baner

Recenzja

Fullmetal Alchemist #1

Tokiyoshi recenzuje Fullmetal Alchemist #01
        W ubiegłym roku na swojej stronie internetowej Wydawnictwo JPF przeprowadziło plebiscyt nazwany „Lista życzeń”. Internauci głosowali na mangi, które uważali za najlepsze, najciekawsze, warte przeczytania i najbardziej godne pojawienia się na rynku polskim. Spośród podanych przez nich tytułów JPF wybrał kilka najpopularniejszych i włączył je do grafiku na rok bieżący. Pierwszym spośród nich, który ma się ukazać już w lutym jest „Fullmetal Alchemist”. Seria limitowana, długo oczekiwany, wybrany przez Was, drodzy interanuci itp...; cala ta otoczka wzbudza czujność i ciekawość. Nie powiedziałabym, żeby „Lista życzeń” była moim pierwszym spotkaniem z FMA. Jakieś wzmianki w internecie, reklamy, obrazki z anime. I gdzieś pomiędzy wierszami wrażenie, że to cos, co zastępy anime- i mangomaniakow wielbią z nabożeństwem. Czyżbyśmy mieli do czynienia z jednym z tych komiksów, które śnią się po nocach, a podobizny ich bohaterów z dumą nosi (lub nosiłoby) się na koszulce...? Takim, który sprawia, że gdy ktoś chwali się swoim plakatem Evangeliona wiszącym nad łóżkiem, odpowiadamy z duma „Hahaha! Nad moim wisi Fullmetal Alchemist!”. Wreszcie, poza tym wszystkim, czy może być to jeden z tych rzadkich komiksów, które potrafią zmienić spojrzenie na świat lub przynajmniej jakąś jego część...? Jakby nie było, poprzeczka została postawiona bardzo wysoko i trzeba czegoś naprawdę nieprzeciętnego, aby ja przeskoczyć.
        Na dzień dobry zaznaczam jednak, że podchodząc do czytania FMA byłam niemal kompletnym laikiem. Nie widziałam anime, na podstawie którego powstała manga, nie czytałam żadnych streszczeń ani recenzji. Carte blanche. Dopiero agitacja JPFu, jak również zbliżająca się wielkimi krokami „premiera” przyciągnęły moja głębsza uwagę do powyższego tytułu. I niedługo było czekać, aż w moich rękach znalazł się pierwszy tomik, seria limitowana. Cztery rozdziały, na szczęście o długości niestandardowej (czyli większej niż 19 stron), zapełniają około 200 stron druku... Nic, tylko czytać. Otwieram...
        Pierwsze wrażenie? Szczerze? Badziew. Inaczej nie potrafię tego określić. Z niepokojem przerzucam kolejne strony, ale moje rozczarowanie tylko wzrasta. Kreska tragiczna. Może to kwestia zbyt wysokich oczekiwań, może tego że to dopiero pierwszy tom i autor się jeszcze nie ‘rozrysował’ na dobre? Może. To, co mam przed oczami wystarcza wprawdzie na zilustrowanie określonej historii, scenariusza, nie daje sobie jednak rady jeśli chodzi o przekazanie nastroju, atmosfery opowieści, pogłębienie wizerunku postaci. Depcze odczucia estetyczne bardziej wymagających z przerażającą skutecznością obutego w glany sadysty! I zdecydowanie przeszkadza. Rzuca się w oczy i znacznie bardziej daje się odczuć niż nieudolne rysunki w „Bosonogim Genie” czy „One Piece”. Tamte zresztą można uznać za swego rodzaju stylizacje. Tutaj dla poziomu wyrastającego nieznacznie poza amatorski i niedbałości o szczegóły – detale, tła, wykończenie – nie znajduje żadnego usprawiedliwienia. Można by winę zrzucić na fakt, że manga powstała w tym przypadku na podstawie anime (Yaqza: w rzeczywistości było na odwrót, zawirowania związane z usterką - w komentarzach), co zazwyczaj kończy się w równie marnej formie graficznej. Zazwyczaj, ale nie zawsze, co widać chociażby na przykładzie Wolf’s Rain... Pierwszy cios był mocny, tym bardziej, że, mimo całego mojego przyjaznego podejścia, znacząco wpłynął na mój odbiór FMA.
        Z kolei jeśli chodzi o fabule... Historia jest bardzo prosta, z zadatkami na bardzo ciekawą. Mamy przed sobą dwie postaci, głównych bohaterów. Niskiego blondyna z warkoczykiem (pierwszy bohater noszący taką fryzurę od czasów Obelixa! ;)) i – na pierwszy rzut oka – jakiegoś mecha. Na drugi rzut oka okazuje się być to ktoś zakuty w pełną płytówkę. Co dziwne dwaj wyżej wymienieni osobnicy to bracia, Alphonse i Edward Elric, para znakomitych alchemików, którzy podróżują po świecie poszukując sposobu na odzyskanie swoich dawnych ciał. Edward stracił nogę i rękę, zamiast których nosi teraz metalowe protezy, zaś Alphonse – całe ciało (dlatego jest teraz zmuszony do chodzenia w zbroi). Jak do tego doszło? Otóż swego czasu obydwaj chłopcy podjęli się zuchwałej próby wskrzeszenia swojej zmarłej matki przy pomocy alchemii. Naruszyli przy tym jednak podstawowa zasadę rządzącą ta nauka, czyli tzw. ‘prawo równej wymiany’, która pozwala na stworzenie nowego istnienia tylko z równych jego wartości składników. Wtedy, przed laty, ich wybryk był jeszcze mocno podszyty amatorstwem i ignorancją (czego wyniki już znamy), od tamtego czasu jednak wiele się zmieniło – bracia rozpoczęli intensywną naukę, która pozwoliła im osiągnąć mistrzostwo w tej profesji, a przy okazji aprobatę i poparcie władz. Teraz ich zadaniem jest – oprócz służby w swoim zawodzie – ‘eliminacja’ tych, którzy lekceważą prawa alchemii lub używają jej wedle swoich zachcianek. Jednocześnie bracia nie przerywają swoich ‘prywatnych’ poszukiwań...



