Parallaxa, potężną istotę, z którą nikt nie mógł się liczyć.
Poświęcił jednak swe życie w obronie ukochanej ziemi, ponownie rozpalając słońce po ataku kosmity zwącego siebie Sun-Eater (w „Final Night”).
„Dziedzictwo...” zaczyna się w momencie, gdy dawny przyjaciel Hala, eskimos Tom Kalmaku alias Pieface (ksywka złożone jest z angielskich słow, pie-ciacho i face-twarz, gęba, co daje komiczny efekt w stylu Ciachogęby. Nazwany został tak przez Hala, ponieważ z eskimosami kojarzyły mu się tylko lody „Eskimo Pie”) zostaje po jednej z burd (spowodowanej swoją nienawiścią do Jordana, który jak napisałem wcześniej wymordował cały korpus Zielonych Latarni), odwieziony do domu przez znajomego policjanta- gdy Tom zasypia stróż prawa ujawnia swoją prawdziwą twarz: Spectre/Hala Jordana (Jordan umarł, ale jednocześnie stał się Spectre, uosobieniem gniewu Bożego).
Na drugi dzień do Kalmaku przychodzi prawnik z dzieckiem, które okazuje się być synem Jordana! Tom chcąc nie chcąc musi zająć się „synem” znienawidzonego przyjaciela.
Dalej fabuły nie będę zdradzał, dodam tylko, że nie wszyscy okażą się tymi, którymi wydają się być na początku, Tom i mały Jordan są ścigani przez Dark Lanterna, a do tego wszystkiego miesza się JLA („Justice League of America” czyli „Liga Sprawiedliwości Ameryki”), na czele z Supermanem i Batmanem.
Tak pokrótce przedstawia się scenariusz napisany, przez Joe Kelly’ego (pisał scenariusze m.in. do „Deadpoola”, „X-Men”, i Superboy”), który dla obeznanego w temacie Zielonych Latarni i świata DC może okazać się ciekawy, ale dla reszty może być za bardzo infantylny i niezrozumiały (dobrze, że są świetne przypisy na końcu komiksu), bo pogmatwanie historii naprawdę jest duże, a historia obraca się nie wokół bohaterów pokroju Kyle’a Rynkera (nowy ziemski Lantern, następca Jordana, otrzymał pierścień od ostatniego ocalałego, Gantheta i w czasie „Final Night”, był ostatnią żywą Zieloną Latarnią) czy Batmana, ale Toma „Pieface” Kalmaku, który w komiksie przechodzi głęboką przemianę psychiczną. Co do rysunków Brenta Andersona (rysował wiele znanych komiksów m.in. „Supermana”, Batmana, „X-Men”, „Wonder Woman”, „Doctora Strange” i „Punishera”), to można powiedzieć, że są dobre, nawet bardzo dobre. Świetnie pasują do typowej historii superbohaterskiej i na pewno należy je zapisać na plus komiksu, naprawdę miło się je ogląda, taka ponadprzeciętna kreska, nic więcej nie mam do powiedzenia w tym względzie.
Podsumowując, „Dziedzictwo...” na pewno spodoba się fanom świata Green Lanternów i uniwersum DC. Pełno jest tu skojarzeń i smaczków, których doszuka się każdy znający świat Detective Comics, ale dla przeciętnego komiksiarza będzie on tylko kolejną tzw. amerykańską papką.
Ja z racji tego, że lubię Lanternów daje „Dziedzictwu...” siódemkę, ponieważ na rynku jest jednak parę o wiele lepszych historii superbohaterskich (choćby „Green Arrow”). Ale jeśli lubisz DC, możesz kupić, nie powinieneś się zawieść.

Opublikowano:



Dziedzictwo Green Lanterna: Testament i ostatnia wola Hala Jordana

Dziedzictwo Green Lanterna: Testament i ostatnia wola Hala Jordana

Scenariusz: Joe Kelly
Rysunki: Brent Anderson
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2003
Tytuł oryginału: Green Lantern: Legacy: The Last Will and Testament of Hal Jordan
Rok wydania oryginału: 2002
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor
Oprawa: kartonowa
Format: 17x26 cm
Stron: 112
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Dziedzictwo Green Lanterna Dziedzictwo Green Lanterna Dziedzictwo Green Lanterna

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-