Bracia Elric w pełnej krasie (screen pochodzi ze strony www.animate-usa.com); na podstawie serialu powstały oczywiście także gry – jedną z nich jest „Fullmetal Alchemist 3: Kami o Tsugu Shoujo

        Akcja przebiega sprawnie, jasno i klarownie rysuje się (niestety nie w sensie dosłownym) już od pierwszych stron, chociaż nie nabiera jeszcze pełnego tempa, impetu, energii. Nie wciska w fotel, nie zaskakuje, nie porusza. Trudno jest to podsumować, mając za sobą jedynie pierwszy tom. Starałam się nie uprzedzić do tego komiksu tylko ze względu na stronę graficzna (choć tak marna jak w tym przypadku jest dla mnie prawie przestępstwem) i przyznam, że z „uprzejmym zainteresowaniem” śledziłam tok wydarzeń. Jednak od drugiego tomu będę oczekiwać zagęszczenia akcji, czegoś znacznie bardziej porywającego, rozwinięcia psychologicznego i – bo wiem, że można się tego spodziewać – filozoficznego, co zrekompensowałoby kiepskie grafiki. Czegoś, co pozwoli mi czekać na trzeci tom nie przez ‘dawanie drugiej szansy’, ale z czystego zaintrygowania losami bohaterów. Tymczasowo oceniam pierwszy tomik na 3+. I pokładam nadzieje w kolejnym...

Opublikowano:



Fullmetal Alchemist #01

Fullmetal Alchemist #01

Scenariusz: Hiromu Arakawa
Rysunki: Hiromu Arakawa
Wydanie: I
Data wydania: Luty 2006
Seria: Fullmetal Alchemist
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, grzbiet
Stron: 192
Cena: 13,95 zł
Wydawnictwo: JPF
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-